Złote promienie słońca oświetlały rdzawe pasma włosów leżących na poduszce. Ania obudziła się słysząc śpiew małego ptaszka siedzącego na jej oknie. Po chwili podniosła się i usiadła. Robiła to bardzo powoli, żeby przypadkiem nie spłoszyć nowego przyjaciela.
— Witaj ptaszku. Czyż to nie jest piękny dzień? Wybieram się dzisiaj z moją klasą na wycieczkę! Jestem tak bardzo ciekawa czego będziemy się uczyć! Może będziemy uczyć się jak rozpoznać gdzie jest północ? Albo będziemy uczyć się o ptakach! Może poznam Twoją rodzine. Masz jakąś rodzine mały ptaszku?
Shirley zrobiła przerwę, jakby czekała aż zwierzę jej odpowie, jednak nim zdążył to zrobić zawołała ją Maryla, a ptaszek odfrunął. Dziewczynka przebrała się w szarą sukienkę. Zazdrościła swoim koleżankom, które miały sukienek tak dużo jak ona piegów. Mogły w nich wybierać i codziennie zakładać inną kreacje. Natomiast Ania miała dwie sukienki szarą i brązową, bez bufek czy falbanek, o których marzyła lecz Maryla była bardzo oszczędna i praktyczna, uważała to za zbędne.
— Aniu! Schodź na dół i mi pomóż! - usłyszała zirytowany głos swojej opiekunki. Pospiesznie związała włosy w dwa warkocze i wyszła z pokoju.
— Już jestem Marylo! Przepraszam, ale poznałam pewnego ptaszka i zaczęłam myśleć o naszej dzisiejszej wycieczce. Jak myślisz co będziemy na niej robić? Jestem pewna, że Panna Stacy wymyśliła coś wspaniałego. Uważam, że takie osoby jak ona zawsze mają świetne pomysły. Czy nie jest tak, Marylo? - prowadziła swój monolog piętnastolatka podczas rozkładania naczyń na stole, podczas gdy jej słuchaczka nosiła jedzenie z kuchni.
— Proszę przestań tyle mówić i skup się na tym co robisz, bo zaraz coś stłuczesz.
— Przepraszam, ale naprawdę się cieszę z powodu tej wycieczki.
— Na pewno będzie wspaniała, a teraz siadaj i jedz, bo się spóźnisz.Podopieczna Cuthbertów usiadła po prawej stronie Mateusza i zaczęła pospiesznie jeść śniadanie. Po chwili wstała od stołu i pobiegła po koszyk. Włożyła do niego jabłko i butelkę z mlekiem. Zabrała swój kapelusz i wyszła z domu żegnając się z rodziną. Ruszyła w kierunku domu Państwa Barry, aby spotkać się z swoją bratnią duszą i wraz z nią udać się do szkoły. Po drodze myśli Ani wciąż wracały do pewnego słowika zasiadującego na jej parapecie. Czy będzie ją częściej odwiedzał, a może to była jednorazowa wizyta? Jej rozmyślania przerwała Diana, która podbiegła do dziewczynki i przytuliła ją.
— Tak za Tobą tęskniłam, Aniu!
— Ja za Tobą też! Już wszystko w porządku z Twoją matką?
— Tak, w porządku. Okazało się, że to tylko niegroźny katar.
— Oh, jak dobrze. Kamień spadł mi z serca.
— Uwierz, mi także. A co u Ciebie?
— Wszystko w porządku, choć zapewne było by wspaniale gdybym miała piękne hebanowe loki lub chociaż pozbyła się części piegów. Tak, w tedy byłoby wspaniale! - dziewczęta rozmawiając ruszyły w stronę celu swojego spaceru.
— Oh Aniu...Dziewczynki śmiały się i wiele rozmawiały. Droga mijała im tak przyjemnie, że nim się spostrzegły, były już przy szkole. Otoczył je gwar rozmów, kolorowe sukienki i wysocy chłopcy. Przez ostatnie kilka lat wszyscy się pozmieniali, wydorośleli i choć nie powinni, dalej zachowywali się jak dzieci. Nagle w zasięgu ich wzroku pojawił się ktoś, kogo Ania najchętniej by unikała, ale on ciągle do niej wracał. Co prawda, gdy wyjechał bardzo za nim tęskniła, choć nie pozwoliła by ktokolwiek się o tym dowiedział. Potrzebowała go w swoim życiu, zdawała sobie z tego sprawę lecz nie pozwalała sobie na zbyt mocne zbliżenie się do niego. Nie mogła. Ruby, by ją za to znienawidziła, bo to był jej Gilbert, nie Ani.
— Dzień dobry Aniu, Diano. Miło was widzieć. - podszedł do przyjaciółek. Jego ciemne loki opadały w chaotyczny sposób na czoło, a oczy zabłysły na widok pewnej, ognistej dziewczyny.
— Witaj Gilbercie, ciebie również miło widzieć. - odpowiedziała mu z uśmiechem Diana, która choćby nie wiem co, nie mogła sobie pozwolić na bycie nie uprzejmą lecz Ania nie miała tego problemu. Zauważyła kątem oka, że Gillis się im przygląda, więc postanowiła nie zwracać uwagi na chłopca, który tylko chciał przyciągnąć odrobine jej uwagi.
— A Ty, Aniu nic nie powiesz? - powiedział lekko zasmucony brunet. Naprawdę wierzył, że pomiędzy nimi jest już w porządku jednak Ani ciagle zdarzało się zachowywać w bardzo chłodny sposób w stosunku do niego.
— Eee, tak przepraszam. Miło Cię widzieć, Gilbercie. - powiedziała rudowłosa, gdy zobaczyła, że Ruby przestała być zainteresowana ich rozmową. Naprawdę bała się, że ją straci, nie mogła na to pozwolić. Bała się, że wspomnienia z sierocińca znów staną się jej codziennością. Brak przyjaciół, brak oparcia, strach, że znów będą ją dręczyć. Chociaż Ania była optymistką, to co przeżyła na zawsze pozostawiło bliznę na jej psychice. Nie da się cofnąć czasu, zapomnieć co się widziało, słyszało czy czuło. To zostanie z nami na zawsze.
CZYTASZ
Jestem przy Tobie moja Marcheweczko
Fanfiction„- Nie bój się, jestem obok. - powiedział szeptem, tak żeby tylko ona usłyszała choć nie było w ich pobliżu nikogo. Ania próbowała udawać, że nie usłyszała Blythe'a jednak znów, brunet wywołał uśmiech i lekki rumieniec na jej twarzy..." • • • Krótka...