Rozdział 24

35 2 0
                                    

Poprzednio (nie trzeba czytać):
Ciężko mi będzie zasnąć, bo zżera mnie ciekawość jak chłopaki tu trafili, ale muszę ich zrozumieć. Są zmęczeni po podróży, na pewno nie mieli tak wygodnego łóżka jak my. Zgaduję, że niewiele jedli i spali. Dodatkowo, pewnie tak samo jak my się zadręczali i bali.
Na szczęście sobie poradzili, a jak? Tego dowiem się, jak się wyśpią.
Kolejne pytanie: Co znajduje się za obrazem? Prawdopodobnie jutro Zoey mi powie.
Ale na pewne pytanie już nie uzyskam odpowiedzi - Do czego by zaszło między mną i Zoey, gdyby chłopaki nie przyszli? Jak by się to skończyło?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Budzi mnie cichy szept i szmery kołdry. Spoglądam w stronę dobiegających mnie głosów i mimo ciemności, udaje mi się dostrzec, że to Zoey. Przyglądam się jej zachowaniu. Wierci się i ma przerażoną minę, lecz zamknięte oczy. Musi mieć koszmar.
— Nie! — krzyczy i się zrywa. Od razu wstaję z łóżka i idę do niej.
— Wszystko dobrze? — pytam.
— Nie do końca — odpowiada trzymając rękę w swoich blond włosach.
— Koszmar?
— Tak... — dostrzegam łzę na jej policzku i wycieram ją kciukiem.
— Chcesz mi powiedzieć jaki?
— W sumie pokazywały mi się momenty z mojego życia... ale jeden był zupełnie wymyślony.
— Opowiadaj.
— Widziałam zmieszane wspomnienia z wypadku samochodowego z tonięciem statku. Przeżyłam znowu twoją reanimację. Patrzyłam na to, jak Louis wyskakuje przez okno, a Pan Mark przez burtę i znowu poczułam się winna. Ale dodatkowo... postrzał. Ktoś mnie postrzelił w nogę — mówi — a to nigdy się nie stało.
— Spokojnie, to tylko sen. I pamiętaj o tym, że nie jesteś winna niczyjej śmierci — pocieszam ją. Oby jej sen się nie spełnił... mój ostatni okazał się być trochę proroczy...
— Naprawdę brakuje mi taty, strasznie za nim tęsknię — szepcze po dość długiej chwili ciszy.
— Jest dobrym i silnym człowiekiem, na pewno z tego wyjdzie — chwytam ją za dłoń i lekko ściskam.
— Musi...
— Idź już spać, księżniczko — udaje mi się odezwać po kilku minutach patrzenia na nasze ręce.
Już chcę iść, gdy dziewczyna mnie leciutko ciągnie za rękę.
— Zostaniesz ze mną? — patrzy się na mnie zaszklonymi oczami, a ja po chwili wchodzę do jej dużego śpiwora. Zoey kładzie głowę na mój tors, a ja jej odpowiadam:
— Na zawsze.
Głaszczę ją po miękkich włosach i wczuwając się w ciszę oraz gorące powietrze wokół nas, zasypiam razem z wtuloną we mnie dziewczyną, którą kocham najmocniej na świecie.
~*~
— Pomocy! — słyszę krzyk i od razu otwieram oczy.
— Mam halucynacje! — wrzeszczy Patricia trzymając się za głowę.
— Jak to? — pyta Natalie, a Patricia pokazuje palcem na Eric'a.
— Miałam tylko koszmary, w których był, ale czegoś takiego jeszcze nie było! Wygląda jak prawdziwy! — zaczyna płakać — Taki realistyczny... nawet pachnie jak on!
— Bo on jest prawdziwy — oznajmia Natalie.
— To prawda, sam nie mogę w to uwierzyć, ale jest prawdziwy — stwierdza Max.
— Ale wszystko się tu nie zgadza! Jest tu Er, Condi i na dodatek Zoey leży z Chrisem w śpiworze! Przecież to niemożliwe! — Patricia patrzy przerażonym wzrokiem. Spoglądam na zaspaną dziewczynę obok mnie i chyba się rumienię, jakoś gorąco mi się robi. Może dlatego, bo do niedawna myśl o takim zbliżeniu się do niej była tylko niemożliwym do spełnienia marzeniem.
— Taak, akurat i nas to zdziwiło — Damien drapie się po karku.
— Bardzo — śmieje się Condi.
— On mówi! — Patricia wytrzeszcza oczy.
— Denerwujesz mnie już — Natalie przewraca oczami, podchodzi do przestraszonej dziewczyny i ją szczypie w ramię. — Widzisz? Gdyby to był sen, już byś się obudziła, a oni by się rozpłynęli, ale jak widzisz, tak się nie stało.
— Ale... jak to? Skąd oni się tu wzięli? — pyta Patricia, która jest chyba jeszcze w lekkim transie.
— Przyszli tu w nocy, ale nie chcieliśmy was budzić — mówię.
— Nie mogę w to uwierzyć, myślałam, że nie żyjesz! Patricia rzuca się na Eric'a, a on po chwili wpija się w jej usta. Wplata palce w jej ciemne włosy i zaczyna płakać. Są strasznie uroczy...
— Tak się o ciebie bałem — przysuwa jej głowę do swojego torsu.
— Wracając... Nie „chcieliście"? Ty i kto? — Vicky odzywa się po kilku minutach, poruszając brwiami.
— Ja i ee...
— Zoey — kończy za mnie Er. Ale wtopa.
— Co wy robiliście we dwoje w nocy? — chichocze Amy.
— Jak ich spotkaliśmy to prawie...
— Rozmawialiśmy — przerywam, na co Condi się uśmiecha.
— Tak... prawie rozmawialiście — Er wybucha śmiechem.
— Może lepiej nie pytajmy o szczegóły waszego spania w jednym śpiworze...
— Po prostu — zaczynam, ale Natalie wchodzi mi w zdanie.
— Nie tłumacz się, teraz przydałoby się dowiedzieć skąd Er i Condi się tu wzięli.
— Szczerze dość długa ta historia.
— Może zacznijcie od początku... Gdzie się podzialiście na statku i czemu nie popłynęliście z nami?
— Doskonale wiedzieliśmy, że wszyscy nie popłyniemy, bo za dużo byśmy ważyli, więc musieliśmy poradzić sobie sami. Wyrwaliśmy deski, związaliśmy liną i postawiliśmy maszt z koszulką jakiegoś chyba wielkiego faceta, bo chyba to był rozmiar XXXL— śmieje się Condi.
— Matko jedyna — Natalie zasłania sobie usta — Płynęliście na takiej tratwie po morzu?
— Nie mieliśmy wyboru.
— Jak przeżyliście?
— Conrad nożem naostrzył badyl tak, że powstała włócznia. Dzięki temu, nie wiem jak on to robił, nabijał ryby włócznią. Wodę zbieraliśmy w czasie deszczu w wiaderko.
— Jak trafiliście na wyspę?
— Po kilku dniach zauważyliśmy, że na tej koszulce był napis „kieruj się na wschód" Nie wiem skąd on się tam wziął, wcześniej go nie widzieliśmy. Uznaliśmy, że nie mamy nic do stracenia, więc możemy posłuchać się tej wskazówki.
— Dziwne... zupełnie jakby ktoś wiedział, gdzie się w tamtym momencie znajdowaliście, a bardziej, że się w tym miejscu znajdziecie i akurat w odpowiednim momencie przeczytacie napis — dodaje Amy.
— Nic nie rozumiem... Opowiadajcie dalej.
— Na szczęście mieliśmy kompas i popłynęliśmy w tym kierunku. Możemy się przyznać, że zabraliśmy wam zapasową parę wioseł.
— Bardzo dobrze.
— Płynęliśmy dość długi czas i nic. Nagle zasnęliśmy, a gdy wstaliśmy wylądowaliśmy na wyspie — opowiada Er.
— Mega się ucieszyliśmy, ale nasza radość nie trwała zbyt długo, bo drzewa owocowe były za jakimś dziwnym murem. Był stary, ale wyglądał jak niezniszczalny. Nie dało się przejść, bo był wysoki, a przy wejściu były jakieś czytniki. Coś w rodzaju odcisków palca.
— Ciekawe...
— Musieliśmy iść dalej i szukać czegoś do jedzenia. Szliśmy prawie dwa dni, oczywiście z przerwami na spanie. Niestety po drodze nie znaleźliśmy żadnego pożywienia. Ani picia... Robiliśmy się strasznie słabi, gdy nagle spotkaliśmy ludzi, którzy uprawiali zboże. Już chcieliśmy do nich podejść, gdy nagle przyszli jacyś podejrzani mężczyźni. Mieli broń w ręku i kazali tym ludziom zbierać szybciej. Schowaliśmy się za krzakami.
Postanowiliśmy iść dalej. Za różnymi plantacjami, bazarkami i jakimiś sklepami zobaczyliśmy budynki.
— To było duże zdziwienie, nigdy nic nie słyszałem o tej wyspie... — mówi Er.
— A przecież Eric zna się na geografii lepiej niż nasza nauczycielka — śmieje się Condi.
— Nigdy nie wiedziałem, że taka wyspa istnieje i w dodatku żyją na niej ludzie.
— To nie są zwykli ludzie... — przerywa Zoey. — Ale o tym później, kontynuujcie.
— Przestraszyliśmy się, bo podeszła do nas kobieta ubrana na czarno z pistoletem w ręku.
— Przy wszystkich ludziach powiedziała, że jesteśmy zatrzymani za niespełnianie obowiązków obywatela Unus.
— To było straszne.
— „Unus"? — wtrąca Max.
— Może to nazwa wyspy — sugeruje Zoey.
— Wracając, zaprowadziła nas pod ten dom, a gdy weszliśmy do środka, przedstawiła się jako Madelaine i powiedziała, że nam pomoże. Znała nasze imiona! Potem poznaliśmy Johna, a oni nam opowiedzieli, co tu się dzieje. Mówili, że...
— Nam też opowiadali.
— Dobrze. A więc co teraz? — pyta Condi.
— Nie wiemy...
— Ja i Chris musimy wam o czymś powiedzieć — zaczyna Zoey.
— Jesteście razem? Całowaliście się? Będziecie mieli dziecko?
— Właściwie to... nie.
— Bierzecie ślub?
— Nie! Przez jakiś czas nie mówiliśmy wam o pewnych rzeczach. Odkryliśmy dwa przejścia i jedną kryjówkę w podłodze. W tej kryjówce jest malutka skrzyneczka ze zdjęciami. Zaraz je przyniosę, a ty opowiesz im o przejściu.
— Jasne — odpowiadam.
— Powiedz im o tym przejściu za lustrem, ale nie mów im gdzie ono jest, tylko co w nim jest. Zaufaj mi — mruczy dziewczyna i idzie do łazienki.
— W jednym przejściu jest pewien pokój. Jest tam biurko, łóżko, kufer i szafa, ale najbardziej tajemnicza jest ściana, na której są nasze zdjęcia, imiona, nazwiska i adresy. Dodatkowo jest też kalendarz, na którymi zaznaczone są niektóre dni z przeszłości, ale też z przyszłości. Zaznaczony jest dzień naszego wyjazdu z Dover, dzień śmierci Louis'a, burzy i naszego przypłynięcia na tą wyspę. Kolejny dzień był chyba zaznaczony na... wczoraj! Zoey!
— Tak? — mówi trzymając skrzyneczkę w rękach.
— Wczorajszy dzień też był zaznaczony w kalendarzu, a wczoraj Er i Condi do nas dotarli!
— Czyli podsumowując, zaznaczone są ważne daty z naszego życia, zupełnie jakby ktoś wszystkie te dni z nami przeżył — stwierdza Natalie.
— Nie tylko przeżył... ale też przewidział. A dokładniej, chyba przewidziała. Ona — mówię.
— Kobieta?
— Tak. Jak znaleźliśmy ten kalendarz, były dni zaznaczone X. I z nich wynika, że ostatni dzień, kiedy ta kobieta tam była, to dzień przed wyjazdem z Dover. A dalej zaznaczone były tylko pojedyncze dni w kółka. Jakby przewidywała, że coś się w dany dzień stanie.
— Albo po prostu zapomniała zaznaczać X.
— A widziałaś kogoś w tym podziemiu wczoraj?
— Może to Madelaine. Może ma jakieś przejście tam ze swojego domu, z góry.
— Nie było tam żadnych drzwi.
— To może było drugie takie samo przejście, takie jak te, przez które wy przeszliście. Potajemne i schowane.
— Nie sądzę, ale uznajmy, że tak. Teraz pokażemy wam te zdjęcia. — oznajmia Zoey i im je pokazuje. Mówi im swoje podejrzenia.
— Myślę, że ta ciemniejsza kobieta to zaginiona babcia Tim'a.
— Zwróćcie uwagę na te zdjęcie. Jest tu dziewięć osób, ale ta kobieta na boku trzyma kogoś za rękę, tylko ten ktoś jest wyrwany ze zdjęcia — dodaję.
— Racja, może się pokłócili?
— Nie mam pojęcia, ale ostatnia podejrzana rzecz, to ta kobieta. Przypomina wam kogoś? — pyta dziewczyna.
— Tą panią, która bywała kilka razy w naszej szkole i widziałem ją też kilka razy na statku — mówi Max po długim zastanowieniu. — To ona zaproponowała naszej szkole tą wycieczkę, a potem pomagała naszej klasie w nauce.
— Zupełnie jakby chciała, żebyśmy wygrali ten konkurs...
— Podejrzane — dopowiadam.
— Wiecie co jest dziwne? Widać, że zdjęcie jest stare, a ta kobieta jest praktycznie w tym samym wieku na zdjęciu i w teraźniejszości.
— Może ta kobieta to jest babcia tej pani ze statku? — zastanawia się Amy.
— Prawdopodobnie tak, ale jest nadzwyczajnie podobna — stwierdzam.
— Teraz ostatnie... przejście za obrazem — Zoey wskazuje palcem na obraz z wodospadem. — Nie ma za nim prawie nic... ale pozwoliło mi to się czegoś dowiedzieć.
— Opowiadaj — prosi Vicky.
— Jest tam długi tunel, a na jego końcu drabina przylegająca do ściany. Jak na nią weszłam, musiałam jeszcze kawałek iść na wprost i doszłam do krat. Widziałam przez nie tutejszych ludzi i już rozumiem, co tu się dzieje. Znam ich tryb życia, o której chodzą spać i o której wstają.
— Powiedz, co to za wyspa...
— Tutejsi źli ludzie czyszczą ludziom takim jak my pamięć lub jak mają taką chęć, robią sobie z nich obiadek — widzę, że Zoey robi się niedobrze. — Czyli takim przybyszom jak my czyszczą pamięć i wykorzystują do roboty wmawiając im, że tu się urodzili, to jest jedyna cywilizacja na świecie i muszą to robić, żeby przetrwać. Odbierają ludziom tym dziwnym urządzeniem wspomnienia i świadomość.
— Okrutność...
— Nie wiem dlaczego, ale Madelaine uratowała nas mówiąc, że najzwyczajniej nas zje razem ze swoim mężem. Mówiła im, że należymy się jej, ponieważ od zawsze czekała na przybycie młodych, zdrowych ludzi i dlatego nie przyjmowała porcji żywieniowych... wiecie jakich... od urodzenia.
— Dlaczego nas uratowała?
— Nie mam pojęcia... — odpowiada dziewczyna.
— To wszystko jest przerażające — Patricia wzdryga. — Dobrze, że mamy siebie nawzajem.
Wszyscy się do siebie uśmiechamy. Przeżyjemy to, a jak nie, to umrzemy razem. Jesteśmy przyjaciółmi, możemy sobie ufać. Lepszych przyjaciół nie mogłem sobie wymarzyć.
— Kocham was — szepcze Zoey. Czy ja dobrze myślę? Po części powiedziała to do mnie, a więc odwzajemnia moje uczucia. Tak? Wiem, że to nie tak działa, ale warto wierzyć.
— My ciebie też — odpowiada Amy i wszyscy łapiemy się za ręce.
— Jesteśmy w tym razem...

Siła PrzyjaźniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz