set 13

666 74 16
                                    

Pov:Daichi

Było po godzinie 16.00 kiedy szliśmy w głąb lasu, zbierając kolejne wskazówki. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją nożem ciąć. Czekaliśmy tylko, aż ktoś powie coś głupiego i spowoduje reakcje łańcuchową.

-Idziemy tak od jakiś 15 minut, mówiłem, że powinniśmy skręcić w lewo, ale nie, pan kapitan upadł się, że to dobra droga.
To teraz proszę, pokaż gdzie oni są.-.

Dało się usłyszeć pretensjonalny głos Kuroo, który jak się okazało, nie potrafi trzymać języka za zębami i logicznie pomyśleć.

-Jak się jest ślepym, to tak jest. Na mapie wyraźnie było widać, że trzeba skręcić w prawo.-

-Ślepy?! Ja ci zaraz pokarze co znaczy być ślepym, daj mi tylko znaleźć tępy patyk a pozbawię cię gałek ocznych.-

Mówił kierowany coraz silniejszymi emocjami.

-Ej ej panowie, naprawdę warto? To tylko głupia zabawa-.

Odezwał się Asahi przerywając naszą kłótnię, po chwili jednak dodał.

-Są poważniejsze sprawy, jak nieumiejętność do pilnowania swojego puszczalskiego chłopaka.-.

Kierując te słowa w stronę Leva, zaczął właśnie drugi temat sporów. Nie ciężko się domyślić, że po chwili potrzebnej naszemu lwiątkowi na ogarnięcie się w temacie, automatycznie się wzburzył.

-Pragnę ci tylko przypomnieć kto nie umiał dopilnować własnego chłoptasia i zostawił go w momencie, w którym naprawdę go potrzebował.-

Gołym okiem widać było, że w Asahim w tamtym momencie coś pękło. W ułamku sekundy rzucił się na Leva, lądując razem z nim w jeżynach, które niemiłosiernie raniły ich skórę odkrytą przez koszulki z krótkim rękawem i krótkie spodnie.

Ja z Kuroo mogliśmy się sprzeczać, kto jest lepszym kapitanem, ale obydwoje wiedzieliśmy doskonale, że priorytetem tego drugiego, zawsze jest bezpieczeństwo człąków drużyny.
Więc zaraz, gdy zobaczyliśmy zabjających się Asa i środkowego, od razu ruszyliśmy ich rozdzielić, kończąc ostatecznie z również porozcinanymi łydkami, oraz dwójką nie opanowanych emocjonalnie zwierząt.

-Stary starczy! Już spokój!-

-Co się stało, to się nie od stanie odpuść-
Staraliśmy się razem z Kuroo uspokoić kumpli z drużyn z niestety marnym skutkiem.

-To, że się nie od stanie nie uprawnia go do wyzywania Yaku od Puszczalskich-
Odezwał się Lev.

-Ooo no proszę, bo odezwał się święty. Myślałeś, że nie słyszałem jak rozmawiałeś z Yaku, żeby się nie martwił, bo Noya nic sobie nie zrobi i on udaje i że to wszystko dla atencji!-

-No a co kłamie? Nikt kto się tnie nie powie ci o tym!-

-A siedziałeś z nim? Widziałeś jak płacze po nocach, tylko po to by następnego dnia się uśmiechać, widziałeś jak słabnie z sił nie mając ochoty wstawać z łóżka tylko po to by przyjść spóźniony na trening i grać jakby nigdy nic?-

Mówił a raczej krzyczał ze łzami w oczach Asahi, jednocześnie patrząc jak Lev powoli zaczyna Odpuszczać. A kiedy wreszcie obydwaj się uspokoili i zapadła nieprzyjemna cisza, Lev postanowił to przerwać mówiąc ledwie słyszalnym lekko łamiącym się głosem.

-Masz racje, nie wiem. Ale ty nie wiesz jak to jest słuchać tego, jak samotny jest Yaku. Jak bardzo brak mu czyjegoś zrozumienia, miłości której nigdy nie dostawał od rodziców, ty też nie masz o tym pojęcia Asahi, więc nie osądzaj go proszę tylko dlatego, że raz dał się ponieść emocją.-

-Nawzajem Lev, Nawzajem-.

Odpowiedział Asahi po czym rozmowa, całkiem już na dobre ucichła, do momentu, w którym spostrzegliśmy, że było już po godzinie 17.00 i warto wrócić do ośrodka, bo prawdopodobnie nasze zguby już tam na nas czekają.

Kiedy wróciliśmy, dochodziła już szósta, przywitała nas Kiyoko wypowiadając, tak bardzo zapadające nam w pamięć, słowa.

-A gdzie reszta? Chłopaków nie było z wami?-

-Jak to nie było z wami? To oni jeszcze nie wrócili?! Jakim cudem?

Zadawaliśmy pytania wręcz jednocześnie, zamartwiając się o nasze skarby.
Nie długo zajęło nam porozumienie się i dotarcie do wniosków, iż korzystając z nieuwagi trenerów i nauczycieli wracamy się szukać reszty.

Jak to możliwe, że ostatnimi czasy tak często trzeba kogoś szukać.

Biegliśmy przez las, nawołując tym samym imiona chłopców, kiedy nagle nawet nie pamiętam kto, ale wskazał w miejsce bardziej w głębi lasu. Wszyscy bezzwłocznie podeszliśmy bliżej i nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom.

Oni zasnęli. Cała czwórka, smacznie sobie spała na ramieniu innego. Rozkoszny widok.

Jakby automatycznie adrenalina nam wszystkim opadła, mięśnie się rozluźniły, a ciała zaczęły drzeć.

-Oni śpią?-
Dopytałem, jakby nie wierząc w to, że w czasie kiedy my o mało się nie pozabijaliśmy, oni bawili się tak dobrze do tego stopnia, że pozasypiali zmęczeni.

-Na to wygląda-.
Stwierdził Lev, zaczynając się nerwowo śmiać.

-No nic, zabierzmy te śpiochy do ośrodka-.
Odparł Kuroo, minutę później każdy niósł swoje małe szczęście na rękach.

Jakoś w połowie drogi Suga jednak się wybudził, do tego stopnia, że stwierdził, że pójdzie dalej o własnych siłach, nie chcąc być dla mnie ciężarem. Lecz nadal lekko zasypany trzymał się kurczowo jednej z moich rąk oplatających go, potykając się jednocześnie co jakiś czas o wystające pędy i korzenie.

Natomiast reszta? Spała jak zabita.
Yaku oplatając szyję Leva własnymi dłońmi.
Noya leżąc, jak niewinne dziecko na rękach Asa.
I Kenma w Pozycji półleżącej, oparty głową o tors Kuroo, wsłuchując się w rytm jego serca.
I w takim oto składzie, wszyscy wróciliśmy do ośrodka cali i zdrowi.

Dawno dawno temu... Na obozieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz