set 8

849 80 69
                                    

Pov
Daichi

Następnego dnia zaraz po... incydencie na dachu,
Atmosfera na treningu zrobiła się co najmniej nieprzyjemna a zwłaszcza pomiędzy Noyą, libero Nekomy a naszym Asem. Osobiście, wcale mnie to nie dziwi, ale nie da się ukryć, że przez to ćwiczenia stały się nieprzyjemne i strasznie się wszystkim dłużyły.

Dzisiaj trenerzy postanowili wystawić na boisko rezerwowych i tych którzy nie często mają okazję się na nim się znajdować.

Mecz treningowy z Nekomą był wyjątkowo nieprzyjemny, humory pojedynczych członków drużyn, szybko udzieliły się pozostałym a rozgrywka stała się bardzo niezadowalająca, ba była wręcz beznadziejna a ja jako kapitan postanowiłem jakoś temu zaradzić.

-Hej, Noya! masz chwilkę?

Zwróciłem się w stronę libero, który aktualnie nie przebywał na boisku tylko rozkoszował się swoją wodą z bidonu.

-Raczej tak.

Odparł krótko i bez żadnego zainteresowania.

-Noya... Ty, Asahi i Yaku powinniście poważnie i szczerze porozmawiać.

Stwierdziłem stanowczo jednak odpowiedziała mi jedynie cisza z jego strony.

-Nie mówię tego, żeby cię dobić czy coś w tym stylu, ale sam zobacz jak teraz przez to wygląda trening, wszyscy są nie do życia.

Po dłuższej chwili ciszy, chłopak w końcu odparł

-Wiem... Masz racje... Ale wątpię że Asahi będzie chciał ze mną o tym gadać a co dopiero z Yaku.

-Akurat to możesz załatwić ty. Tylko ty przekonasz Asahi'ego do rozmowy z nim.

Naszą dyskusje przerwał krzyk i odgłos uderzania czegoś o metal.

Jak się później okazało podczas jednej z akcji Yamagucci próbując wyratować piłkę, która po zablokowaniu miała wylecieć na aut, źle wymierzył odległość dzielącą jego i piłkę co za skutkowało bliskim spotkaniem jego głowy z metalowym słupkiem od siatki.

Krzyk i chaos rozbrzmiał zaraz po tym. Niezwykle ciężko było wszystkich opanować zwłaszcza po tym jak się okazało, że Yamagucci uderzył się tak mocno, że stracił przytomność i niestety bez interwencji karetki się nie obejdzie.

Czas oczekiwania na karetkę dłużył się jeszcze bardziej niż ten podczas treningu. Na sali, poza oczywiście poszkodowanym leżącym z rozbitą głową, pozostaliśmy Ja, Suga, Tsukishima oraz trenerzy.

Chwilę po tym jak karetka zabrała nieprzytomnego wciąż chłopaka, do szpitala zapadła decyzja, że jedziemy za nimi. Tak oto Ja ,Suga, Kei, pan Ukai i Takeda znaleźliśmy się na szpitalnym korytarzu czekając na diagnozę.

Wyjątkowo zdenerwowany wydawał się być Tsukishima. Fakt, że on i Yamagucci są ze sobą strasznie blisko już nikogo nie dziwił, jednak Tsukki zawsze pozostawał...Tsukkim, chłodny, trochę wręcz obojętny na uczucia chłopak, obecnie krążył w tą i tamtą jednocześnie będąc zżerany przez nerwy.

-Państwo do Yamagucciego Tadashi?

Zapytał lekarz wychodząc z gabinetu

-Tak. Co z nim?

Wystrzelił jak z petardy Tsukki.

-Spokojnie, jego stan jest dobry. Odzyskał przytomność, ale na razie śpi i radził bym go nie budzić. Odnośnie jego urazów, ma lekkie wstrząśnienie mózgu. Wyjdzie się z tego, ale zostawimy go na wszelki wypadek na obserwacji.

Perspektywa pozostania na noc w szpitalnym korytarzu nie bardzo nam się uśmiechała. Oczywiście, wszyscy bardzo martwiliśmy się o Tadachi'ego i również wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że męczenie się całą piątką jest nierozsądne. Ostatecznie razem z Panem Takedą i Sugawarą, który oznajmił, że beze mnie nigdzie się nie rusza, wróciliśmy na noc do ośrodka, natomiast trener Ukai i Tsukishima mieli czuwać przy naszym poszkodowanym.

Pov:
Tsukishima

-Jak bardzo nie ogarniętym trzeba być, żeby wlecieć w słupek od siatki? Jak bardzo trzeba być głupim, abym mimo wszystko siedział tu przy tobie?...

Mówiłem szeptem, właściwie sam do siebie, starając się nie obudzić Yamagucci'ego i jednocześnie uspokoić jakoś swoje, wciąż dygoczące palce.

Mimo uspokajających wieści lekarza, ciągle bałem się o niego, no bo w końcu, kto by mi zawracał cały czas głowę? Kto w kawiarni wyżerał by moje ciasto? Kto chwyciłby mnie za rękę i uspokajał gdy poniosą mnie nerwy? Przecież to wszystko potrafi tylko on i nieważne jak bym się teraz starał nie potrafię... O nim zapomnieć.

Noc dłużyła się niemiłosiernie, chciałem go już z tąd zabrać do domu. Do cichego, ciepłego, spokojnego domu. Nad ranem podczas obchodu, około 6 pielęgniarek i lekarz prowadzący postanowili obudzić chłopaka.

Tak się cieszyłem że w końcu zobaczę jego pełne radości brązowe oczy.
Obudzili go.
Ten uniósł po woli swoje powieki i skierował swój wzrok na mnie. Gdy nasze oczy się spotkały, nie mogłem się doczekać momentu w którym w końcu się do mnie uśmiechnie i zacznie jak zwykle z resztą przepraszać że zrobił coś głupiego, albo że musiałem się o niego martwić. Jednak zamiast tego usłyszałem tylko

-K-kim Jesteś?

Jak to? Nie pamięta mnie?!

Te myśli krążyły mi cały czas po głowie.
Lekarz wytłumaczył, że częściowe zaniki pamięci są całkiem normalne przy takich urazach i że może być to tylko tymczasowe lub... Stałe.

Stałem jak wryty.

Yamagucci może mnie już nigdy mnie nie pamiętać?
Może po prostu o mnie zapomnieć, o naszych wszystkich wspólnych chwilach i się ode mnie odciąć? Po prostu?

Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zachwiałem się, ale nie upadłem. Trener i lekarz zalecili mi wyjść na chwilę na świeże powietrze, co wydało mi się perfekcyjnym pomysłem na przemyślenie wszystkiego.

Zgodnie z prośbą wyszedłem, usiadłem na ławce, lecz nie potrafiłem skupić moich myśli na niczym konkretnym.

Nie wiem ile tam byłem, wiem że dłużej niż myślałem, bo trener zdążył załatwić wypis ze szpitala i razem z zielonowłosym udali się w stronę auta.

Dawno dawno temu... Na obozieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz