𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐟𝐢𝐟𝐭𝐲-𝐟𝐢𝐯𝐞: 𝘴𝘱𝘦𝘦𝘤𝘩

358 18 6
                                    

Hawkins, dom Hopperów, 27.01.1986, 16.50

- Możecie mi powiedzieć, gdzie wy byliście przez cały dzień? - Hopper dawał właśnie reprymendę swojej córce i Mike'owi. Obydwoje stali w przedpokoju ze zwieszonymi głowami, czekając aż mężczyzna skończy swój monolog. - Nie możecie teraz tak znikać. Nie wtedy, kiedy dzieją się takie rzeczy.
- Nic się nie dzieje - powiedziała Rosie.
- Jesteś pewna? - Jim nachylił się w jej stronę podnosząc głos. - A powiedz, co by się stało, gdybyście spotkali Łupieżcę? Też nic by się nie działo? Ty możesz czasami pomyśleć o innych? 
- O co ci chodzi?
- No nie wiem, może o to, że moja córka zawsze myśli TYLKO o sobie? Otworzenie przejścia - mężczyzna zaczął wyliczać na palcach. - Wasza dzisiejsza wycieczka... I nie możemy zapomnieć o tym pieprzonym psie! Przez swój egoizm narobiłaś nam już dość problemów - Rosie spojrzała na niego wściekła. 
- Ciekawe od kogo się tego nauczyłam - powiedziała omijając Hoppera i kierując się do swojego pokoju zamykając drzwi z głośnym trzaskiem. 
- Tak nie będziemy rozmawia, gówniaro - powiedział Jim podchodząc do drzwi i szarpiąc za klamkę. - Otwieraj! - zaczął coraz mocniej napierać na drzwi, ale te ani drgnęły. - Idź do niej - powiedział do Mike'a. - Powiedz jej coś, bo zaraz mnie rozsadzi - skierował się do salonu, a chłopak zgodnie z poleceniem podszedł do drzwi od pokoju dziewczyny. 
- Ros, otwórz - Mike delikatnie zapukał do drzwi. Te po chwili same się otworzyły pozwalając chłopakowi wejść do środka. 

Hawkins, dom Hopperów, 27.01.1986, 18.01

Jim już piąty raz podchodził pod drzwi od pokoju córki, gdzie nastolatkowie cały czas siedzieli. Tym razem jednak postanowił wejść. Zastukał dwa razy w drewno i nie czekając a odpowiedź wszedł do środka. Spojrzał przelotnie na dzieciaki wpatrujące się w niego zmieszane. Podniósł krzesło spod biurka i położył je naprzeciwko łóżka, po czym na nim usiadł. 
- Rosie - westchnął ciężko. - Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tak reagować, ale po prostu martwię się o ciebie. Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że już nie jesteś taka mała jak wtedy, kiedy weszłaś do mojego gabinetu na komisariacie. Brakuje mi tego. Tęsknię za moją małą Rosette, która zawsze wpatrywała się we mnie jak w największego bohatera na tym świecie. Lubiłem tak o tym myśleć. Teraz, jesteś już prawie dorosła. Masz inne i lepsze zainteresowania niż twój stary ojciec, który nadal próbuje zgrywać bohatera - tu mężczyzna podniósł na ułamek sekundy jeden kącik ust. - Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zechcesz pooglądać ze mną te beznadziejne, tasiemcowe seriale. Pamiętaj, że choćbyś miała swoje własne dzieci, dla mnie zawsze będziesz malutką trzynastolatką obciętą na chłopaka, ubraną w jakieś luźne szmaty. Bo właśnie taka wkupiłaś się w moje serce. Nie żebym cię teraz nie kochał, bo kocham nad życie. Pamiętaj o tym. Ty możesz mnie nienawidzić, ale jesteś moją córką. Będę się o ciebie martwił do końca mojego marnego życia - mężczyzna zrobił chwilę przerwy. - Ostatnio sobie myślałem ile się zmieniło odkąd się pojawiłaś. Od tej chwili, w której się poznaliśmy byłaś moją energią do robienia czegokolwiek i swoim uśmiechem potrafiłaś mi rozjaśnić każdy, nawet ten najgorszy dzień. Pamiętam jak za każdym razem kiedy Callahan zasypywał mnie kolejnymi raportami ja myślałem o tym, kiedy wrócę do ciebie i znowu cię zobaczę. To zawsze potrafiło mnie podnieść na duchu. Chciałem, żeby żyło ci się u mnie jak najlepiej i wiem, nie zawsze mi się udawało. Chciałem być twoim nauczycielem i przewodnikiem po tym paskudnym świecie. Mam wrażenie, że to ja nauczyłem się więcej od ciebie, niż ty ode mnie. Nauczyłaś mnie chyba najważniejszej rzeczy na tym świecie. Nauczyłaś mnie uczuć, jak je odczytywać, pokazywać. Przed twoim pojawieniem się byłem ponurakiem, który każdego zbywał jakąś lakoniczną odpowiedzią. Przy tobie starałem się być wesołym starszym panem, który ma pełnić rolę twojego ojca. Mam nadzieję, że jakimś małym stopniu udało mi się ją spełnić - uśmiechnął się spoglądając na córkę. Ta ze łzami w oczach nachyliła się w jego stronę i mocno go przytuliła. 
- Kocham cię, tato - wyszeptała. 
- A co do waszej dwójki - powiedział Jim, puszczając Rosie z objęć. Nastolatkowie spojrzeli po sobie wymieniając zaniepokojone spojrzenia. - Uważajcie na siebie - uśmiechnął się i wstając przytulił obydwoje mocno do siebie. - A ciebie Mike, zacząłem kochać jak własnego syna, więc nie schrzań tego - dodał mrugając do chłopaka okiem i wyszedł z pokoju.

<>
dzień dobry!

dopiero co świętowałam 4 tyś. wyświetleń, a jest ich już 4.25 tyś.

dziękuję śliczne i jestem w ogromnym szoku, że ta książka cieszy się taką popularnością!

mam nadzieję, że rozdział się spodobał

buziaki!
<>

-𝙩𝙤𝙬𝙣 𝙤𝙛 𝙩𝙧𝙤𝙪𝙗𝙡𝙚𝙨. 𝙬𝙝𝙚𝙚𝙡𝙚𝙧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz