VII.Prawda.

217 16 3
                                    

Za potężnym biurkiem, który i tak nie zajmował dużo miejsca w pokoju siedział mężczyzna w dojrzałym wieku. Wyglądał na pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat. Był bardzo zadbany. Długie czarne włosy spięte w kuca. Od razu dało się zauważyć opaske na oku. Cornell nie umiał oderwać zwroku od opaski.

-Mięśniak mnie pozbawił tego oka.-pokazywał na lewe oko.-Drugiego już pilnuje jak oka w głowie-zaśmiał się, ale jak zauważyl że Cornell się nie śmieje przyjął z powrotem poważną minę.

-Pewnie nie wytłumaczy mi pan gdzie się znajduje?-zapytał Cornell.

-Ale czemu.-spytał się zdziwiony Mężczyzna.- Opowiem ci o tym miejscu, ale pierw się przedstawię. Nazywam się Joseph Forester. Jestem Genetykiem i pracuję tutaj nad serum które z powrotem przemieni bestie w ludzi. Chciał bym Ci pokazać w najbezpieczniejsze miejsce na  ziemi.- Joseph klasnął w dłonie i pułki na książki rozsuneły się. Wiązka światła trafiła Cornell'a w oczy co spowodowało u niego chwilową ślepote. Gdy odzyskał  wzrok zobaczył przez wielkie okno widok na Chicago.

-Witaj w Eden'ie w tak zwanym Przylądku nadziei.-powiedział Joseph klepając Cornell'a po ramieniu.
Czyli miała rację. Pomyślał sobie Cornell.

-Jak ja się tu znalazłem?- spytał Joseph'a

-Nasz oddział gonił tego Mięśniaka...

-Oddział? -spytał juz patrząc na Joseph'a.

-Później ci wyjaśnię. W każdym razie nasz oddział gonił bestie którą wyście poturbowali, brawa dla tego który zrobił wam ten pług z przodu inaczej nie było by was tu z nami. Nasza grupa przechwytująca musiała niestety wypuścić bestie.-powiedział opuszczając głowę.

-Czemu ?-zapytał zdziwiony Cornell.

-Bo naszym głównym celem jest zebrać ocalałych jeśli ich znajdziemy albo sami sie  znajdą.-Powiedział z szczerością w oczach przynajmniej tak myślał Cornell. -Więc znaleźliście się tutaj dzięki naszemu oddziałowi i waszej głupocie.- powiedział z uśmiechem.

-To nie tak, po prostu nie zauważyłem tego czegoś. A za nim się szczaiłem że tam stoi to było juz po ptakach i przypierdoliłem.- powiedział smutnym tonem.

-Spokojnie- Joseph nalał koniaku do kryształowych szklanek i jedną podał Cornell'owi.- Ty i twoi przyjaciele jesteście bezpieczni. Pan Michael Gimmby jest w szkrzydle szpitalnym ale jest z nim wszystko okej, wymienia opatrunki. Pan David Malckowich jest u nas w warsztacie, pozwoliłem mu pracować z naszymi mechanikami. Zaś panna Stacy jest u nas w laboratorium pomaga przy przygotowaniu serum.

-Jak, czemu? W ogóle ile spałem?- spytał Cornell.

-Może się pan zdziwi, ale spał pan cztery dni.-powiedział Joseph.

-No cóż-zdziwił się Cornell-mówi się trudno.- A jak to się stało że wszyscy żyjemy? Czemu bestia nas nie zabiła?.

-Dźwięk o niskiej częstotliwości.-Powiedział Joseph.- Bestie mają słuch jak kot czy inne zwierzę które słyszy dźwięki o  częstotliwości której nie słyszy człowiek. Niska częstotliwość, jest to klucz do oswojenia bestii. Ale jak wiemy my ich nie chcemy oswoić my chcemy wyleczyć ludzi z tej ciężkiej przypadłości. Bestia uciekła gdy jeden z żołnierzy wyrzucił w jego stronę bombe dźwiękową.

Cornell'owi nie chciało się wierzyć w to co usłyszał ale sie nie kłócił. Wziął łyka koniaku i odłozył szklanke na komodę obok kryształowego zestawu.

-Będę teraz pilnowany, badany czy jak?-spytał z poważną miną.

-Nic z tych rzeczy. -zaśmiał sie Joseph.-Nic z tych rzeczy. Może się pan poruszać normalnie po całym obiekcie. Tam gdzie nie będzie pan mogl wejść dostanie pan informacje na pańskim informatorze który będzie leżał u pana na biurku. Pański pokój znajduje się w szkrzydle numer piętnaście, znajduje sie ono na końcu tego wspaniałego budynku. A teraz pana przepraszam, jestem spóźniony na spotkanie z prezydentem.

Survive in hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz