— Aniu! Gdzie jesteś?!
— Gilbert? - powiedziała dziewczynka bardziej do siebie niż do niego, jakby chciała się upewnić, że nie jest to jakiś kolejny jej wymysł. - Gilbert! Pomóż! Proszę pomóż mi! - teraz krzyczała tak głośno jak tylko mogła przez jej zdarty głos.
— O Boże, Aniu! Co się stało? - zapytał zaglądając do studni. W jego oczach, jak i w głosie można było zauważyć przerażenie.
— Ja nie wiem. Stałam i podziwiałam ptaka, a nagle Billy mnie popchnął i wpadłam tutaj i chyba coś sobie zrobiłam z nogą, bo nie mogę na niej stanąć. - mówiła łamiącym się głosem Shirley. Nie chciała płakać przy Gilbercie, nie chciała mu pokazać jak bardzo jest słaba. Najgorsze co można zrobić, to okazać swoją słabość. Powstrzymywała łzy, jak tylko mogła jednak było to trudne zważywszy na sytuacje.
— Spokojnie, zaraz coś wymyślę. - starał się ją uspokoić lecz nie miał pojęcia co ma zrobić. Przeżył wiele, ale ta sytuacja go przerastała. Kątem oka dostrzegł linę leżącą obok studni. Miał ogromną nadzieje, że jest wystarczająco długa. - Aniu, nie dasz rade się wspiąć prawda?
— Może gdyby nie ta noga, to dałabym radę, ale z nią chyba nie. — choć starała się nie okazywać strachu Gilbert wiedział, że jest przerażona, kto by nie był, w takiej sytuacji.
— Zrzucę Ci linę. Zawiąż ją mocno w pasie i złap się jej, to spróbuje Cię wyciągnąć, dobrze?
— Dobrze.
— Będzie dobrze, Marcheweczko! - krzyknął, wiedział, że Ania nie znosi tego przezwiska, chciał trochę odgonić jej myśli od zaistniałej sytuacji.
— Ciesz się, że nie mam przy sobie tabliczki! - odpowiedziała dziewczyna lekko się śmiejąc. W sumie przestało jej przeszkadzać to przezwisko, przyzwyczaiła się do niego.
— Zawiązałaś ją? - gdy odpowiedziała twierdząco chłopak zaczął ją wyciągać. Było to ciężkie zadanie lecz los się do niego uśmiechnął.
— Gilbert? Co się dzieje? - zapytał zdziwiony Moody.
— Jak dobrze, że jesteś! Pomóż mi wyciągnąć Anie. - chłopak przez chwile zastanawiał się co się dzieje, jednak szybko złapał za linę i pomógł Blythe'owi.
— Biegnę po Pannę Stacy! - powiedziała przerażona Ruby z łzami w oczach i pobiegła w stronę nauczycielki.
—Trzymaj! - krzyknął, gdy rude warkocze wyłoniły się już ze studni. Moody przytrzymywał linę, a Gilbert złapał roztrzęsioną Anie. Posadził ją przodem do siebie, na ściance studni, a sam kucnął na ziemi. Zaczął oglądać jej kostkę. - Tak właściwie co tu robisz Moody?
— Wykonywałem zadanie od Panny Stacy, a wy? Co tu się w ogóle stało?
— Na szczęście, tylko skręciłaś kostkę Aniu. Mogło być o wiele gorzej. - spojrzał na dziewczynkę lekceważąc kolegę. Ania spojrzała na niego i delikatnie się uśmiechnęła, nie było ją stać na więcej, złe emocje dalej się jej trzymały.Zanim Ania lub Moody zdążyli cokolwiek powiedzieć zobaczyli, że w ich stronę zbliża się Panna Stacy wraz z całą klasą. Większość osób biegła, jedynie Billy i Józia szli spokojnie na końcu. Gdy wszyscy znaleźli się już przy studni Gilbert nie wytrzymał. Wstał i podszedł do Billy'ego, po czym szybko, ale mocno uderzył go w twarz. Nim blondyn zdarzył zareagować Blythe odszedł już w swoją stronę, z powrotem do swojej Ani, nie Anny.
— Gilbercie, uspokój się! - rozkazała Muriel. - Co tu się stało? O Boże, Aniu!
— Ania ma skręcona kostkę. - skomentował Moody.
— W takim stanie nie dojdziesz do szkoły. Gilbercie mógłbyś proszę odprowadzić Anie do domu? Jutro porozmawiamy o Twoim zachowaniu i ogólnie o tym co tu zaszło. - zwróciła się głównie do Gilberta, który dopiero teraz trochę ochłonął.
— Oczywiście Proszę Pani. - odpowiedział po czym pomógł Ani zejść na ziemie. Złapał ją za plecy, a ona oparła rękę o jego kark. Było to dla niej bardzo żenujące jednak wiedziała, że sama do domu nie dotrze. - Diano idziesz z nami?
— Tak, z miłą chęcią. - opowiedziała Barry po czym ruszyła za dwójką w przeciwną stronę niż reszta klasy.Diana niosła koszyk Ani, żeby ta nie musiała się nim przejmować, miała teraz większe problemy na głowie. Dziewczynka wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Jej sukienka była cała brudna i lekko podarta, prawie wszystkie włosy powypadały z warkoczy i tańczyły wokół jej buzi, która była cała w ciemnym pyle. Szli w milczeniu, Diana i Gilbert nie wiedzieli co mogli by powiedzieć, a Ania nie miała ochoty rozmawiać, co było dla wszystkich zaskoczeniem. Jednak Diane zżerała ciekawość, bardzo ją zastanawiało dlaczego jej przyjaciółkę trzeba było wyciągać ze studni. Ani zdarzało się być nieostrożną, ale nigdy nie doprowadziłaby do tak niebezpiecznej sytuacji.
— Przepraszam Aniu, ale co się tam stało? - zapytała brunetka. Odpowiedziała jej cisza. Gilbert zerkał raz na jedną, a raz na drugą przyjaciółkę.
— Aniu? - próbował zwrócić jej uwagę chłopak.
— Huh? Wepchnął mnie do studni. - odpowiedziała krótko rudowłosa. Zazwyczaj opowiedziałaby całą historie nawet z najmniejszymi szczegółami i bardzo dokładnymi opisami.
— Kto? Raczej nie Gilbert... - Diana zaśmiała się nerwowo.
— Billy. - odpowiedziała.Dalszą drogę przebyli w ciszy. Na rozstaju ich dróg dziewczynki pożegnały się ze sobą i Diana przekazała koszyk jego właścicielce. Ich powrót zajął dłużej niż zwykle przez spuchniętą kostkę Ani lecz nikt nie miał do niej o to pretensji.
🌻🌻🌻
Witajcie!
Wiem, że ten rozdział także jest krótki, ale postanowiłam udostępniać je dość często. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza...
Buziaki! 🌻
CZYTASZ
Jestem przy Tobie moja Marcheweczko
Fanfiction„- Nie bój się, jestem obok. - powiedział szeptem, tak żeby tylko ona usłyszała choć nie było w ich pobliżu nikogo. Ania próbowała udawać, że nie usłyszała Blythe'a jednak znów, brunet wywołał uśmiech i lekki rumieniec na jej twarzy..." • • • Krótka...