Rozdział 4

2.5K 235 118
                                    

Tym razem i młodzi kultywatorzy mieli okazję zobaczyć Hanguang-Juna łamiącego zasady ich sekty. Starsi jedynie potrząsali głowami, gdyż już niestety oglądali go w takim stanie. Hanguang-Jun wnosił na teren sekty alkohol. Co prawda robił to tak, by nie przyciągać uwagi, ale wszyscy widzieli skutki.

Ostatnim razem buszował po magazynie, gdzie poszukiwał fletu, a następnie wypalił sobie piętno Wenów, takie same jakie miał Wei WuXian. Już wtedy patrzono na niego dziwnie przez długi czas, ale teraz umocnił ich w wierze, że Hanguang-Jun nie powinien pić. Chociażby ze względu na niego opłacało się zakazać spożywania alkoholu, aby członkowie sekty nie ośmieszali się przed innymi kultywatorami.

Było już grubo po 21, gdy sekta Lan została wybudzona ze snu. Hałas był bardzo przeszkadzający, więc kultywatorzy powychodzili z pokoi, by zobaczyć co się dzieje. Scena, którą zastali, wprawiła ich w osłupienie. To był Hanguang-Jun. Ich Hanguang-Jun chodził w kółko z Jabłuszkiem. Osioł ryczał głośno, co wyjaśniło wcześniejsze hałasy. Natomiast Lan WangJi był w stroju nocnym. Co więcej, jego włosy były rozpuszczone, a na nogach nie miał żadnych butów.

- WangJi, co ty najlepszego wyprawiasz? - to był Lan QiRen

Lan WangJi jedynie przemknął wzrokiem po zebranych i szedł dalej.

- Hanguang-Jun. Czemu idziesz w koło z Jabłuszkiem? - SiZhui zabrał głos

- Jestem w podróży. - odpowiedział Lan WangJi

Nie było po nim widać, że był pijany, ale zdążyli się przekonać, że jednym sposobem na rozpoznanie nietrzeźwości mężczyzny było zobaczenie rzeczy, których nigdy nie zrobiłby będąc trzeźwym.

- To gdzie w takim razie idziesz, Hanguang-Jun? - zapytał Lan Jingyi

- Do Przystani Lotosów.

I znowu się zaczynało... Dobrze znali powód, dla którego ich Jadeit był w takim stanie.

Hanguang-Jun dalej chodził w koło z osłem Wei WuXiana. Początkowo wuj próbował zabrać mu zwierzę, ale tamten uparcie nie chciał go oddać. Lan QiRen wyglądał na kompletnie załamanego. On szczególnie przeżywał zmianę jego pupilka.

- Wei Ying! - w pewnym momencie Lan WangJi zaczął wołać wiadome imię

Niektórzy tylko pokręcili głową.

- Wei Ying! Chodź ze mną do Zacisza Obłoków! Nie będziemy ci kazać zaprzestania twoich praktyk. Po prostu wróć ze mną, Wei Ying!

Przez takie sytuacje członkowie zaczynali się wahać, czy to wina alkoholu, czy po prostu Lan WangJi postradał zmysły. Nie zdziwiłoby ich to... Czasami słyszeli jak rozmawia z czymś widzianym tylko przez niego. Wyglądał jakby myślał, że Wei WuXian nadal żyje. W głowach członków sekty Lan rodziły się też inne przemyślenia. Być może pewne skłonności były dziedziczne. Ojciec Zewu-Jun i Hanguang-Jun skończył dość tragicznie. A teraz jego synowie poszli jego śladem. XiChen nie opuszczał pokoju, a WangJi zachowywał się jak szaleniec. Jeszcze chwilę temu sekta Lan miała dwa Jadeity, które były godne zostania liderami. Teraz nie mieli żadnego.

W pewnym momencie Lan WangJi zaprzestał chłodzenia z osłem. Oddał go w ręce SiZhuiego i zaczął krążyć po podwórzu, rozmawiając z kimś kogo nikt inny nie widział. Z boku wyglądało to zabawnie, ale nikomu nie było do śmiechu. Część rozeszła się, wiedząc że nie ma tu czego oglądać. Ostatecznie Hanguang-Jun poszedł w inną stronę. Jedna osoba podążyła za nim, by zobaczyć czy nic mu się nie stanie. Po dłuższej chwili kultywator oznajmił, że Lan WangJi zabrał królika ze swojej hodowli i wrócił do pokoju, gdzie prawdopodobnie poszedł spać. Postanowili zostawić kogoś pod drzwiami, by upewnić się że Lan WangJi nie uda się nigdzie więcej na spacer.

***

Kolejny króciutki rozdział. Ale już niedługo... ;) 

Samotna uczta przy księżycu (Mo Dao Zu Shi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz