Set 1

1.4K 100 137
                                    

Pov:
Daichi

Obudziłem się jak zwykle, przez denerwujący odgłos alarmu w telefonie. Co roku dzień przed obozem miałem w zwyczaju wszystko na spokojnie spakować, naszykować ubrania na następny dzień, by nie musieć się zrywać i mieć pewność, że niczego nie zapomniałem. Więc dzisiaj również po przetarciu dłonią oczu miałem wstać i zacząć moją poranną rutynę, ale tym razem nie wszystko miało być jak co roku.

-Suga kochanie wstawaj, pora się szykować.

Powiedziałem zwracając się w stronę srebrnowłosego w dalszym ciągu słodko śpiącego w łóżku zaraz obok mnie.

-Hmmm... Która godzina?

Odparł zaspanym głosem.

-Chwilę po 7.00

-Daj mi jeszcze 5 minut.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym ucałowałem Koshiego w czoło i zszedłem schodami do kuchni, naszykować nam coś do jedzenia.

Stwierdziłem, że opcją niewykraczającą poza moje umiejętności, było przygotowanie jajecznicy.

-Dzień dobry Daichi.

Usłyszałem w dalszym ciągu lekko zaspany głos Sugi, zaraz za moimi plecami.

-Oh... Dzień dobry, jak się spało? Jak tam humor?

Zapytałem, uśmiechając się do chłopaka przez ramię i przyprawiając jednocześnie jajka.

Jednak odpowiedzią pozostawała chwila ciszy, dającą mi do zrozumienia że nie najlepiej.

-Gdzie są moje tabletki?

-Prawdopodobnie u góry w pokoju.

Stwierdziłem, po czym chłopak udał się ku wskazanemu miejscu.

Sugawara ostatnimi czasy nie miał ochoty do zabaw i śmiechu, więc go do tego nie zmuszałem, zwłaszcza, że wiem co go doprowadziło do takiego stanu. Jakieś dwa tygodnie temu musiał pożegnać swoją ciocie i wujka tragicznie zmarłych w wypadku samochodowym. Był z nimi niesamowicie blisko, a że nie mogli mieć własnych dzieci chętnie często zostawali z malutkim Koshim, kiedy jego rodzice pracowali. Od momentu pogrzebu, na którym zresztą sam Suga poprosił mnie abym mu towarzyszył, starałem się nie spuszczać go z oka. Pomógł mi w tym fakt dłuższej nieobecności moich rodziców, którzy wyjechali w celach zarobkowych. Tym samym od kilku tygodni razem ze mną pomieszkuje mój chłopak. Pomimo, że członkowie klubu wiedzą co się stało i wszyscy są bardzo wyrozumiali, to Sugawara za wszelką cenę stara się grać pozory, lub nasze treningi faktycznie choć na chwilę pomagają mu zapomnieć o jego zmartwieniach. W domu natomiast jest dużo gorzej, staram się być wyrozumiały, kiedy chce zostać sam, wychodzę z pokoju a kiedy wręcz przeciwnie, potrzebuje czyjejś uwagi pozwalam mu się przytulić i słucham go uważnie. Najgorzej jest z posiłkami, gdyż zrozumiałe jest że Suga nie ma teraz apetytu, lecz jednak jeść musi i zawsze staram się tego pilnować. Mam nadzieję jednak, że niedługo Koshi pogodzi się z stratą.

Z moich myśli wyrwał mnie ponownie odgłos Sugawary, dobiegający ze schodów.

-Daichi! Spaliłeś jajecznicę?!

Na te słowa moja uwaga szybko powędrowała na patelnie z lekko spalonymi jajkami.

Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, Suga już znajdował się obok mnie, opanowując sytuację.

-Przepraszam. Chyba jajek to dzisiaj nie zjemy.Co powiesz na kanapki z serem i szynką?

Powiedziałem, zaglądając do zawartości mojej lodówki.

-O ile ich też nie spalisz, to może być.

Stwierdził chłopak ironicznie, jednocześnie zalewając wodą przypaloną patelnie, na co ja odparłem śmiechem.

Po zjedzeniu śniadania, resztę pozostałych kanapek spakowaliśmy na drogę i zamykając  dom udaliśmy się pod szkołę.

                                *

-Wytłumacz mi, bo nie rozumiem, jak mogłeś zapomnieć zabrać stroju do ćwiczeń?!

Dało się już z oddali słyszeć głos Kageyamy.

-Oj no nie wiem, jakoś tak wyszło.

Odparł mu Hinata. Jednak chłopcy porzucili swój temat kłótni, kiedy zobaczyli naszą dwójke.

Ledwie po naszym przywitaniu, dało się usłyszeć donośny głos Nishinoyi. Co ciekawe przez dobre trzy minuty było go słychać, lecz nie widać. Po tym czasie zza rogu ujawniły nam się dwie sylwetki. Noya cały jak zwykle w Skowronkach skakał wokół Asahiego, opowiadając o tym, jak to on się nie może doczekać.

Po upływie nie więcej niż dziesięciu minut, przed szkołą stała skompletowana, cała drużyna, włącznie z trenerem i profesorem.

Wsiedliśmy do autobusu i ruszyliśmy.
Przebytej drogi nie można zaliczyć do najcichszych, bo grupka naszych najgłośniejszych krasnali, postanowili zainspirowani Tsukishimą , nucącym pod nosem jeden z utworów, lecących w tamtym momencie na słuchawkach, urządzili konkurs śpiewania.

Na początku było dość śmiesznie, słuchać nieudanych prób śpiewu, jednak po godzinie bezustannego wycia, postanowiłem to przerwać. O dziwo nie było to skomplikowane, wystarczyło odwrócenie głowy w stronę źródła jęków i już było cicho.

-Jak długo, oni potrafiliby tak krzyczeć?

Odparł zajmujący miejsce obok mnie Sugawara.

-Mówisz tu o naszym Hinacie, Noyi i Tanace, więc to nic nadzwyczajnego.
Ja się raczej zastanawiam jak Kageyama i Asahi wytrzymują.

-Wiesz, jest jeden sposób na niezwracanie na to uwagi i oni go akurat opatentowali.

Spojrzałem się z zaciekawieniem na Suge, na co ten odparł.

-Miłość. Nie przeszkadza im to, bo kochają tych szkudników.

-Ja też znam jeden dość dobry sposób, nazywa się stopery.

Odparłem, Na co Suga parsknął cichutkim śmiechem.

Natomiast ja umieszczając jedną słuchawkę w moim uchu, podałem drugą Koshiemu i włączając piosenkę, chwyciłem Suge za jego dość chłodną dłoń, zamknąłem oczy i zasnąłem. Obudził mnie dopiero Sugawara informujący o dotarciu na miejsce.

Nasz obóz mieliśmy spędzić w tym samym miejscu co ostatnio, co nie wydawało się nam zbytnio przeszkadzać, jedynym haczykiem był fakt, że nie byliśmy sami, razem z nami, ten czas, mieli spędzić, uczniowie Liceum Nekoma, oraz Akademi Fukurodani.

Dawno dawno temu... Na obozieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz