Daichi... J-ja...

1.8K 148 190
                                    

Pov:
Sugawara

Ta cała sytuacja z kageyamą... Po prostu nie mogłem wytrzymać... Potrzebowałem tych leków. Nie wiedziałem, że ktoś za mną idzie a na pewno nie spodziewałem się jego.

-S-Suga... Co Ty?...

Daichi jednak nie zdążył dokończyć, przerwał mu głos Pana Takedy.

-Tu jesteście. Chodźcie zbieramy się. Daichi, pomóż proszę Kageyamie dostać się do auta.

-Ym... Jasne, już idę...
Odpowiedział posłusznie Sawamura. Zanim jednak udał się w stronę pokoju, rzucił mi spojrzenie w którym mieszało się wiele emocji, troska, dezorientacja, ale także wyrzuty i złość, prawdopodobnie przez to, że nic mu niepowiedziałem.

Po chwili spędzonej po środku pustego korytarza, ja również udałem się ku wyjściu.

Po drodze przechodząc koło łazienki, spotkałem wychodzącego z niej Hinate. Miał czerwone zapłakane oczy.
Uśmiechnołem się do niego lekko z troską i współczuciem, jedną ręką obiołem go w talii a drugą złapałem za jego dłoń mówiąc przy tym,

-Hej Hinata spokojnie, Kageyama nie umiera, wszystko będzie w porządku.

-A-Ale co jeśli już nie będzie mógł grać?
Mówił chłopak drżącym głosem.

-Napewno jeszcze zagracie nie raz. Nie obstawiaj najgorszego. Tobio dostanie ewętualnie jakąś szynę, zwolnienie na tydzień i opieprz od Daichiego, to wszystko.

Na moje ostatnie słowa chłopak lekko się rozchmurzył. Razem wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę pogotowia.

Na miejscu, odziwo dość szybko zajęli się naszym rozgrywającym. Kageyama siedział w gabinecie lekarskim, razem z trenerem a my czekaliśmy na korytarzu.

Dalej bardzo martwiłem się o kageyame, ale świadomość tego, że jestem tu razem z Daichim, nie daje mi spokoju. Widzę kątem oka, że się na mnie patrzy i wiem też, że przy najbliższej okazji będzie chciał porozmawiać ze mną, na temat tego co widział.
Ale... Proszę... Nie tutaj, nie teraz nie gdy Kageyama jest połamany a Hinata bliski rozsypce.

-Myślisz, że co oni tam tak długo robią?

Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Hinaty.

-Nie wiem, pewnie go opatrują. Nie martw się, Napewno wszystko jest ok.

-obiecujesz?
Powiedział z nadzieją w głosie.

-Obiecuje.

Równo z moim zatwierdzeniem drzwi od gabinetu otworzyły się, uwalniając kageyame z zabandażowaną nogą i o kulach, oraz trenera z kartką papieru w ręce.

-I jak?
Wystrzelił jak z petardy pytaniem w stronę trenera i swojego chłopaka.

- Ehh... Noga jest tylko wybita, ale zatrzymają mnie na noc na obserwacji bo "niepokoi ich moja rozbita głowa" powiedział to cytując lekarza z wyrzutem w głosie, że musi tu zostać.

Po kilku minutach błądzenia po korytarzu, znaleźliśmy sale na którą miał się udać kageyama. Razem z nim  pozwolili wejść jeszcze jednej osobie, więc zadecydowaliśmy, że to Hinata będzie towarzyszyć rozgrywającemu.

Po chwili spędzonej na szpitalnym korytarzu trener i profesor stwierdzili, że pujdą do cafeyki, sprawiając tym samym, że zostałem sam na sam z naszym kapitanem.

Po dłuższej chwili ciszy, Daichi postanowił ją przerwać zadając mi pytanie.

-Chesz ze mną o czymś porozmawiać?

-Nie ma o czym.
Odpowiedziałem, mimowolnie spuszczając głowę i zaciskając pięści, oparte na moich kolanach, czując co się święci.

-Co to były za leki?

-Nie wiem o czym mówisz. Odpowiedziałem paląc głupa i czując jak do oczu napływają mi łzy.

Postanowiłem się jakoś wykręcić od rozmowy i kiedy już miałem informować Dichiego, że idę do łazienki, ten wstał kucając przede mną w taki sposób, aby mógł widzieć moją twarz i delikatnie chwycił mnie za moje wciąż napięte dłonie,
Mówiąc jednocześnie

-Zawsze się o wszystkich martwisz, często bardziej niż o samego siebie. Pozwól więc chociaż mi o ciebie zadbać. Chcę wiedzieć o co chodzi. Chcę Ci pomóc.

Powiedział to z taką delikatnością i troską w głosie, że nie wytrzymałem, coś we mnie pękło. Zamknąłem mocno moje oczy, pozwalając ulecieć łzom. Napięcie w rękach wkońcu odpuściło a ja sam zsunąłem się delikatnie z krzesła, wprost w ramiona Dichiego.

-Mi nie da się pomóc.
Powiedziałem, wtulając się jeszcze bardziej w klatkę piersiową chłopaka.

-Jak to?

-Daichi... J-ja mam...depresje
Powiedziałem spoglądając lekko w jego przerażone i zatroskane oczy.

-Oh Suga... Czemu mi nie powiedziałeś?

-Nie chciałem żebyś się o mnie martwił. Nie teraz. Nie chciałem Ci psuć obozu.

-Kiedy ja zawsze będę się o ciebie martwić. Od zawsze byłeś dla mnie kimś więcej.

Powiedział odgarniając włosy z mojego czoła i składając na nim lekki pocałunek.

To "tylko" obóz [Daisuga & Asanoya] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz