gdy zobaczylam, ze z mojej listy "to do" zrobilam wszystko, co zaplanowalam. gdy zrobilam satysfakcjonujący trening, gdy widzę efekty mojej ciezkiej pracy, wyrzeczeń, gdy widzę ile wysilku włożyłam w to, aby pokochać samą siebie oraz wyjść z zaburzeń odzywiania i samo to, ze mi sie udalo, kiedy widzę, że mam przy sobie ludzi, w których mam wsparcie, naprawde, czuje się szczesliwa.
mimo tego, że wiem, ile to kosztowalo łez, nie tylko moich, ile krzyku, nieprzespanych nocy, kłótni, chociaz nienawidzę jakichkolwiek konfliktów, ile chodzenia po psychologach, psychiatrach, ile pieniedzy zostalo wydanych na antydepresanty i psychotropy, ile razy trzeba bylo jeździć w nocy do szpitala, zebym nie zrobila sobie krzywd, żebym żyła. dopiero teraz, wcześniej nie widzialam ani odrobiny sensu w tych działaniach. dopiero teraz, po tym wszystkim, widzę, że nie było to przypadkiem i byl ku temu wszystkiemu powódale wiecie co? strach odbiera mi to wszystko. cale szczęście. dla mnie jest to gorsze uczucie od każdej innej emocji. smutek czy złość to przy strachu nic. cala ta niepewność, niewiedza, co nastanie jutro czy za tydzien, przeraża mnie. mam to (nie)szczęście, że jestem perfekcjonistką i wszystko muszę mieć dopięte na ostatni guzik. robię wszystko, aby wykonac to, co zaplanowalam. przeraża mnie myśl, że nie wiem, co będzie jutro, nie wiem praktycznie nic. piszę tysiące list, żeby mieć poczucie stabilności w tym wszystkim. ale nie mam jej. to tylko pozory
bylam pewna, że umiem sobie radzić z negatysnymi emocjami. i umiem, wypracowalam sobie kilka, jak nie kilkanaście sposobów na stres, smutek, zmęczenie czy złość. ale o strachu zapomnialam, albo nigdy aż tak silnego nie czułam
strach przed tym, że zrobię coś źle, że nie zagram idealnie na lekcji fortepianu. strach i stres przed samą lekcą i poczucie winy, ze nie ćwiczyłam wystarczajaco. po lekcji również strach, ze jutro jest kolejna. potem znowu strach, bo za tydzień też będę sprawdzana. strach przed tym, że nie mogę zrezygnować ze szkoly muzycznej, ponieważ nie będę mogła potem wrócić, a przecież kocham fortepian, jego dźwięk. kocham to, w jaki sposob gra na tym instrumencie w samotnosci mnie uspokaja
strach przed stratą pewnej osoby, z którą czuję, że zaczęło się psuć. strach, że jeśli skończymy, to nie będę miala oparcia w nikim, chociaż wiem, że mam bardzo dużo osób, którym mogę w pełni zaufać. strach przed tym, ze sobie bez niego nie poradzę. strach przed tym, ze on będzie czul sie winny. tak bardzo nie chcę go stracić, nie chcę robic mu krzywdy, nie chcę żeby przeze mnie czuł się źle
to jest powód tego prawdziwego strachu. przed rodzicami przykrywam go strachem przed lekcją, który jest o wiele mniejszy. bo hej, przecież w wieku 15 lat nie ma prawdziwych związków i nie wiem co to znaczy kochać kogoś. może nie, ale co to zmienia? moim zdaniem nic, dalej uważam ze jest on najpiekniejszym człowiekiem i najpiękniejszą duszą, jaką w życiu spotkalam. nie wiem, co będzie z nami dalej i to mnie przeraża, jak nic innego
boję się strachu
tak bardzo
CZYTASZ
sunshine
Teen Fictionmoje przemyślenia, smutki, poglądy, trochę pozytywnych myśli może trochę motywacji do życia dla mnie i dla Ciebie dziwię się, jak dużo uświadamiam sobie, pisząc to zapraszam!!