Rozdział 18

49 7 0
                                    

POV.ZOEY
Na pochmurnym niebie pojawia się coraz więcej błyskawic. Burza daje o sobie znać. Fale zalewają statek, a razem z nim przerażonych ludzi. Statek się topi i kołysze, raz jest na boku, raz dziobem do góry, a ludzie szaleją i skaczą do wody.
Ja stoję w tym samym miejscu, gdzie zostawił mnie Chris, trzymam się barierek i obserwuję, czasami przecierając oczy po napływie wody.
W ludzi trafiają różne przedmioty, latają nawet noże i zadają obrażenia.
Podbiegam do mężczyzny, któremu nóż trafił w brzuch i próbuję mu pomóc. Niestety... Mężczyzna po dziesięciu minutach umiera.
— Wyciągnąć łódź zapasową! Pierwszeństwo mają kobiety, dzieci i dzieci z wycieczki! — ogłasza zestresowany kapitan statku.
— Lily, chodź! — krzyczy zmartwiona kobieta do córki, która wygląda na około sześć lat. Dziewczynkę szczypią oczy i nie może ich otworzyć, szuka po omacku mamy. Przyglądam się im, gdy nagle dziób statku przechyla się ku dołowi. W stronę dziewczynki spada stół bilardowy, a matka stoi nieruchomo. Czy jestem świadkiem nadchodzącej tragedii?
Podbiegam i odpycham dziewczynkę. Widzę jak upada. Uśmiechnięta patrzę jak mama ją przytula. Jednak niedługo mogę nacieszyć się tym widokiem, bo czuję mocne uderzenie w głowę i opadam na ziemię...

— Czy ty słyszysz, co ty mówisz? Zginęli prawie wszyscy! Nawet kapitan nie żyje! — słyszę te słowa i rozchodzą się w mojej głowie jak echo.
— Ale żyjemy my! Zostaliśmy sami, musimy sobie jakoś poradzić! — grzmoty nie ustały i nadal czuję mocne kołysanie statku.
— Gdzie jest Chris? — mówi jakiś męski głos, po czym zalewa mnie zimna woda i zaczynam się krztusić.
— Oszalałeś Damien? Kładziesz ją na ziemi, gdy w każdej chwili może nam spaść na drugi koniec statku lub tak jak teraz, może ją zalać woda?!
— Już dobrze — mówię ochryple. Próbuję wstać, ale kręci mi się w głowie i się wywracam.
— Siedź. — mówi stanowczo Max.
— Co się stało? — pytam.
— Dostałaś w głowę, chyba stołem bilardowym, bo pod nim leżałaś. — odpowiada Damien.
— To wiem. Co się działo, gdy byłam nieprzytomna?
— To samo, co się działo przed twoim urazem.
— Czyli?
— Ludzie umierali, fale wszystko zalewały. Jak widzisz statek już prawie zatonął. Znajdujemy się teraz na ostatnim piętrze statku.
— I co tu robicie? Czekacie na śmierć? — patrzę na nich pytająco. Przypominam sobie, co krzyczał kapitan — Jest łódź zapasowa?
— Mamy ją. Trudno to nazwać łodzią. To ponton, leży tam — Pan Mark pokazuje palcem na rzecz leżącą pod przeciwległą ścianą.
— Czyli poumierali wszyscy poza ludźmi z naszej klasy?
— Nie do końca... Można powiedzieć, że ci co pozostali, są w naszej klasie. — jąka się Max.
— Ktoś nie żyje? — do oczu nabierają mi się łzy.
— Carola nie żyje, a trzy osoby zaginęły...
— Jak to „zaginęły"?!
— Nie widzieliśmy Chrisa po tym jak nas powiadomił o tej burzy, Conrada i Erica nie było z nami wtedy w pokoju, bo wyszli chyba na basen i do tej pory ich nie widzieliśmy.
— Nie wierzę! — łzy spływają mi po policzkach i uderzam pięściami o podłogę.
— A Tim... też zaginął. Nie pojawiał się w ogóle na zewnątrz, musiał być ciągle w hotelu.
— Mówicie, że to jest najwyższe piętro, czyli które?
— Trzecie.
— Mieszkaliśmy na drugim?
— Tak.
— Mniej więcej kiedy drugie piętro się zalało?
— A co? — pyta Damien.
— Odpowiedz.
— Mniej więcej jak się przebudziłaś.
Już wiem! Chris pobiegł ostrzec chłopaków, a gdy to zrobił, pobiegł po Tim'a. Skoro obydwoje nie wyszli z hotelu, to znaczy, że w pokoju Tim'a coś musiało się stać.
— Wybaczcie.
— Ale co?
Wstaję i szybko biegnę w stronę schodów. Max biegnie za mną i niestety mnie dogania przy schodach. Ciągnie mnie za ramię i klnie pod nosem.
— Muszę tam iść. Puść mnie.
— Nie pozwolę ci umrzeć!
— A ja nie pozwolę im umrzeć! Jak nie wrócę za dziesięć minut, możecie mi pomóc.
— Nigdzie nie idziesz.
— Ja naprawdę nie chcę tego robić, ale mnie do tego zmuszasz. Wybacz Max. — zadaję mu cios w przeponę, a on zwija się wpół. Korzystam z sytuacji i nurkuję. „Schodzę" po schodach i płynę w stronę pokoju Tim'a. Na korytarzu pływają przeróżne przedmioty: krzesła, stoły, walizki i wiele innych. Z trudem przedostaję się między nimi, ale i tak obrywam kilka razy i nabijam sobie siniaki. Niestety na korytarzu nie pływają tylko przedmioty. Kilku martwych ludzi unosi na powierzchni wody. Najbardziej mnie rusza widok małego, nieżywego niemowlęcia - nigdy nie byłam odporna na takie sceny w filmach, a teraz sama tego doświadczam.
Drzwi do jego pokoju są uchylone. Boję się tam zaglądać i z chęcią postałabym przed pokojem, ale powoli brakuje mi tlenu. Zaglądam ze strachem do pokoju. Nikogo tu nie ma. Otwieram szafę i wypływa na mnie sterta ubrań. Zasłaniają mi oczy i kręcę się dookoła. Z trudem je odrzucam i jak się okazało, teraz stoję obok szafy. Te kręcenie się, źle na mnie wpłynęło, znowu mi się kręci w głowie i słabiej widzę. Boli mnie głowa, zamykam oczy i opieram się o szafę.
Nagle czuję na policzku zimno. Ciarki mnie przechodzą i czuję jakbym zamieniała się w lód.
Co się stało? Co spowodowało to zimno? Wystarczy dotknąć policzka... nie mam siły w rękach, ale muszę.
— O mój boże! — krzyczę niezrozumiale w wodzie. Mojego policzka dotyka lodowata ręka. Ciało jest przygniecione przez szafę do ściany.
Próbuję przesunąć szafę. Ona jest taka ciężka! Nie mogę! Co mam zrobić? Może pójdę po pomoc? Nie... Ta osoba za szafą napewno umrze w tym czasie. Muszę dać radę sama. A co jeśli do Tim lub Chris? Ogarnia mnie wściekłość na całą tą burzę, statek i tą nieszczęsną szafę. Denerwuję się i kopię w cholerny mebel i z całej siły na niego napieram. Powoli się odsuwa. Jestem coraz bliżej celu. Odpycham całkowicie szafę i poznaję chłopaka- to Chris. Ciągnę go za rękę i przekładam przez ramię. Na szczeście, dzięki wodzie jest lżejszy. Płynę wolno przez korytarz i w końcu docieram do schodów. Brakuje mi tchu, nie mogę złapać powietrza. Nie dam rady... Dam radę. Zaciskam oczy i wchodzę szybciej po schodach. Już... Prawie... Jesteśmy! Biorę wdech i krzyczę krótko „Pomocy!" po czym opadam na ziemię. Słyszę, że ktoś podbiega.
— Dzielna dziewczyna. — mówi Pan Mark i pomaga mi usiąść. Zaczynam kaszleć i wykrztuszam trochę wody.
— Niech pan pójdzie po resztę, ja zacznę reanimację! — mówię.
— Jak ty sama prawie umarłaś. — mówi, ale go nie słucham i uciskam klatkę piersiową Chrisa.
— Dawaj Chris. Dasz radę. Musisz przeżyć, nie poszłam po ciebie na marne. Błagam. — jestem na piętnastym ucisku — Zrób to dla mnie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie możesz mnie zostawić samej! — krzyczę, a po moich policzkach spływa potok łez, które kapią mu na bluzkę.
Kończę na trzydziestym ucisku i robię mu dwa wdechy. Potem rozpoczynam kolejne uciski.
— Wstań, proszę. Chris wstań! Wróć do mnie! Kocham cię, rozumiesz? Słyszałam jak w autokarze chciałeś powiedzieć „ja ciebie też". Proszę, dokończ teraz. Powiedz mi to teraz. Musisz żyć! Dla rodziców! Dla siostry! Dla przyjaciół! Dla swojej pasji! Dla mnie!
Uciskam dalej. 25,26,27...
Z ust Chrisa wypryska woda i spływa mu po policzku. Krztusi się, przy czym z płuc wydala mnóstwo wody. Otwiera powoli oczy i patrzy na mnie.
— C-co...
— Cicho. Nic nie mów. — raduję się i przytulam go mocno. — Byłeś w pokoju Tim'a przygnieciony szafą. Zalała cię całkowicie woda. Nie wiem jakim cudem to przeżyłeś...
— Bo go uratowałaś. — kończy Pan Mark i wychodzi zza ściany. — Popłynęłaś po niego i sama prawie umarłaś.
— To prawda? Przeze mnie prawie umarłaś?— pyta zmęczonym głosem Chris.
— Ważne jest to, że ty żyjesz!
— Może go przebudziły twoje łzy i... słowa? — krzyżuje ręce Amy.
— To... em... była tylko reanimacja.
— Chłopie, żałuj, że tego nie pamiętasz... — mówi Damien, a ja patrzę na niego ostrym wzrokiem — Bo... robiła ci usta-usta! — śmieje się i szturcha Chrisa lekko w ramię, a on się uśmiecha i rumieni.
— Słuchajcie... po moich obliczeniach nie popłyniemy wszyscy razem łódką. Razem jesteśmy za ciężcy. O około 70kg. — informuje nas Vicky. Patrzymy na siebie z przerażeniem. — To znaczy, że ktoś nie może płynąć.
— Co ty nie powiesz Vicky? Zawsze lubisz psuć atmosferę? — denerwuje się Max.
— Musiałam, bo musimy szybko decydować. Zaraz ruszamy. — patrzy zła na Maxa.
— Ja zostanę. — mówię.
— Tobie to chyba ta woda mózg wypłukała. Ważysz lekko ponad 45kg i chcesz nam zrobić za 70kg? Myślałam, że każdy się domyśli, że zostać musi chłopak. — mówi Vicky i przewraca oczami.
— Ja zostanę. — oświadczył Chris.
— O nie. Napewno nie. Nie po to cię ratowałam, żebyś skazał się teraz na śmierć! - drę się na niego.
— To kto?
— Ja i tak zostaję. Nie zostawię tutaj nikogo samego. — wybucham.
— Masz rację, Zoey. Jesteście przyjaciółmi, nie możecie się rozdzielać. Właśnie na to czekałem. Na ten odpowiedni moment.
— Odpowiedni moment na co?
— Na obwieszczenie wam, że to ja zostaję. Ważę akurat 80kg. Jestem najstarszy, a przed wami całe życie. Nie pozwolę wam się rozdzielić. Przyjaźnicie się od bardzo dawna i już straciliście dwóch przyjaciół. — mówi spokojnie Pan Mark i się uśmiecha. Ja wiem, że on zawsze był radosny, ale nawet w takiej chwili?
Do każdego po kolei podchodzi i szepcze coś na ucho. Na koniec podszedł do Chrisa, a potem do mnie.
— Troszcz się o niego. Doceniaj go. Dobrze wiesz, że kocha cię od bardzo dawna. — mówi cichutko.
— Nie rozumiem o kogo...
— Dobrze wiesz, Zoey — przerywa mi. Ma rację. Wiem o kim mówi.
Odchodzi kilka kroków od nas i mówi:
— Poradzicie sobie. Powodzenia, kochani.
— Co to ma znaczyć?! Nikt panu na to nie pozwolił! — krzyczę. Pan Mark zbliża się do balkonu.
— Żegnajcie. — mówi i staje na barierkach.
— Nie! Błagam! — biegnę do niego. Wszystko dzieje się szybko. Robi krok do przodu, a ja prawie łapię go za rękę, ale mi się wyślizguje. Nie zdążyłam. Znowu nie zdążyłam! Patrzę jak wpada do wody. Stoję jak wryta, czekając aż wypłynie. Lecz nie wypływa minutę, pięć...
Ktoś obejmuje mnie od tyłu i głaszcze moje włosy. To Chris. To dziwne, ale poznaje po zapachu. Zawsze ślicznie pachnie.
— Nie płacz... — szepcze mi spokojnym głosem na ucho. Odwracam się do niego, a on wyciera mi łzę.
— Jak mam nie płakać, skoro przeze mnie nie żyje człowiek?
— Co ty mówisz? Wcale nie przez ciebie!
— Mogłam szybciej podbiec, uchwycić mocniej jego rękę! Ale nie zdążyłam... Znowu nie zdążyłam! — krzyczę i do oczu nabiera mi się nowa fala łez.
— To była ich decyzja... Obydwoje nie chcieli, byś ich ratowała, ale ty masz dobre serce, rozumiesz? — mówi Chris i przytula mnie mocno. Uspokaja mnie jego bliskość.
— Koniec pogaduszek! Pan Mark nie poświęcił się po to, żebyśmy zginęli, bo zapomnieliśmy o pontonie.
Idę z Chrisem do przyjaciół.
— To co robimy?
— Bierzemy ponton. — oznajmia Damien.
— Tego się nie spodziewałam — ironizuje Amy.
Wszyscy podnosimy razem ponton i kierujemy się w stronę balkonu. Wyrzucamy ponton przez balkon na taflę oceanu.
— Macie zapasy żywności i wody? — pytam.
— Mamy.
— To co? Skaczemy. Kto pierwszy?
— Ja mogę — staję na barierce balkonu i skaczę na ponton. Gdy już wszyscy są na pontonie, wyjmujemy wiosła.
— Zobaczcie, w skrzynce oprócz wioseł była woda i sucharki.
— Smacznie. — śmieje się Damien.
Spoglądam na Natalie i Patricie. Obydwie siedzą smutne skulone w kącie. Patrici zaginął chłopak - Erric, a Natalie... ją coś łączyło z Conradem. Iskrzyło między nimi.
Podchodzę do nich i siadam obok.
— Rozumiem was... dla mnie też Conrad i Erric byli bardzo ważni. Mam nadzieję, że gdzieś teraz są - cali i zdrowi.
— Sama w to nie wierzysz... — szepcze Natalie.
— Nie straciłaś chłopaka... — mówi Patricia.
— Straciłam... Przecież Tim też zaginął. Ale wierzę, że gdzieś teraz jest i żyje. — mają rację...sama w to nie wierzę.
— Przykro mi. — mówi Natalie.
— Mi też. — przytulam obydwie przyjaciółki. — Będzie dobrze.
Natalie zbliża się do mnie, abym tylko ja słyszała, co zaraz będzie mówić:
— Słuchaj, Zoey. Do Tim'a coś poczułaś, ale widzę, że kochasz Chrisa. Od tamtego momentu... dalej go kochasz, ale nie chcesz, żeby to do ciebie dotarło. Tylko w emocjach byłaś w stanie mówić szczerze. Powiedziałaś, że go kochasz, gdy wiedziałaś, że go stracisz.
— Natalie. Nic nie mów. — wstaję.
— Porozmawiaj z nim.
— Nie, idę spać. — mówię i idę na drugi koniec pontonu. Kładę się obok Amy.
Ostatni raz spoglądam na Chrisa i zastanawiam się, czy Natalie nie ma racji...
————————————————————-
1950 słów! Przepraszam za tak długą przerwę, ale mam sporo nauki i... średnią motywację do pisania, bo praktycznie nikt mojego opowiadania nie czyta.
Do zobaczenia, mam nadzieję, że w święta!
(Dziękuję za 1K wyświetleń❤️)

Alohaaa

Siła PrzyjaźniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz