Rozdział 5

163 5 1
                                    

Po spotkaniu z Zakonem wróciłam na chwilę do domu. Niestety musiałam mówić mamie o wszystkim. Oczywiście tego nie zrobiłam i powiedziałam o rzeczach, o których Czarny Pan już wiedział. Czasami się ciszę ze spotkań z moim bratem.

Długo myślałam czy dobrze robię szpiegując moich przyjaciół i Zakon. Wiedziałam, że będzie mnie to długo prześladować.
                                                                                         ~*~

Idąc z Tonks, Moody'm i Syriuszem rozmyślałam nad tym ile się zmieniło po powrocie Czarnego Pana. Rozglądałam się na około i wtedy ujrzałam charakterystycznego czarnego psa. Stanął między mną a Harry'm i zaczął szczekać.

-Łapa. Czyś ty kompletnie zdurniał? Rozwalisz całe przedsięwzięcie.- powiedział Moody

Zdziwiona poszłam z Harry'm za Syriuszem. Nie wiedziałam co mu odbiło. Mogli go złapać, a to nie może się stać. Potrzebujemy go. Ja to potrzebuje.

-Syriusz. Co ty tutaj robisz?- spytał zdenerwowany Harry

-Ktoś mógłby cię zobaczyć!- krzyknęłam i zamknęłam za nami drzwi

-Musiałem was przecież odprowadzić.- powiedział z uśmiechem.- Czym jest życie bez ryzyka?

 -Jak nie zaryzykujesz nie osiągniesz niczego. Będziesz żałować do końca życia.... Słyszałam o tym wiele razy. Ale tym razem chodzi o twoje bezpieczeństwo- powiedziałam siadając na ławkę obok Syriusza 

-Nie martw się o mnie.

-Nie chcemy żebyś znowu trafił do Azkabanu.-odparł Harry

-O nie przejmuj się. A z resztą...-zaczął i wyciągnął coś z kieszeni.-Chciałem ci jeszcze dać to.

Spojrzałam zaciekawiona na kartkę. Po chwili otworzył ją i zobaczył zdjęcie dużej grópy czarodziejów i czarownic.

-To zdjęcie Zakonu prawda? Kiedy jeszcze wszyscy....żyli?- spytałam Syriusza

-Tak. Pierwszy skład Zakonu Feniksa. Marlena McKinnon.-pokazał jakąś kobietę na zdjęciu.- Dwa tygodnie po zrobieniu zdjęcia już nie żyła. Voldemort zabił całą jej rodzinę. Frank i Alicja Longbottom. 

-Rodzice Nevile'a.- szepnęłam

-Spotkał ich los o wiele wiele gorszy niż śmierć.

-Moja matka ich torturowała godzinami...-szepnęłam

-Minęło czternaście lat...A nie było takiego dnia, żebym nie myślał o twoim ojcu, Harry...

-Naprawdę myślisz, że szykuje się wojna?

-Nie można tego zupełnie wykluczyć.- odpowiedział Harry'emu niepewnie.- Zatrzymaj to.- powiedział Syriusz kiedy Harry chciał oddać zdjęcie.- Bo w końcu teraz nadeszła wasza kolej..

                                                                                    ~*~

Idąc z chłopakami z Slytherinu zobaczyłam kawałek dalej przyjaciół. Wiedziałam, że nie skończy się to dobrze. Chciałam zrobić wszystko, by ich nie zauważyli, ale się nie udało.

-Dziwie się, że Ministerstwo dalej cię trzyma na wolności. Ciesz się z tego puki możesz.- powiedział Draco

-Mam nadzieję, że w Azkabanie już szykują dla ciebie cele.- zaśmiał się Nicolas przez co Harry prawie się rzucił na mojego brata, gdyby nie Ron

-A nie mówiłem? Kompletny kretyn!- krzyknął Luke

-To wy przesadziliście.- warknęłam do chłopaków

-Nie wtrącaj się siostra.- powiedział mój brat

-Trzymaj się od mnie z daleka!- krzyknął Harry za Ślizgonami

-To tylko Malfoy, Lestrange i Dołohow. Zwykłe świnie.- powiedział Roni szybko na mnie spojrzał.- Bez urazy.  

-Nie ma sprawy.- zaśmiałam się.- Mój brat czasami zachowuje się jak dupek.

W czwórkę poszliśmy w miejsce gdzie są nasze powozy. Widziałam jak Harry patrzy za Cho na co się zaśmiałam. Dalej mu się podobała. Nagle usłyszałam jak ktoś do nas podchodzi.

-Część wam.- powiedział znany głos

-Cześć Nevile.- powiedzieliśmy równocześnie dalej patrząc za powozem

-Co to jest?- spytał Harry odwracając się

-Nasz powóz.- powiedział Ron

-Nie. To co ciągnie powóz.

-Nic nie ciągnie powozu Harry.- powiedziała zdziwiona Hermiona.-One zawsze jeżdżą same.

-Zaskoczę was, ale wiem więcej od Hermiony. To Harry nazywa się Testral. To on zawsze ciągnie powóz.- powiedziałam roześmiana i pogłaskałam mrocznego konia

-A dlaczego oni go nie widzą?

-Bo nie widzieli czyjejś śmierci. Ja widziałam ich wiele a ty...Cedrika 

Harry powoli przeszedł obok konia patrząc na niego zaskoczony.

-Wcale nie zwariowaliście.- usłyszałam dziewczęcy głos. W powozie siedziała jakaś blondynka.- Ja także je widzę. Jesteście tak samo normalni jak ja.

Szybko weszliśmy do powozu i chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zdziwiona patrzałam na to co czyta. Wyglądało na jakąś gazetkę, ale było...na odwrót.

-Diana...Panowie to pomylona...- ucięła Hermiona patrząc na nią.- Luna Lovegood.  

-Jaki ciekawy wisiorek.- powiedziałam zawstydzona tą sytuacją

-To jest właściwie talizman. Ma odstraszać nargle.- nagle zrobiło się dziwnie cicho.-Głodna jestem. Zjadłabym budyń....

-Co to są nargle?-spytał szeptem mnie i Hermionę Ron

-Nie mam pojęcia.- szepnęłam

                                                                              ~*~

Znudzona siedziałam w Wielkiej Sali. Była uczta z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Co chwilę patrzałam do stołu Gryfonów. Wszyscy odsunęli się od Harry'ego. Wiedziałam, że tak się stanie. Wszyscy wierzą w to co pisze ta Rita w Proroku Codziennym. Ugh...Jak ja jej nienawidzę!

Nie słuchając co się dzieje i co mówi dyrektor rozmawiałam z Draco i chłopakami. Wtedy usłyszałam słowo ,,Ministerstwo'' i od razu zamilkłam. Szybko podniosłam wzrok i zobaczyłam obok dyrektora kobietę. Miała wszystko różowe i aż mi się przez to w głowie zakręciło.

-Już mam dla niej przezwisko. Jeśli będzie wredna to będzie Różowa Ropucha.- zaśmiałam się

-Zbyt dużo różu.- jęknęła Pansy

-O wiele.- zaśmiałam się.

-Wiecie kto to?- spytał mój brat

-Nie mam pojęcia...

Oto kolejny rozdział. Pewnie wiecie kim jest Różowa Ropucha. I szczerze nienawidzę tej jędzy. Zapraszam do czytania kolejnych rozdziałów.

~Meggie

Córka Bellatrix LestrangeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz