Popołudniowa herbatka z Kapelusznikiem

1K 55 16
                                    

— Czy ta alejka nie jest piękna? Sosny pnące się ku niebu, prześcigające się, która sięgnie bardziej puchatej chmury. Są jak strażnicy lasu, gotowi do bronienia jego mieszkańców. - dawna Ania zaczęła powracać, patrzyła z zachwytem na szczyty drzew okalających dróżkę.
— Zgadzam się jest tu niezwykle pięknie. - mówił spokojnie potomek Jana przyglądając się z uśmiechem swojej towarzyszce. - Cieszę się, że znów zaczęłaś mówić, nie lubię gdy panuje między nami cisza. Czy to znaczy, że czujesz się już lepiej?
— Tak. Dziękuję Gilbercie. Dziękuję za wszystko. Przepraszam, że byłam dla Ciebie taka nie miła jednak mam nadzieje, że zrozumiesz, że nasze stosunki w szkole nie mogą ulec znacznej poprawie lub musimy chociaż tworzyć pozór, że wszystko jest po staremu. - dziewczynka mówiąc to, patrzyła na Blythe'a. Gdy wypowiadała te słowa trochę łamało się jej serce lecz pamietała, co obiecała Ruby. W oczach Gilberta zauważyła lekki zawód, który po chwili uciekł. Chłopak ukrywał emocje tak często, że stało się to dla niego zbyt proste.
— Rozumiem. Mam nadzieje, że w takim wypadku Ty też mi wszystko wybaczysz.
— Wybaczam Ci Gilbercie.
— Przyjaciele?
— Przyjaciele...

Stali tak przez chwile uśmiechnięci, zapatrzeni w swoje oczy, zapominając o całym świecie, o bólu. Całą sytuacje przerwał słowik. Siadając na gałązce koło nastolatków, zaczął śpiewać swoją serenadę, jakby wyznawał miłość ukochanej. Jego pieśń była inna niż ta poranna, była weselsza. Ania i Gilbert dzięki niej wyrwali się z pięknego uroku i ruszyli w dalszą drogę.

Gdy dotarli na Zielone Wzgórze dostrzegł ich Jerry, który postanowił nie przeszkadzać im w pogawędce i tylko pomachał na powitanie. Ania nie miała wolnej ręki, więc jedynie się uśmiechnęła, za to Gilbert odmachał młodemu Francuzowi. Zanim zdąrzyli podejść do drzwi, wychyliła się z nich Maryla, która przez okno już dawno dostrzegła pare idącą w jej kierunku.

— Na litość boską, Aniu! Co się stało? - Maryla sama nie była pewna czy jest bardziej zła, czy przerażona. Nim Ania zdążyła odpowiedzieć Panna Cuthbert przypomniała sobie o obecności bruneta. - Przepraszam Gilbercie, może wejdziesz na herbatę?
— Z przyjemnością. - odpowiedział zerkając co chwile na rudowłosą, od której Maryla brała koszyk.

Cała trójka weszła do środku. Maryla od razu udała się do kuchni przygotować obiecaną herbatę. Gilbert pomógł Ani usiąść przy stole, a po chwili sam usiadł po drugiej stronie. Siedzieli w milczeniu, aż nie przyszła do nich Maryla. Każdy dostał filiżankę pełną parującego naparu z liści.

— Czy ktoś opowie mi co się wydarzyło? - zapytała kobieta siadając przy stole. Zerkała co chwile na Anie i Gilberta, ale żadne z nich nie odezwało się pierwsze. - Aniu?
— Skręciłam kostkę. - odpowiedziała z zrezygnowaniem dziewczynka.
— A co z Twoimi włosami i sukienką? Wyglądasz jak jakieś dziecko z buszu!
— Ania wpadła do studni. - odpowiedział Gilbert po dłuższej chwili milczenia. Shirley spiorunowała go wzrokiem, wiedziała co teraz nastąpi, Maryla się zdenerwuje jednak to nie nastąpiło. Jak widać obecność Blythe'a działała pozytywnie nawet na tą kobietę.
— No dobrze. Dziękuję Gilbercie, że zająłeś się Anią. - dziewczynka była w szoku, nie spodziewała się takiej spokojnej reakcji po opiekunce. Za nim ktoś powiedział coś jeszcze do domu wszedł Mateusz. Rozejrzał się po ludziach siedzących przy jego stole, wszyscy mieli poważne miny, Ani włosy były całe poplątane, a jej sukienka i buzia - brudne. - Siądź Mateuszu, wypij z nami herbatę. - powiedziała spokojnie Maryla.
— Ee... Stodoła. Zapomniałem nakarmić krowy. Idę do stodoły. - Pan Cuthbert nie lubił mieszać się w trudne sytuacje, unikał ich jak tylko mógł, a ta sytuacja wyglądała na dość trudną. Po chwili nie było już po nim śladu, znikną za drzwiami i jeszcze tylko przez chwile można było zobaczyć go idącego w stronę wcześniej wspomnianego budynku.
— Ja już chyba będę się zbierał. Obiecałem Sebastianowi, że pomogę mu naprawić płot. - zagaił Gilbert po dłużej chwili milczenia i picia herbaty.
— Dobrze, odprowadzę Cię.

Maryla wraz z chłopcem ruszyli w kierunku drzwi, a Ania została sama. Chciała niepostrzeżenie udać się do swojego pokoju. Wstała i próbowała dojść do schodów lecz noga dalej ją bolała. Po drodze po prostu się poddała i siadła na ziemi. Czekała teraz na przybycie Maryli, które za chwile nastąpiło. Tego momentu Ania się obawiała lecz kobieta nie krzyczała, nic nie komentowała jej wypadku. Pomogła dziewczynce wejść na górę, po czym przyniosła jej misę z wodą, żeby ta mogła umyć twarz. Następnie kazała jej się przebrać, by mogła zobaczyć czy sukienka nadaje się do naprawy, choć szczerze w to wątpiła. Na szczęście Maryla już jakiś czas temu kupiła zieloną tkaninę na nową kreacje dla córki. Ania bardzo szybko rosła i kobieta spodziewała się, że zaraz będzie jej potrzebna nowa sukienka. Panna Cuthbert poszła na dół i usiadła w salonie. Była dumna z bohaterskiej postawy Gilberta, był tak podobny do ojca.

🌻🌻🌻

Jestem przy Tobie moja Marcheweczko Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz