Rozdział 23

632 42 10
                                    

Siedziałem na łóżku, ogłaszając swój dom przez internet na sprzedaż. Wiedziałem, że już tam nie wrócę, więc niepotrzebnie go trzymałem pusty. A pieniądze mi się przydadzą. Miałem chwile bo Harry gdzieś wyszedł, a ja odpoczywałem. W sumie to stało się rutyna. Ten latał jak jakiś nawiedzony. Co chwile znikał, a ja siedziałem w pokoju, a to jadłem kolacje z Anne. Nic jedyne co się zmieniło, to nasze nocne rozmowy.

   Usłyszałem lekki hałas za drzwiami mojego i loczka pokoju, więc uniosłem się zaciekawiony, i otworzyłem drzwi.

   — Dzięki bogu, zabiłbym się na tych kulach — jęknął Liam, który od dwóch dni mógł przebywać w swoim pokoju, a nie w szpitalnej sali. Poruszał się teraz o kulach co nadal sprawiało mu trudność, ale się nie skarżył.

   — Siadaj na łóżku Leeyum. Co cię sprowadza? — przytuliłem go lekko i pomogłem przedostać się na łóżki.

   — Dostaje pierdolca siedząc samemu? A co nie mogę przyjść do kuzyna? — zmarszczył brwi, siadając na materacu i patrząc na mnie swoim czujnym wzrokiem.

   — No możesz, tylko nie spodziewałem się ciebie dzisiaj. Mówili, że będziesz miał zaraz rechabilistacje, a już dziewiętnasta — powiedziałem, siadając obok niego.

   — Mają do mnie przyjść, a nie ja do nich. Nie będę się tłukł po schodach znowu — prychnął. — Gdzie wszystkich wywiało? Nie ma ani Nialla, ani Zayna. Harry też gdzieś zniknął. Czuję się pominięty od czasu tego wypadku że to tak nazwę — westchnął.

   — Nie wiem sam, siedzę tu ogłaszając swój dom. Postanowiłem sprzedać go i pozbyć się go w cholerę. Ziall pojechał gdzieś, a Harry sam nie wiem gdzie. Miałem wpaść, ale no zasiedziałem się — powiedziałem, popijając swoją ulubiona herbatkę.

   — Dobrze, że się pozbywasz tego domu. Szybko przynajmniej zapomnisz o tamtym frajerze. A wydawał się być taki w porządku — Payne ułożył sobie ozdobne poduszki pod nogami i odetchnął. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jestem zmęczony — dodał.

   — Jeszcze trochę Lee, wrócisz na nogi i będziesz jak nowo narodzony — uśmiechnąłem się, podając mu jedno z ciasteczek które od razu przyjął.

   — Z takim wsparciem wrócę szybko do zdrowia — zaśmiał się. — Jak myślisz L, Des wie tak samo o mnie jak wie o tobie? Dlaczego w takim razie nie dobił mnie jak leżałem w śpiączce? Przecież miał do tego idealną okazję, jeden problem mniej — zamyślił się Payne.

   — A dlaczego chce bym poślubił Harry'ego co? Widziałem w dokumentach i słyszałem duo. Harry nie był od razu mi pisany. Miał wyjsc za jakiego Taylera, który był przyjacielem Desmonda— wymamrotałem, patrząc się w sufit.

   — Nie wiem L, ale myślałeś może by rzucić to w cholerę? Mam na myśli... Działać na korzyść Stylesów, a nie FBI? — szepnął niespokojnie. — Ryzykujemy dużo grając na dwa fronty, ale praca tam w biurze, a tutaj w terenie to dwie różne sprawy. Nie robimy tu aż takich gówien, a przynajmniej nie osobiście. Podoba mi się takie życie Lou, jestem tu doceniany i nie czuję się jakbym był na wyścigu szczurów — westchnął i założył swoje ręce za głowę.

   — Też nad tym myślałem. Porzucić to w chuj. Pierdolić to i mieć wyjebane. Nawet zniszczyłem wszystkie notatki jakie miałem co do tego gangu. Chce teraz zacząć jakby od nowa. Tutaj. By w końcu czuć się ważnym. A nie jak sierota — odparłem, zamykając laptop i odkładając go na szafkę nocna.

   — Cóż, mamy tu wiele otwartych drzwi. Tylko musimy wyjść z tego cało — Liam westchnął i przytulił się do jednej z moich poduszek.

   — Trzymajmy się razem. A uwierz nic nam się nie stanie. W kupię siła — zaśmiałem się głośno, jednak gdy chciałem coś powiedzieć do pokoju wszedł Styles. Mam nadzieje, ze nie podsłuchiwał.

   — Jak tam dzisiaj Liam? Lepiej? — Styles klepnął mojego przyjaciela w ramię i podszedł do szafy, gdzie zaczął grzebać między swoimi ubraniami. Po chwili wyciągnął pistolet z tłumikiem który po chwili załadował kilkoma nabojami i przeładował go unosząc do swojej twarzy przyglądając się zdobionej rączce. — Czeka mnie ciężka noc. Jeśli nie jedziesz z nami Louis to nie czekaj na mnie, wrócę późno. Niall też zostaje — Harry zabezpieczył broń i schował ją za pasek od jasnych jeansów.

   — Gdzie jedziesz? — spytałem, patrząc na niego. Przecież nic mi nie mówił o tym. Z godziny na godziny nowych rzeczy się dowiaduje. Cholera jasna. — Chce wiedzieć — dodałem, przymrużając oczy.

  — Odebrać zapłatę za użyczenie transportu. Nie lubię długo czekać na swoje pieniądze — uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko.

   — Będę spał pewnie albo będę u Liama — uśmiechnąłem się wstając z łóżka i podchodząc do loczka by poprawiać jego włosy. — Tylko masz wrócić cały — dodałem cmokajac go w usta i zrobiłem to co miałem w planach

   — Proszę cie skarbie, watpisz we mnie? — zaśmiał sie i rowniez zlozyl delikatny pocalunek na moich ustach. — Tylko nic nie kombinuj — rozczochral moja grzywke i opuscil pomieszczenie.

   — Louis, kochasz go — skwitowal Liam po dluzszej chwili ciszy, a ja prawie zadławiłem się gwaltownie wciagnietym powietrzem.

      — Nie wiem, to dziwne uczucie... Przy Jake'u nie miałem tak, ale przy Harrym... nie wiem to co innego — westchnąłem cicho, spoglądając na kuzyna z przegryzioną wargą.

   — Zakochałeś się — przeciągnął ostatnią literkę aby tylko mnie denerwować na co przewróciłem oczami.

   — Ja i cholerny szef mafii? To nie ma szansy wypalić Li. Dobrze wiesz, że Harry ma swój charakterek jak i ja. To że teraz się dobrze dogadujemy nie oznacza, że zaraz znowu mu coś nie siądzie na łeb i nie odstrzeli mi głowy — usiadłem obok bruneta.

   — Ale może cie pokocha? Wiesz łobuz podobno kocha najbardziej? Pokaz mu czym jest miłość. Może wybaczy ci — wzruszył ramionami, na co westchnąłem.

   — To nie jest takie łatwe Liam, każdego dnia obawiam się że on się dowie i w końcu zginę. Jeszcze czuję się źle że go okłamuję, bo on mimo wszystko nie jest potworem, a przynajmniej nie dla mnie — podarłem swoją brodę dłonią.

   — Wiem Lou, musisz być silny i wiedzieć jak to rozegrać — pokręcił głową.

   — Tylko najgorsze jest to, że nie wiem co planuje Des — wymamrotałem, patrząc się na niego.

   — Na pewno nic dobrego. Jeżeli Harry rzeczywiście cię lubi to nie pozwoli na to aby stała ci się krzywda. Znam go trochę i o przyjaciół dba jak o rodzinę, a co dopiwro gsy z jednym z tych przyjaciół bierze ślub i się piep... — nie pozwoliłem mu dokończyć i zatkałem jego usta na co zachichotał.

   — Nie komentuj tego! — zawołałem ze śmiechem.

   — No co? Widać czasami kiedy mieliście upojna noc. Kulejesz zawsze, gdy tak jest i masz cała szyje w malinkach. — Wzruszył ramionami, patrząc na mnie. Boże jakie to było kompromitujące. Żeby własny przyszywany brat gadał o takich sprawach związanych ze mna. To o czym gadali w gangu? Jeśli mam zostać Stylesa mężem będę musiał popracować nad swoją opinia.

   — Wy wszyscy nie znacie słowa dyskrecja — przewróciłem oczami siadając wygodniej. — To nie moja wina, że Harold nie potrafi być delikatny i nie raz się zapomina, a potem chodzę jak połamany — parsknąłem.

   — To już nie moja bajka — zaśmiał się podnosząc powoli. — Muszę się zbierać, obiecałem jeszcze Nialla odwiedzić — uśmiechnął się, biorąc do rąk swoje kule.

   — W porządku, przyniosę ci później kolację, dobra? — pomogłem mu przejść do drzwi, które zaraz potem otworzyłem przed nim.

   — Jasne — uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie i ruszył swoim powolnym krokiem w kierunku sypialni blondyna.

No promises - Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz