𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐭𝐡𝐢𝐫𝐭𝐲: 𝘔𝘶𝘳𝘳𝘢𝘺, 𝘮𝘺 𝘰𝘭𝘥 𝘧𝘳𝘪𝘦𝘯𝘥

524 21 8
                                    

Illinois, 03.07.1985, 19.52

- Czy nikt bliżej Hawkins nie mówi po rosyjsku? - Joyce spojrzała na znak witający ich w nowym stanie. 
- Znasz kogoś? - zapytał Hopper patrząc na nią przez chwilę. - Murray to spoko gość, pomoże nam - powiedział Jim skręcając na podwórko swojego kolegi. Wysiedli z auta i ruszyli do metalowych drzwi. Hopper kilka razy mocno uderzył pięścią w metal i po chwili cała trójka usłyszała przekręcanie kilku zamków. 
- Cześć Jim - w drzwiach stanął nie kto inny jak Murray Bauman, częściowo łysy mężczyzna z gęstą brodą. - A wy kim jesteście? - mężczyzna spojrzał podejrzanie na pozostałą dwójkę.
- Joyce Byers - powiedziała niepewnie kobieta. - A to jest Alexei. Nie mòwi po polsku - Murray zaczął rozmawiać z mężczyzną w innym języku.
- Mógłbyś z nim pogadać i nam wszystko przetłumaczyć? - zapytał Jim gdy Murray zagapił się w rozmowie z nowym kolegą.
- Jasne - Murray uśmiechnął się i zaprosił ich do środka.

- Jak dobrze rozumiem, Rosjanie budują jakąś maszynę pod Starcourt - wszyscy siedzieli w salonie, a Joyce z Jimem wysłuchiwali uważnie wszystkich tłumaczeń Murreya.
- Po co im ta maszyna? - zapytał Jim ze zmartwieniem przyglądając się kobiecie.
- Do przebicia... bramy? - Murray spojrzał na Alexeia niezrozumiale. Tutaj Joyce i Hopper wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Czy tę maszynę można jakoś wyłaczyć? - zapytał Jim, a Murray natychmiast wziął się za tłumaczenie.
- Oczywiście, tak jak Graham mógł odłożyć słuchawkę tak tę maszynę można wyłączyć. Potrzebne są do tego dwa klucze.
- Zasada dwóch - mruknął pod nosem Hopper.
- Co to znaczy? - Joyce spojrzała na mężczyznę podejrzanie.
- Potrzeba dwóch osób, żeby to wyłączyć. Dość popularne zabezpieczenie.
- Może dokończymy jutro? Jest dość późno - Murray wstał i zaczął kierować się do swojej sypialni.
- Dobry pomysł - ziewnął Hopper.

Illinois, dom Baumana, 04.07.1985, 14.40

- Jedziemy! Murray, zbieraj się! - Joyce zmartwiona o dzieci za wszelką cenę chciała wyjechać do Hawkins.
- Joyce, uspokój się! - Jim nie chciał pośpiechu, bo aktualnie działał on na ich niekorzyść. - Zadzwoniłem już do Sama, on ogarnie armię i wtedy pojedziemy do Hawkins. A ty chcesz uratować nasze dzieci przed straszliwymi obchodami Święta Niepodległości!
- Bo ten festyn jest dziesięć minut drogi od otwierającego się przejścia! Ruszcie swoje zapyziałe tyłki i marsz do samochodu! - Joyce była już naprawdę zdenerwowana. - Proszę! - dodała po chwili. Panowie, nawet Alexei, który nic z jej wypowiedzi nie zrozumiał, pospiesznym krokiem poszli do samochodu.

<>
dzień dobry!
troszkę krócej, ale w następnym rozdziale będą dzieciaki i będzie się działo
buzi

ola
<>

-𝙩𝙤𝙬𝙣 𝙤𝙛 𝙩𝙧𝙤𝙪𝙗𝙡𝙚𝙨. 𝙬𝙝𝙚𝙚𝙡𝙚𝙧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz