-Ma Pan lat szesnaście i jest Pan pewien swojego zdania?
-Tak-odpowiedział Michael.
-Proszę Pana, trudno będzie mi namówić księdza by udzielił Panu i Pani Margareth ślubu.-powiedział Forester.-Takie jest prawo stanowe, które zakazuje ślubu jeśli jeden z partnerów jest niepełno letni.
-Tylko, wszyscy dobrze wiemy, że prawo które obowiązywało pod czas stoickiego spokoju przed katastrofą już nie obowiązuje. Jesteśmy teraz w Edenie, a przeczytałem dwa razy zasady obowiązujące w tym miejscu i nic tam nie ma o zakazie udzielania ślubu niepełno letnim.-powiedział Michael-Więc jestem rad tego, że może po dlugich namawianiach, ksiądz zlituje się i zmieni zdanie. A w zamian, ja będę winny Panu przysługę.
-Widzę brak przekonania z mojej strony do Pana. Niech będzie, coś załatwię.
-Dziękuję Panie Dyrektorze.-podziękował wstając z fotela.-Niech Pan da mi znać na informatorze jak to z tym ślubem. A ja poczynie wszystkie przygotowania do ślubu. Jeszcze raz dziękuję za chęć pomocy.-powiedział to i wyszedł z biura.
-Proszę bardzo.-powiedział Forester do siebie.
Michael wyszedł z budynku zaczerpnąć świeżego powietrza. Był pewien, że Forester namówi tutejszego pastora by ten udzielił im sakramentu ślubnego. Poszedł do stołówki by zjeść coś na obiad. Godzina piętnasta oznajmiła, że trzeba było coś zjeść.
Wszedł do budynku który od środka pachniał cytryną. Tak było przyjemnie i wychodzić się nie chciało, że Michael dwie godziny w budynku siedział i rozmyślał nad ślubem. Z kąd by tu pierścionek wziąć? To było głównym zadaniem Michi'ego. Ślub, ślubem, ale bez pierścionka ani rusz.
Następnego dnia spotkał się z Margareth, która go przytuliła do swoich piersi. Michael cieszył się jak dziecko, ale nie z powodu dotyku piersi od Margareth, ale z dobrej wiadomości jaką dostał na informatorze. Forester ugadał się z księdzem na temat tego ślubu. W zamian Michi wysprząta kościół i bazę od grupy zwiadowczej. Michael trochę ponarzekał, ale się zgodził. Z tego całego szczęścia nie dało się odmówić. Margareth o niczym na razie nie wiedziała. Chciał się jej pierw oświadczyć, a potem myśleć o weselu.
-Z czego się tak cieszysz kochanie?-odezwała się do niego.
-A z tego, że mogę patrzeć na piękność tego świata.-Margareth się uśmiechnęła i dała mu całusa.
-Dziś będziesz spać u mnie mój drogi. Forester się zgodził, ale powiedział, tylko jedną noc.-powiedziała Meg.
-Naprawdę? Co on taki miły się zrobił?
-Wytłumaczył się tym, że chce mi zadość uczynić za to molestowanie w )aboratorium. A ja się bez gadania zgodziłam.-znów obdarowała go uśmiechem. Jej piękne niebieskie oczy przeszywały duszę Michi'ego, ale mu sie to podobało. To uczucie które sprawiało w nim radość i podniecenie, sprawiało także podwojenie miłości jaką darzył Meg. Ona o tym dobrze wiedziała i to wykorzystywała. Dla niej wystarczyło to, że Michael wybaczył jej wybuch katastrofy, że dał jej kolejną sanse i nie spisał tego związku na straty. Było jej smutno z powodu śmierci Cornell'a, ale dawała oparcie Michael'owi by ten mógł spokojnie przeżyć jego śmierć.
-Więc ja gotuje dzisiaj kolacje skarbie.-zgłosił się na ochotnika Michi.
-Nie obraź się słoneczko, ale jak kiedyś przygotowałeś mi i sobie zupe z puszki, to była ledwo zjadalna.-powiedziała Margareth usmiechając się nie winnie do swojego ukochanego. Michi się uśmiechnął i przyznał jej rację. Zupa była za słona.
-Więc co masz zamiar kochanie dziś ugotować?
-Niespodzianka, ale będziesz zadowolony.-powiedziała Margareth, patrząc przez chwilę w górę i z powrotem na Michael. Ciekawość u jej chłopaka szybko rosła, ale nie narzucał się za bardzo. Postanowił poczekać do wieczora, ale niestety miłosna sielanka minęła gdyż Margareth w końcu musiała iść do pracy. Michael dał jej buziaka i rozstali się z uśmiechami na twarzy.
Michael udał się pod bazę, postanowił ominąć kilka lekcji i odebrać pierścionek od brata kolegi x klasy. Nazywał się Edd i o godzinie dziewiątej miał czekać z pierścionkiem przed hangarem. Michi szedł pare dobrych minut aż w końcu dotarł pod hangar. Od czekał sekund kilka i brama zaczęła się unosić w górę, a za nią był wysoki, umięśniony, czarno skóry mężczyzna.
-Ty jesteś Michael?-zapytał potężnym głosem.
-Tak, ty pewnie jesteś Edd. Miło mi cię poznać. -powiedział i podał rękę murzynowi.
-Masz to czego chciałem?-zapytał mężczyzna.
-Tak. Odtwarzacz mp3 dla ciebie oraz kawałek ciasta z stołówki.
-O stary! Dzięki Ci!-ucieszył się mężczyzna. Wymienili się fantami i Michael zadał pytanie.-Czemu nie podejdziesz do stołówki na ciacho?
-Caroline zakazała mi opuszczania bazy puki nie odrobie szkód jakie wyrządziłem w bazie.-odpowiedział Edd.
-Bardzo poważne?
-No niestety.
-A pierścionek z kąd masz? Oczywiście jeśli nie chcesz to nie mów.-powiedział unosząc dwie ręce w stylu ,, To nie ja,,.
-Nie wyszło mi kiedyś z jedną dziewczyną, ale szkoda było mi wyrzucać to cudeńko. Mam nadzieję, że tobie się przyda.
-Po co ci odtwarzacz? Przecież pełno jest ich na świecie.
-No, ale ty byłeś bliżej. Zadajesz dużo pytań. Książkę piszesz?-spytał się Edd z podejrzliwym wzrokiem.
-Nie, tak po prostu z ciekawości. Młody jestem i ciekawy.
-No w sumie masz rację. Dobrze pamiętam jak ja sam pytałem się każdą osobę co to lub do czego służy. Dobra, ja lecę trzymaj się i powodzenia.-powiedział Edd i wcisnął guzik od zamykania bramy. Brama zaczęła się opuszczać w dół, a Michael stał i patrzył na Edd'a. Gdy brama się całkowicie zamknęła, podrzucił pierścionek do góry i złapał w powietrzu. Z ucieszoną mordą udał się w stronę budynku głównego. Wszedł głównym wejściem i nieświadomie minął się z Vera. Ona się po sekundzie zatrzymała i zaczepiła Michael'a.
-Ty jesteś bratem Cornell'a?-spytała się
On odpowiedział na tak, zdziwiony tym że pyta go o to jakaś osoba.
-To składam ci najszczersze kondolencje. -powiedziała, wybuchła płaczem i poszła. Michi przez moment, oszołomiony i wprowadzony z sensu życia, zastanawiał się co to było. Ruszył z powrotem do swojego pokoju by schować pierścionek na dzisiejszy wieczór, a sam udał się na stołówke by zjeść śniadanie. Na śniadanie były naleśniki, słodkie i przepyszne. Dodatki każdy na kładał sobie osobno, by nie robić niepotrzebnych problem z tego, że ktoś, czegoś nie zje. Michael wybrał sobie dziś mus owocowy i ser twarogowy z cukrem. Zjadł szybko, prawie udławiając się kawałkiem naleśnika. Wstał, przetarł usta serwetką, zabrał talerz i zaniósł go na stolik z brudnymi naczyniami. Poszedł do swojego pokoju na drzemke. Obudził się przed szóstą, był spóźniony do Margareth o dwadzieścia minut. Ubrał się w coś ładnego co posiadal i oczywiście czystego. Zamknął drzwi i w marynarce, jeans'ach i koszuli udał się na noc do Meg.
-Cześć kochanie-powiedział gdy Meg otworzyła ku drzwi-Przepraszam za spóźnienie, za spałem trochę.
-Nic się nie stało-powiedziała, stojąc w drzwiach w samej bieliźnie.- Ubiore sukienkę i możemy iść.
-Gdzie?
-A na spacerek.
-Tak się zastanawiałem słoneczko moje.-powiedział Michi-SKąd masz kuchenne meble i piekarnik?
- A to! Udało mi się załatwić u Forester'a. Powiedział, że jeśli chodzi o pierwszy wieczór mężczyzny z kobietą, to ma być jak najlepszy.-powiedziała Margareth, zakładając czarną, lekką luźną i krótką sukienkę. Margareth wyglądała tak pięknie, że Michi'emu opadła podswiadomie szczęka. Meg podeszła i zamknęła mu szczękę lekkim ruchem dłoni opierając dwa palce o podbrudek Michael'a. Dostał buzi w policzek i został porwany na spacer.
-Kochanie, pierw podejdziemy do kuchni po potrzebne mi rzeczy na kolacje, a potem będziemy tylko ty i ja.-powiedziała i go pocałowała tak namiętnie, że ten się prawie zalamał pod nogami.
-Za co ten całus?-spytał się Michi.
-Za to że jesteś kochanie. A po za tym chyba mamy lek na bestie.
-Więc to godny powód do kolacji z najpiękniejszą dziewczyną na świecie.-powiedział Michi i sam dał jej całusa.-To co? Idziemy do stołówki?
Zabraki potrzebne rzeczy, po tym jak Margareth dała jakąś kartkę kucharzowi. Wchodząc do pokoju prawie wywalili się o próg całując się w przejściu. Klimat jaki był po między nimi i temperatura powodowała parowanie okna w tymczasowej kuchni.
-Udało się nam wyodrębnić gen odpowiedzialny za mutacje, ale jeszcze potrzebna nam jest świeża krew bestii, by zrobić serum.- powiedziała Meg zjadając kawałek ryby.
-Czyli tylko czekacie na beste i będzie lek?
-Niestety nie.-powiedziała z smutną miną-Musimy potem ją testować na bestiach.
-W podziemiach?
-Do tego mają specjalnie stworzone miejsce, ale nikt tam nie jeździ, zwłaszcza cywile.-powiedziała Margareth.- Udało mi się dostać na testy, ale wiąże się to z wyjazdem na kilka dni.
-No jak mus to mus.-powiedział smutny-Więc muszę się z tym spieszyć.
-Z czym?
-A zobaczysz.-Wstał od stołu i udał się do swojej kurtki. Pogrzebał trochę w kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko, tak aby Meg nie widziała co chowa w kieszeni od marynarki. Podszedł do Meg, Klęknął i wyciągnął czarne pudełeczko. Otworzył je i przed oczami Margareth ukazał się pierścionek zaręczynowy. Mały diamencik, polyskiwal w świetle świec. Michi spojrzał na twarz Meg i ujrzał potok łez, który splywał po slicznych policzkach jego ukochanej dziewczyny.
-Czy ty, Margareth Stacy, jesteś gotowa wyjść za mnie, niedouczonego tępaka oraz zakochanego po uszy w seksownej laborantce?-Mówił i powoli po jego policzkach też splywały łzy.- Jesteś gotowa przebrnąć przez cierniste życie, które może w najbliższym stuleciu się zmieni?
-Ty debilu-Klęknęła przed nim i zaczęła go bić po klatce piersiowej.-Jesteś kompletnym debilem sądząc, że to się uda-powiedziała zapłakana-To musze przyznać, że nim jesteś bo się zgadzam.-i zaczęła go całować. Ich łzy łączyły się ze sobą, a usta zassały się. Margareth leżała na nim i całowała go. On na chwilę się oderwał od jej ust i się spytał.
-A co z kolacją?
-Rano się od grzeje-i zaczęła go z powrotem całować. Michi obrócił się tak by na niej leżeć i powoli, lekko dotykając ją po prawej nodze, przesuwał dłoń w górę czując gładkość jej skóry. Całował ją po ustach, szyi, ramionach aż w końcu doszedł do piersi. Margareth lekko odgieła się do góry, zagryzając dolną wargę i objęła lewą nogą Michi'ego.
-Może...pójdziemy...do...łóżka?-mówił całując ja po ciele wcześniej rozbierając ją do bielizny. Czarne koronki na staniku przezkadzały Michael'owi w oglądaniu pięknego ciała Meg, więc postanowił ją rozebrać naga. Robił to powoli, na rzyczenie Margareth, która sama rozebrała go do połowy.
-A po co z tym na łóżko?
-Wygodniej tam jest.
-Mi tu jest dobrze-powiedziała siadając i popychając Michael'a tak by on się położył. Zdjeła z niego spodnie i usiadła na nim powoli kręcąc biodrami. Michael złapał ją za biodra i przyglądał się jej ciału.
-Jesteś przepiękna, kocham Cię. Dzięki temu, że na siebie trafiliśmy w tym lesie, mogę uznać Katastrofę za problem wielkości mrówki. Dzięki tobie odzyskałem chęć do życia.
-Oj przestań bo się zawstydze, ale dzięki tobie też mam chęć do życia i nie mam zamiaru jej tracić. A teraz przejdźmy do cielesnych konkretów.-Zaczęli się kochać. Z samego rana, obydwoje ogarneli pokój, zdąrzyli się jeszcze raz bzyknąć ponieważ została jeszcze atmosfera po wczorajszym. Rozstali się szybko, ponieważ Michi musiał sie spieszyć na lekcje, a Meg do laboratorium. Po lekcjach Michi udał się do księdza omówić sprawy związane z ślubem, kiedy i gdzie oraz co ma przygotować na ten dzień.
-Po pierwsze będzie Pan musiał się spowiadać, że wszystkich swoich grzechów, przystąpić do szybkiego bierzmowania oraz przygotować przysięge małżeńską. To samo Pana przyszła żona, co do słowa. Ja udostępnie kościół i sale w której będzie można zrobić małe przyjęcie.
-Nie, za salke dziękuję proszę Księdza, nie chce by to była jakaś balowa wersja ślubu. Wolę by to było jak najbardziej cicho i mało chucznie.
-Świadków i druchny będzie trzeba jednak mieć.-powiedział Ksiądz-Proszę poinformować żonę by znalazła sobie jakąś dziewczynę która będzie mogła tego dnia być na ślubie.-poprosił ksiądz.
-Dobrze proszę księdza. Więc jaki dzień byłby najlepszy na tą uroczystość?
-Proponuje sobotę, ponieważ jest to dzień szósty, dzień w którym nasz Pan stworzył ludzi na swoje podobieństwo. Myślę, że ten dzień będzie idealny.
-A więc sobota. Dobrze proszę księdza, dziękuję za pomoc, także za poświęcony dla mnie czas. A teraz przepraszam ale musze iść odrobić pracę domową.-Michi pożegnał się z księdzem i udał się do budynku głównego. W pokoju wyciągnął informator na którym miał zapisaną pracę z biologii i rzaczął pisać referat na temat mutacji genów, oraz budowy DNA i RNA. Referat miał być maksymalnie na dwie strony, minimalnie półtorej.
Pisał cały dzień, ponieważ robił sobie godzinne przerwy na jedzenie, ubikacje i spacer. Zachaczył o pokój David'a, którego poprosił o bycie świadkiem na jego ślubie. David cały zmieszany, zgodził się z dużą chęcią na to, ale żądał ładnej druchny którą mógłby sobie wyrwać.
Michael nie obiecał efektów, ale powiedział że się postara. David z ucieszoną mordą przytulił po bratersku Michael'a i poklepał go po plecach, on od wzajemnił uścisk i poszedł poczekać na Meg. Kilka godzim później grupa poszukiwacza przygotowywała nowy samochód do przeróbki.
-Co macie pod plandeką sukinsyny i czemu to jest takie potężne. Cadillac'a komuś zajebaliście?
-Stary to jest lepsze od tego całego eleganckiego gówna. Tym to byś wszystko co chodzi wyrwał, a także co się czołga.-powiedział Louis do David'a który czekał na odbiór pojazdu-Powinieneś się cieszyć, że to będzie stało tutaj, a nie na tym pozbawionym ogrzewania i rodzinnej atmosfery dworze czy jak to teraz wszyscy mówią, piekle.
-Dobra, dobra. Co tam macie pod tą plandeką?-powiedział David unosząc trochę plandeki.
-Patrz i płacz- uśmiechnął się Louis sciagając płachte. Oczą David'a ukazał się Ford Mustang GT piątej generacji.(link do zdjęcia podam w komentarzu dla tych którzy nie wiedzą jak wygląda to auto) Żółty kolor samochodu przebijał się przez brud który zbierał się od dłuższego czasu -Gdzie znaleźliście to cudo?-spytał się ich David.
-W podziemnym garażu jednego z Hoteli. Stał tam zakurzony i bez opieki. Uznaliśmy z Zayn'em, że nie możemy go tam tak zostawić, więc na pake i heja.
-Zobaczymy co ma pod machą. Otwieraliście go już?
-Nie, jak widzisz szyba cała.
David pomyślał chwilę pochylił się w prawo potem w lewo i na koniec pociągnął za klamkę od drzwi. Otworzyły się, a chlopaką szczęka opadła.
-Był w garażu, który był chroniony. Więc Kto by się przejmował zamykaniem drzwi na kluczyk.-powiedział David.-Dobra chłopaki, przygotujcie mi śrubokręt i zestaw kluczy. Środek jest do odchudzania. Nail ma mi zespawać sześć-ścian o wymiarach pasujących do działka i wysięgnika. Wy zaś rozbierzecie tą fure z zewnątrz na czynniki pierwsze.-wydawał im polecenia, a oni słuchali go jak jakiegoś przywódcę którym nie był.
-Zaczynamy pracę od amortyzacji i hamulców. Potem przejdziemy do silnika i jego naprawy, a na koniec malowanie na czarno i montaż działa. Jakieś sprzeciwy?
-No coś ty ziom.-powiedział Louis-Twoje rzyczenie jest dla mnie rozkazem.-chłopaki charowali jak woły. Musieli dopuścić każdy element samochodu by działał bez zarzutu. Po tygodniu auto było całe sprawne tylko w środku brakowało kilku szczegółów. Wszystkie części były odczepione i zastąpione częściami do jazdy terenowej.
-No chłopcy, Caroline będzie zadowolona.-powiedział David.____________________________________________________
Jeśli tragedia z tego rozdziału to gadać szczerze. Gwiazdki i komentarze. Link do zdjęcia
http://pl.m.wikipedia.org/wiki/Ford_Mustang#/media/Plik:2008_Ford_Mustang_Shelby_GT500_-_Flickr_-_The_Car_Spy_(29).jpg
Dedykacje dla wszystkich moim fanów. Szczególnie Olszak123 i mak88pl.
CZYTASZ
Survive in hell
Science FictionAkcja opowiadania toczy sie w Ameryce Północnej. Opowiada o kilku osobach które próbują przetrwać wojne między ludźmi a nieudanym eksperymentem.