House of all arguments

4.3K 226 5
                                    

~Karen~

Lauren wybiegła na dwór trzaskając za sobą drzwiami. Weszłam do kuchni wyjmując z szafki szklankę, napełniłam ją do połowy Ballantines. Odstawiłam karafke. Oparłam ręce na blacie, a dłońmi zakryłam twarz. Zamknęłam oczy i spróbowałam uregulować oddech po kłótni. Chwycilam szklankę i duszkiem wypiłam bursztynową ciecz. Podeszłam do zlewu i płakałam naczynie. "Co się z nami stało? Kiedyś się tak nie kłóciliśmy". Spojrzałam na swoje zadbane paznokcie ozdobione Frenchem. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Wybiegłam z kuchni do przedpokoju. Ujrzałam nieprzytomną Lauren na rękach Roba- głównego ochroniarza-, których otaczała czwórka pozostałych ochroniarzy.

-O Boże...-szepnęłam,po chwili jednak zabrałam w sobie siły i z całej siły przywołałam swojego męża- PATRICK!!!

~Patrick~

-PATRICK!!!- usłyszałem krzyk mojej żony. Od razu wybiegłem z gabinetu, przeczuwając, ze tym razem nie chodzi o żadnego pająka czy inne głupstwa. Zbiegłem po schodach nawołujących swoją żonę

- Karen!? Karen gdzie jesteś kochanie!? Co się stało...- nagle wszedłem do salonu na kanapie leżała nieprzytomna Lauren. Obok niej klęczała moja żona. Jej blond włosy dotąd spięte w dokładny kok, zaczęły pasemkami się uwalniać. Zielone oczy ustawione były w leżącej córce. Po jej policzkach ciekły łzy.Ona płacze, moja żona nie zwraca uwagi na to, że rozkazuję się jej makijaż. Tak dawno nie widziałem tej troski w jej oczach. Podszedłem do niej cicho, by jej nie przestraszyć. Przykląkłem i przytuliłem ją mocno. Odwróciłem się do ochroniarzy i zapytałem:

- Co się stało?- zapytałem chłodnym głosem.

- Zemdlała po biegu. Była wystraszona, była w lesie. Moi ludzie już patrolują teren.- odpowiedział mi Rob.

-Zanieście ją do pokoju i zostawcie ochronę wokół posesji. - Na znak zrozumienia tylko przytaknął i podszedł do spiącej córki i zabrał ją. Zostałem sam na sam z Karen.

-Wszystko będzie dobrze......- szeptałem jej do ucha- shh...wszystko będzie dobrze- szepnąłem jeszcze raz i złożyłem pocałunek na jej czole.

- Oni chcą ją zabrać.- powiedziała próbując sie opanować.

-Nikt jej nie zabierze. -przełknąłem głośno ślinę - Zapewnie jej więcej ochrony i. ..- niedokończyłem, bo mi przerwała.

- Po co!?- jej głos wyrażał zrezygnowanie. Wstała, odepchnęła mnie i wyszła z salonu. Podniosłem się z podłogi i podążyłem za nią. Oparlem się o framugę drzwi frontowych. Stała tam. Szczupła,wysoka blondynka, ubrana wciąż w czarną obcisłą spódnice do przedkolana i białą koszulę. Nie zauważyłem momentu, w którym rozplotła ściśle wiązany kok. Jej nieskazitelne jassme włosy spadały falami na plecy. Podszedłem do niej.

- I co my teraz zrobimy?- zapytała patrząc na mnie swoimi szmaragdowymi oczami.

-Nie wiem ... -odpowiedziałem zrezygnowany- ale coś wymyśle.-

Przytuliła się do mnie. Dawno tego nie było. Do tej pory od 5 lat traktowała mnie jak kogoś z kim została zmuszona żyć pod jednym dachem.- "Wcale nie jesteś od niej lepszy. Sam chodziłeś o pierdoliłeś inne panienki. Nie pamiętasz?" Odezwał się głos w mojej głowie. "Zamknij się! " ucieszyłem go.

Teraz było inaczej. Wtuliłem głowę w zagłębieniu jej smukłej szyi. Wciągnąłem jej zapach. Ahhhh orchidea... jej ulubiony kwiat.

- Masz papierosy?- spojrzałem na nią wymownie.

-Tak, ale wiesz, że nie powinnaś palić? - zapytałem, i wyjątkiem paczkę z kieszeni spodni.

-Tak jestem tego świadoma, ale jakoś muszę się rozluźnić.- zachwyciła papierosa a ja dałem jej ogień. Wciągnęła dym i po chwili wypuściła ze swoich ust. Odprężyła się i wypaliła go do końca.

Podszedłem do niej i położyłam ręce na jej biodrach i musnąłem ustami jej szyję. Zadrzała pod moim delikatnym pocałunkiem.

-Co robisz?- zapytała pozbawionym głosem patrząc moje oczy.

- Co się z nami stało?- zapytałem patrząc w ciemność przed nami.

- Nie wiem. Zmieniliśmy się. Oddalilismy się od siebie. - zciszyła głos. Ręką ujęła mój podbródek tak, że patrzyłem znowu w jej oczy. - Naprawdę cię kochałam, nie wyszłam zw ciebie dlatego że ojciec mi kazał. Ani dlatego, że chciałam mieć to wszystko.- nie byłem w stanie nic powiedzieć.... "Wszystko spierdolileś" powiedział głos w mojej głowie "Zamknij się!" - wyszłam za ciebie, bo darzyłam cię uczuciem. Chciałam z tobą tworzyć rodzinę.- skończyła.

Odwróciłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem, chwilę stała jak skamieniała, po chwili jednak pogłębiał pocałunek.

-Kocham cię -wyszeptałem w jej usta. Uśmiechnęła się i powiedziała:

- Ja ciebie też kocham Patrick'u.

* Więc tak trochę zamieszam i poplączę tą historię. ... tak tak wiem Jestem skomplikowana ^^ nom więc ja mam nadzieję że nie przynudzam i się podoba. ... Zostawcie gwiazdkę, komentarz lub cokolwiek żebym wiedziała że mam po co pisać

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz