Będziemy siedzieć w samotności i wpatrywać się w horyzont pokryty wszystkimi barwami tęczy. Nasze ręce splecione razem pasują do siebie tak idealnie. Słyszysz moje serce? Bije tylko dla ciebie.
Zaczynam dostrzegać coraz więcej zalet bycia w ciąży. Mój kochany mąż gdy tylko usłyszał, że jestem głodny natychmiast pobiegł zrobić mi coś do jedzenia. Śniadanie do łóżka to coś co zawsze poprawia mi humor. Na kolanach trzymałem tackę z kanapkami i moją ulubioną gorącą czekoladą. Syriusz leżał obok mnie z rękami pod głową. Spojrzałem na jego nagi tors i zauważyłem dużą bliznę, którą kilka lat temu nieumyślnie zrobiłem. Zdążyła już wyblaknąć, ale i tak jej nienawidziłem. Nagle przypomniałem sobie, że dzisiaj jest ten dzień.
-Jak mogłem zapomnieć?- zapytałem cicho sam siebie. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco. Złapałem się za głowę uprzednio odkładając tackę na bok- Pełnia- na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech- No i co się uśmiechasz?
-Bo mam dla ciebie prezent- położył się na boku podpierając głowę ręką.
-Jaki?- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Jeśli chcesz go dostać to najpierw musisz... Mnie pocałować- ułożył usta w dziubek i przybliżył się do mnie. Wywróciłem oczami i lekko go pocałowałem. On za to przyciągnął mnie do siebie i pogłębił pocałunek. Po chwili odsunął się ode mnie i sięgnął do półki. Wyciągnął z niej ciemnoniebieski eliksir.
-Pamiętasz wizytę Dumbledore'a?- pokiwałem głową- Gdy byłem na dole to zobaczyłem to na stole. Tak jak obiecał zdobył dla ciebie wywar Tojadowy. Wypij teraz- wziąłem go do ręki i od razu wypiłem całość. Skrzywiłem się. Smakował okropnie, ale skoro ma mi pomóc to czemu nie.
-Ble- zaśmiał się z mojej miny. Sięgnął ręką po moją kanapkę- Ej to moje- powiedziałem głośno.
-Ale ja ją zrobiłem- pokazał mi język.
-Ale ja jestem głodny- wyrwałem mu ją z ręki. Rzucił się w moim kierunku siadając na moich biodrach i przygniatając moje nadgarstki do materaca.
-Co teraz zrobisz?- zapytał przybliżając swoją twarz do mojej.
-Mam bardzo ograniczone pole ruchu więc nie za wiele mogę zrobić- do głowy przyszedł mi pomysł. Może niezbyt uczciwy, ale trzeba sobie jakoś radzić. Syknąłem z bólu i zamknąłem oczy. Jęknąłem cicho- Brzuch- natychmiast ze mnie zeskoczył z przestraszoną miną.
-J-ja nie chciałem. Coś ci zrobiłem?- zapytał łapiąc się za głowę. Momentalnie zacząłem żałować swojego żartu.
-Merlinie, przepraszam. To był żart. Niczego mi nie zrobiłeś- w moich oczach zaczęły zbierać się łzy gdy patrzyłem na jego przestraszoną minę.
-Nie wolno tak żartować- ściągnął ze sobą brwi.
-Ty w szkole robiłeś o wiele gorsze kawały- usiadłem i oparłem się o ramę łóżka- Było mnie nie przygniatać do łóżka- odwróciłem głowę i postanowiłem się do niego nie odzywać. Usiadł obok mnie i chciał objąć mnie ramieniem, ale odepchnąłem jego rękę. Zaśmiał się.
-Obraziłeś się?- dalej siedziałem cicho, ale po chwili wybuchłem.
-Czy ty się śmiejesz ze mnie?- spojrzałem na niego obrażony. Uniósł ręce do góry i starał się utrzymać poważną minę po czym pokręcił głową.
-Jesteś słodki gdy się złościsz- wypalił nagle unosząc dłoń do mojej twarzy. Nie mogłem się poruszyć zahipnotyzował mnie- To kiedy powiemy twoim rodzicom?
-Co?- spytałem zatopiony w jego oczach.
-No o dziecku- zjechał dłonią na moją szyję- James i Lily się ucieszyli, Peter tak samo, od Andromedy nie dostałem jeszcze listu, ale jestem pewien, że też się cieszy. Twoi rodzice na pewno zareagują podobnie.
-Musimy?- przechyliłem głowę w bok.
-Tak. Jak sobie to wyobrażasz? Przyjdziemy do nich za kilka miesięcy gdy już będzie po tobie to widać? Twoja matka zaprasza nas na obiad. Wtedy będzie idealna okazja- wstał z łóżka.
-Nie uważam, że to dobry pomysł- pokręciłem głową- Możemy do nich przyjść za rok i powiedzieć, że adoptowaliśmy dziecko.
-Czasami twoje pomysły są naprawdę głupie- wyszedł z pokoju.
~~~
Gdy się tu wprowadziliśmy Syriusz wpadł na pomysł aby piwnicę przemienić w pokój w którym będę spędzał pełnie. Przez kilka dni szukał najsilniejszych zaklęć żeby utrzymać mnie w środku i żeby nikt mnie nie usłyszał.
-Myślisz, że dzięki temu eliksirowi nie muszę zmieniać się w psa?- zapytał siedząc na fotelu.
-Wolałbym nie ryzykować. Na wszelki wypadek się zmień. Aczkolwiek mogę też zostać sam- ściągałem z siebie sweter żeby nie zniszczyć kolejnego podczas przemiany- Nic mi się nie stanie- dodałem gdy popatrzył na mnie krzywo.
-Zostało kilka minut. Chodź tu do mnie- powiedział i mocno mnie przytulił. Boi się, że w szale zrobię coś czego potem będę żałował już zawsze. Rozpiąłem spodnie i zostając w samej bieliźnie czekałem. Ból towarzyszący mi podczas przemiany nie zniknął. Moje ciało wydłużało się nienaturalnie. Zacisnąłem mocno oczy i bezsilny opadłem na ziemię. Czekałem na utratę ludzkiej świadomości, ale to nie nastąpiło. Cały czas czułem się sobą. Przede mną siedział czarny pies patrzący na mnie swoimi dużymi, szarymi oczami. Powoli podniosłem się i skinąłem do niego głową. Zaczął merdać ogonem i podszedł do mnie powoli. Pochyliłem głowę w jego kierunku stykając razem nasze nosy. Polizał mnie po policzku i zaczął biegać oraz skakać po całym pomieszczeniu. Ja usiadłem na ziemi i wpatrzyłem się w swoje łapy. Okropne długie pazury zdolne nieść śmierć. Cieszyłem się, że nie ma tu lustra bo nie zniósłbym swojego wyglądu. Położyłem się i zamknąłem oczy. Ten eliksir bardzo mnie osłabił.

CZYTASZ
Bez ciebie || Wolfstar
FanfictionDruga część "Ten jedyny" Walczyłem. Walczyłem do samego końca. Czekałem na ciebie, czekałem na nas. Wierzyłem, że pewnego dnia powrócisz, a z tobą i on.