Tak jak JingYi zapowiedział, do szkoły przyszła jego mama. Kobieta rozmawiała z wychowawczynią w sali, a w tym czasie chłopak wraz z SiZhuim i Jin Lingiem czekali na zewnątrz. SiZhui zagadywał przyjaciela, by ten nie musiał myśleć o tym, co będzie później.
W końcu kobiety wyszły z sali. Mama JingYi podeszła do chłopców, którzy powitali ją grzecznie.
- Wy musicie być przyjaciółmi mojego synka. Miło mi was poznać. - uśmiechnęła się przyjaźnie
- Tak, nazywam się SiZhui, a to Jin Ling.
- Chyba już kiedyś słyszałam o tobie, SiZhui. Jesteś przyjacielem JingYi od dłuższego czasu, prawda? Przykro mi, że nie mogłam wcześniej cię spotkać, ale taka praca. - westchnęła smutno
Kobieta pracowała jako urzędniczka w innym mieście.
- Przepraszam, że musiałaś tu przyjechać... - powiedział chłopak cicho
- Co ty opowiadasz synku. Dzięki temu miałam wymówkę, by w końcu do was przyjechać. Twój tata jest bardziej zajęty niż ja. Nie mogliśmy zawracać mu głowy taką błahostką. - oznajmiła, gładząc go przy tym po głowie
Mama chłopaka wydawała się bardzo kochana i miła. Jeszcze przez dłuższą chwilę rozmawiała z SiZhuim, który wydawał się zachwycony, że jakiś dorosły poświęca mu uwagę i nie okazuje przy tym swojej wyższości. Jin Ling tylko obserwował, a JingYi stał w milczeniu.
- Wybaczcie chłopcy, ale musimy was już zostawić. Następnym razem gdy wrócę tu na wolne, zaproszę was na obiad. Prawdopodobnie jeszcze nie byliście w naszym domu.
- Bardzo dziękujemy. Rzeczywiście, jeszcze nie byłem u JingYi. Ale właściwie on u mnie też, więc nie zwróciłem na to uwagi. - uśmiechnął się SiZhui
- No dobrze. To papa! - kobieta pomachała im na odchodne
- Łał... Mama JingYi jest taka miła. - szepnął SiZhui do Jin Linga - Mam nadzieję, że trochę się rozpogodzi. Nie wygląda na to by jego mama się gniewała.
Jin Ling nic nie odpowiedział. On nieco inaczej postrzegał tę sytuację. Owszem, kobieta wydawała się miła, ale coś było nie tak. Tylko nie wiedział w czym dokładnie tkwi problem. Może chodziło o coś innego? Po prostu oczy JingYi były zbyt puste, by wszystko było dobrze. Tylko czemu nikt tego nie dostrzega?
***
- Puść mnie w końcu hultaju. Nie jestem inwalidą!
Dziadek próbował się wyrwać WuXianowi, ale chłopak uparcie trzymał go pod rękę i tylko uśmiechał się wesoło.
- O nie, nie, staruszku. Nie chciałeś iść z laską to musisz się mnie trzymać. Co jak się przewrócisz? Aż tak stęskniłeś się za szpitalem?
- Nie będziesz mnie tu szantażować! Ja chcę do domu!
- Lekarz kazał ci przebywać więcej czasu na świeżym powietrzu. Potrzebujesz jakiegoś ruchu. Krótki spacerek zrobi ci na dobre.
- Ja już znam te numery. Ruch to zdrowie, a potem ból kręgosłupa i stawów. W ten sposób szybciej na wózku skończę. Tego chcesz? Żebym już w ogóle z domu wyjść nie mógł o własnych siłach? Czego ja się doczekałem! Własny wnuk chce usidlić w domu!
- Awww. Dawno nie nazwałeś mnie swoim wnukiem, dziadku. - po tym WuXian przylepił się do starszego
- Zostaw mnie mówię! Żadnej przestrzeni osobistej.
- Przestrzeń osobistą to masz prawie 24 godziny na dobę. A tak wracając do tematu to szybciej cię będzie wszystko boleć jak ciągle będziesz siedział w domu.
CZYTASZ
Samotna uczta przy księżycu (Mo Dao Zu Shi)
Fanfic- Wei WuXian nie żyje! Wei WuXian nie żyje! Dookoła rozległy się krzyki. Jednak tym razem nie było to radosne skandowanie, a wołanie pełne zgrozy. *** Fanfiction Mo Dao Zu Shi Teoretycznie zakończone, ale planuję co jakiś czas dodawać rozdziały spec...