𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐟𝐨𝐮𝐫𝐭𝐲-𝐟𝐢𝐯𝐞: 𝘬𝘢𝘮𝘤𝘩𝘢𝘵𝘬𝘢

438 21 3
                                    

Hawkins, podziemia CH Starcourt, 12.09.1985, 09.05

Rosie stała właśnie przed zamkniętym już przejściem głęboko pod niedawno odbudowanym centrum handlowym. Podeszła bliżej i zaczęła szukać chociaż jednego miejsca, za pomocą którego mogłaby się dostać na drugą stronę, by później ruszyć do Rosji. Niestety, nic nie udało jej się znaleźć. Cofnęła się więc i wyciągnęła przed siebie ręce skupiając się na otworzeniu przejścia. Wiedziała jakie to niesie za sobą konsekwencje, ale w tamtym momencie ratowanie ojca było ważniejsze od czegokolwiek innego.

Rosja, Kamczatka, 15.09.1985, 14.08

Dziewczyna od wczoraj zaciekle szukała Joyce pałętając się po obcym dla niej kraju. Przemierzała pobliskie lasy i przedmieścia szukając jakiegokolwiek śladu po kobiece lub jej towarzyszach. Była już naprawdę zmarznięta i zmęczona. Zaczynała też czuć, że jej moce tracą na sile. A to nie wróżyło niczego dobrego. Chodząc po lesie ujrzała w oddali dość wysokie, metalowe ogrodzenie, do którego natychmiast szybko podbiegła.
- Stać! - usłyszała krzyk, gdy tylko oparła jedną nogę o ogrodzenie z zamiarem wspięcia się na górę. - Nie ruszaj się! Ręce do góry i pomału się do nas odwróć! - Rosie była tak przerażona, że zapomniała, że ma jakiekolwiek nadprzyrodzone moce. Zgodnie z poleceniem podniosła ręce i zaczęła się odwracać plecami do płotu.

Hawkins, Liceum, 15.09.1985, 14.15

- Musimy zacząć jej szukać - Mike podbiegł do swoich przyjaciół, którzy po skończonych lekcjach wychodzili z budynku szkoły. - Nie ma jej już kilka dni, a my nic nie robimy.
- Bo powinni to robić dorośli, których teraz nie ma! - Max, tak samo jak reszta nastolatków, była już zmęczona ciągłym marudzeniem chłopaka.
- Czuję, że coś jest nie tak, okej? - kontynuował brunet. - Dzieje się coś niedobrego.
- Nie dramatyzuj - odpowiedziała ponownie Max. - Rosie sobie poradzi, potrafi zabijać ludzi za pomocą umysłu. 
- Przypomnę ci tylko, że Łupieżcy nie była w stanie sama pokonać - skończył dyskusję wściekły Mike wsiadając na swój rower i odjeżdżając w stronę swojego domu na Maple Street.

Rosja, Kamczatka, 15.09.1985, 14.17

Odwracając się Rosie miała przed oczami wszystkich swoich przyjaciół i Mike'a. Myślała o tym, że zostawiła ich bez żadnego wyjaśnienia i zapewnienia, że wróci. A teraz nie będzie miała okazji im tego powiedzieć. 
- R-rosie? - usłyszała nagle zamiast spodziewanego huku wystrzału. Podniosła wzrok i wśród tłumu zdezorientowanych żołnierzy ujrzała przerażoną Joyce Byers. Kobieta po otrząśnięciu się z szoku podbiegła do dziewczyny i mocno ją przytuliła. - Co ty tu robisz kochanie? Jak się tu dostałaś? - zapytała nie wypuszczając dziewczyny z objęć. 
- Otworzyłam przejście - odpowiedziała cicho blondynka. - Przepraszam - zamknęła oczy próbując powstrzymać łzy, co jej się niestety nie udało. - Chciałam wam pomóc, chciałam go uratować.
- Nie masz za co przepraszać - Joyce pogłaskała Rosie po głowie. - Dobrze, że jesteś, przydasz nam się - uśmiechnęła się pokrzepiająco biorąc twarz dziewczyny w dłonie. 
- Nie jest pani na mnie zła? O to przejście?
- Nie jestem - kobieta pocałowała Rosie w czubek głowy. - Poradzimy sobie z tym - ponownie się uśmiechnęła. 

<>
dzień dobry!

mam nadzieję, że się podoba,
ja myślę dalej nad resztą

buziaki
<>

-𝙩𝙤𝙬𝙣 𝙤𝙛 𝙩𝙧𝙤𝙪𝙗𝙡𝙚𝙨. 𝙬𝙝𝙚𝙚𝙡𝙚𝙧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz