Nie Idź...

1.4K 129 79
                                    

Pov:
Asahi

Gdy tylko zobaczyłem Noye, oddalającego się ode mnie, po wypowiedzeniu tych, jakże bardzo zapadających w pamięć słów,

-Jak mogłeś?

Analiza całej sytuacji nie zajęła mi zbyt długo i od razu chciałem biec za chłopakiem, lecz wtedy poczułem opór na moim nadgarstku.

-Asahi czekaj! Znając Noye, nie da ci teraz nawet dojść do słowa a Twoja obecność jeszcze bardziej go rozwścieczy. Daj mu ochłonąć.

Kiwnąłem głową na znak potwierdzenia i ze zrezygnowaniem osunąłem się na ziemię, opierając plecy o ścianę sali.

-Daichi, bez urazy ale chcę być teraz sam.

-Nie jestem pewny, czy to jest dobry pomysł.

-Nawaliłem i chce to przemyśleć! Prosze...

Daichi widocznie niezadowolony, udał się w kierunku reszty drużyny a ja siedziałem dalej w tej samej pozycji jakieś pół godziny.

Po tym czasie, stwierdziłem, że zaczyna się robić dość chłodno a brak ruchu i siedzenie na zimnej ziemi, na pewno nie pomagał, dlatego postanowiłem udać się z powrotem do pokoju.

Przechodząc przez próg drzwi, moim oczą ukazał się widok śpiącego libero ze słuchawkami w uszach i telefonem w ręku. Starając się wykonywać jak najdelikatniejsze róchy, wyciągnąłem słuchawki i wyłączyłem telefon. Przykrywając chłopaka, przypomniał mi się wieczór. Ten pechowy wieczór, którego się wszystkiego dowiedziałem. Choć tak właściwie...
Nie dowiedziałem się zupełnie niczego.

Widziałem tylko pocięte nogi Nishinoyi. Nie wiem dlaczego, się tnie, ani od jak dawna. Nie wiem, jak powinienem mu pomóc, albo czy w ogóle powinienem wtrącać się w jego sprawy.

Te pytania i brak jakichkolwiek odpowiedzi, sprawiały, że z minuty na minutę robiłem się coraz bardziej senny.

W nocy obudził mnie odgłos zamykanych drzwi. Pierwszym odruchem było spojrzenie na zegarek.
Była 4.37.

Następnie coś mnie tknęło i spojrzałem na Nishinoye, a raczej w miejsce gdzie powinien być. Po ujrzeniu pustego futonu postanowiłem, że wyjrze na korytarz.
Po zamknięciu za sobą drzwi, moim oczą ukazała się sylwetka Noyi znikająca w mroku korytarza. Bezzwłocznie ruszyłem za nim.

Przechodziłem z korytarza, do korytarza szukając jednocześnie mojego młodszego kolegi. Prawdę mówiąc, gdyby nie jego cichy szloch, przeoczyłbym go. Siedział na ziemi, zaraz obok schodów w półmroku, był skulony, rękoma mocno przytulał swoje kolana a jego głowa była schowana pomiędzy nie, więc chłopak z początku mnie nie zauważył.

-Noya?!

Powiedziałem prawie szeptem. Ten spojrzał się na mnie przerażony, swoimi wielkimi, brązowymi, zapłakanymi oczami po czym odparł.

-Idź stąd. Nie chcę cię widzieć.

-Nie mam zamiaru. Już zdecydowanie za dużo napsułem, bym mógł cie teraz zostawić w takim stanie.

-W takim stanie? Gdybyś choć raz się mną zainteresował to wiedziałbyś że w "takim stanie" byłem prawie codziennie i to cię jakoś już nieobchodziło.

Mówił chłopak coraz bardziej się unosząc i mówiąc coraz głośniej.
Podszedłem do niego trochę bliżej, kucjąc przed nim i przykładając swój palec do moich ust, dając tym samym znak, żeby ściszył trochę swój głos, by nie obudził reszty, co prawdopodobnie zrozumiał, bo wyciszył się całkiem, przez co mogłem w końcu dojść do głosu.

To "tylko" obóz [Daisuga & Asanoya] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz