Rozdział VII

527 33 13
                                    

Postanowił, że zadanie od Czarnego Pana wykorzysta w trochę inny sposób. Prze teleportował się do Nory, gdzie wciąż znajdować powinien się Dumbledore. Posłał do niego patronusa z informacją i czekał. Chwilę później ujrzał Norę i idącego w jego kierunku starca. Przekroczył więc bariery ochronne by na samym ich skraju oczekiwać wpatrującego się w niego z niechęcią Albusa.

- Co tym razem cię tu sprowadza? - Zaczął lodowato kolejny raz będąc niezadowolonym z wizyty blondyna.

- Musisz mi powiedzieć w jaki sposób powstrzymać Grindelwald'a. -Rozpoczął, powiedzmy z grubej rury.

- Ile razy mam ci powtarzać, że jest to niemożliwe. - Ton głosu, którego użył starzec nie jedną osobę by przestraszył, jednak Lucjusz bardziej niż Dropsa bał się chyba wściekłego Snape.

- Nie kłam. Raz z nim wygrałeś. Powiedz mi jak, a coś wymyślimy. - Dawkował argumenty.

- To nie takie proste Malfoy. - Albus pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Nie można z nim tak po prostu walczyć. Jeśli... Jeśli będzie chciał się na mnie zemścić, to tak się stanie.

- Nie potrafię uwierzyć, że Albus Dumbledore, najsilniejszy czarodziej na ziemi, ten który POKONAŁ Grindelwald'a uważa tę wojnę za przegraną. - Kpił z niego Lucjusz.

- Nic nie rozumiesz...

- To mi wytłumacz! - Warknął widząc słabą postawę Dumbledore'a. Ale jak już powiedział pewien człowiek, Albusa Dumbledore nie wolno lekceważyć.

- Nie tym tonem. - Na nowo w głosie dyrektora zabrzmiała stal. Oczy przygniatały wszelkie pokłady pewności siebie, a rysy twarzy stały się twardsze. - Nie mam obowiązku ci czegokolwiek tłumaczyć.

- Ale może jednak powinieneś. - Młodszy mężczyzna pomimo narastającego strachu nie poddawał się. - Wiem, że przyjaźniłeś się z Grindelwald'em. Podejrzewam też, że ta ostateczna walka między wami nie była wcale walką. Czym była tak naprawdę?

Lucjusz postawił na ostatnią w tym momencie kartę. Jednak źle wybrał, a przynajmniej według niego. Jego rozmówca spojrzał na niego zdziwiony, jednak po chwili zmarszczył brwi i zbliżył się jeszcze bardziej. Był co prawda trochę niższy od Lucjusza, jednak nie przeszkadzało to w wywołaniu pożądanego efektu. W momencie Lucjusz skurczył się przy starym czarodzieju.

- Nigdy więcej nie pytaj mnie o tą walkę. Nie interesuj się tym. Jeśli złamiesz ten zakaz, ja nie zawaham się złamać ci kilku kości. - Zagroził, a Lucjusz nie wiedział czy bardziej się boi, czy dziwi. Nigdy nie słyszał, by w tak ordynarny sposób Dumbledore komuś groził.

Bo nikt wcześniej nie zaatakował go w tym temacie.

- Wynoś się i zajmij tym, czym powinieneś. - Rozkazał Dumbledore. Po chwili Lucjusz odzyskał rezon i patrzył wyzywająco na starca. Mimo to nie odważył się odezwać. Odwrócił się na pięcie i opuścił bariery Nory. Kiedy spojrzał za siebie nie widział już chaty. Przeklął w myślach zakichanego Dumbledore'a i kolejny raz teleportował, czując się jak pies na posyłki.

****

Od samego początku dzień nie zapowiadał się przyjemnie. Jedynym, co było w nim dobrego to nauki. Streszczając cały dzień aż do wieczora: eliksiry były spokojnym czasem poświęcony nauce, bez wypadkowym. Obiad, podczas którego doszło do kłótni między Draconem, a Hermioną właśnie o eliksir, którego tego dnia się uczyli. Także w tej porze dnia przyszedł list od Dumbledore'a doprowadzający Snape kolejno do irytacji, wizyty u Granger i bliskiego konfliktu z ów dziewczyną. Następnie była zbawienna lekcja z Malfoy'em. Zbawienna, bo od czasu kiedy Severus wtargnął w intymne zakamarki pamięci chłopaka w Draco coś się odblokowało. Teraz, by dostać się do umysłu ucznia Snape musiał naprawdę się wysilić. Nawet uderzenie z zaskoczenia było kłuciem grubego muru.

Bridge to the Other Side ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz