IV. Kłopoty.

280 16 10
                                    

-No ludziska, patrząc na mapę...dobra żartuje. Nie mamy mapy, ale patrząc po znakach za jakieś dwieście pierdolonych kilometrów będziemy w Phoenix.- stwierdził zły David.

Chłopaki od trzech dni nic nie jedli co powodowało u nich ponury humor. Zapasy które mieli zostały im odebrane przez innych ocalałych, wszelka broń jaką posiadali też musieli oddać. Dziesięć osób w nocy napadło obóz David'a, Cornell'a i Michael'a.

Znaleźli się w trudnej sytuacji, ponieważ ci którzy napadli ich obóz, związali Michael'a i grozili że odszczelą mu głowę jeśli nie oddadzą im całych zapasów. Więc oddali to co mieli i uratowali życie Michael'owi.

Cornell oddał by życie za Michael'a ponieważ jest dla niego niczym młodszy brat.

-Chłopaki dojeżdżamy do Phoenix.-powiedział David skręcając w prawo.

-Kolejne opuszczone miasto.-powiedział Michael- Mam nadzieję że znajdziemy coś do jedzenia w tym mieście bo prsez tych debili i przez to że dałem się złapać nie mamy co jeść.- zakończył ze smutną miną.

-Oh zamknij mordę szczylu jeden- wydarł się David.- Nikt cię kurwa mać o to nie obwinia, zaatokwali nas z nienacka. Nie dało sie tego przewidzieć. Więc Zamknij się do kurwy nędzy. Dobrze?- w lusterku było widać wściekłe spojrzenie David'a.

Cornell spojrzał na David'a wzrokiem które mówiło ,, Jak mogłeś?,,.

Po godzinie ciszy David zatrzymał samochód. Byli już w Phoenix, które niestety nie tryskało energią z resztą jak reszta kraju. Chłopaki wysiedli z auta by wyprostować nogi. Cornell z plecaka wyjął lornetkę, przez którą obejrzał okolice. Gdy uznał, że jest ok ruszyli z powrotem w drogę. Podjechali samochodem pod jakiś domek w poszukiwaniu jedzenia. Dom wyglądał jak nowy. Najwidoczniej bestie jeszcze tu nie dotarły, więc czemu ludzie się powyprowadzali się z własnych domów.

-Dobra teraz sprawdzimy tą chatę- powiedział Cornell.- Nie mamy żadnej broni, także uważajcie na siebie. Ja wezmę parter, David pierwsze piętro a Michael ostatnie. Wszystko co znajdziemy do plecaków i spierdalamy do samochodu. Zrozumieliście?-zapytał.

Chłopaki pokiwali głowami na zgode

-No to lecimy- powiedział Cornell.

Przeszukanie chatki zajęło im godzinę. Nie znaleźli nic co by im dało bezpieczeństwo, ale jedzenie mają na dwa dni. Same konserwy, lecz darowanemu koniu w mordę się nie zagląda. Noc spedzili w komisariacie. Z rana ruszyli dalej w poszukiwaniu jedzenia, Po zebraniu zapasów na tydzień ruszyli w drogę. Po ostatnim nie chcieli zostawać dlugo w jednym miejscu. Po tamtym napadzie są przezorni.

Słońce świeciło niemiłosiernie nad pustyniami południowej części kraju. Chłopcy stali w cieniu skalnych gór dzięki czemu mózgi im sie nie ugotowaly.

-Ja pierdole, ale to słońce napierdala aż glowa mnie od tego boli.- Narzekał David.

-Auto też nie dało rady i sie poddało tej temperaturze - stwierdził Cornell.

Gdy oni sobie tak gadali Michael wspiął się na najwyżej położony punkt skalnego wierzchołka i przez lornetkę przeszukiwał okolice czy nie nadchodzą Niekontrolowani.

-E chłopaki-wydarł się-Mamy szczęście, jest cisza i spokój na horyzoncie.

-To się nie wydzieraj jak pojebany tylko schodź na dół bo sam przyciągniesz kłopoty. - krzyknął Cornell i poszedł spać w cieniu skały.

Gdy nastał wieczór ruszyli w drogę. Z przyjemnością otworzyli okna by wieczorny chłód wleciał do samochodu. Czarny SUV jechał oświetlony jak choinka w Boże Narodzenie. Z każdej strony samochodu świeciła jakaś żarówka. Z przodu świeciło ze sześć 400-stu watówek oraz standardowe światła. Z tyłu świecił pasek LED. Auto było tak mocno oświetlone, że zwierzyniec który znajdował sie najbliżej spierdalał co sił w nogach. Auto z oddali wyglądało jak kula kolorowego światła która leciała do celu. David prowadził samochód na zmianę z Michael'em. Cornell siedział na tyle i spał bo był chory. Miał temperaturę, ponad trzydzieści dziewięć stopni. Na szczęście mieli czym zbić gorączkę. Leki znaleźli na stacji benzynowej po drodze jak jechali. Dochodziła godzina szusta nad ranem, słońce już dawno wypęzło za horyzontem. Cornell się obudził, wyciągnął się jak kot. W nocy się tak wypocił przez te leki, że przy najbliższej studni się obmył.

Survive in hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz