- Kawiarnia. Chcesz to omawiać w kawiarni?
- Tak? - spytałam kpiąco. Tylko głupi nie chce omawiać czegoś ważnego przy ciepłym napoju i słodkiej przekąsce. Nie oszukujmy się. Wtedy się najlepiej myśli.
- No dobrze - odpowiedziało drzewo. Spojrzał za siebie prawdopodbnie w poszukiwaniu Jasona, ale jego już nie było. Tchórz.
- Nie myśl, że długo też ze mną wytrzymasz. Nikt nie wytrzymuje - zachichotałam cicho i drwiąco. Taka prawda, nawet rodzice nie wytrzymali z takim uparciuchem jak ja. Też dlatego nie miałam nigdy chłopaka. Nie lubię kompromisów. Są bezsensowne. Żadne z was przez to nie jest zadowolone i oboje sobie szkodzicie.
- Widzę, że nie tylko ode mnie uciekają - odpowiedział brunet. Spojrzałam mu w oczy. Były czekoladowo brązowe i takie... Dziwne. Jednocześnie było w nich coś co kazało mi uciekać, ale też coś co przyciągało mnie tylko bliżej. Odwróciłam szybko wzrok - Zapraszam - powiedział otwierając mi drzwi do swojego samochodu.
- Nie jeżdżę z nieznajomymi - parsknęłam mu i wsiadłam do czarnego pojazdu - Ale mogę zrobić to ustępstwo. Jeden raz.
- Odpłacę Ci w kawie - zamknął za mną drzwi i usiadł od strony kierowcy.
- Caffè Vergnano - spojrzałam w okno i założyłam nogę na nogę - Lalusiu - dopowiedziałam z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Czemu "laluś"? - zapytał Adam, odpalając samochód.
- Bo cię stać na ubrania, a ubierasz się tak jakbyś przymierzał wszystko parę godzin i na ostatnią chwilę dopinał guziczki i brudził kołnierz kawą
- Co ty szpiegujesz mnie? - zaśmiał się cicho i skręcił w lewo. Omijali nas ludzie, budynki. Ten cały nudny i szary świat.
- Widać po tobie geniuszu - powiedziałam z ironią - Buty, jakie nosisz, widziałam ostatnio na wystawie jako nowy krzyk mody, a ty już zdążyłeś je tak wybrudzić, że aż szkoda na ciebie patrzeć. Zakrywanie paskami dwóch plam po ziemi? Najgorszy możliwy sposób jaki możesz wymyślić. Tym bardziej, że koszula jest zdecydowanie nowa i śnieżno biała. Musiałeś ją niedawno kupić - Adam otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale ja wyprzedziłam go i zaczęłam wymieniać dalej - Musiała być z drogiego sklepu. Podwijasz rękawy pod same łokcie, bo końcówka rękawu jest ze złota? Śmieszne. Nic ci to nie da. Widać i tak z daleka. Kapelusz? Świstkiem z pierwszej lepszej pralni i to nie tego kapelusza, nie zakryjesz tak łatwo logo Gucci. Kiedy ty go ostatnio prałeś? Pięćdziesiąt lat temu? - zatrzymałam się na chwilę, aby zebrać oddech - Chociaż watpię, aby taki laluś jak ty potrafił prać. Pewnie kupujesz sobie nowy i już masz po kłopocie - spojrzałam na tył samochodu - To za co siedziałeś w więzieniu, Nightmare?
- Yy.. Co? - chyba oniemiał. Za dużo informacji na raz dla kogoś kto się ubiera pięć godzin i w głowie ma tylko to, aby nie wyglądać zbyt wychodząco poza wszystkich.
- Pytam za co siedziałeś, matole - prychnęłam cicho i spojrzałam na mężczyznę. Ciekawe kiedy każe mi wysiadać.
- Nigdy nie byłem w więzieniu na odsiadce - odwrócił wzrok i zatrzymał samochód - Po drugie nie mam na imię Nightmare.
- Łżesz jak pies - warknęłam cicho - To co, zabiłeś Adama czy go porwałeś? A może sam wymyśliłeś tą postać? Adam Jones? Nie byłeś już tak kreatywny z imieniem jak z charakterem co?
- Zabiłem go - uśmiechnął się z dumą i spojrzał na mnie wzrokiem na który stać jedynie psychopatę - Zabiłem, po godzinach, dniach tortur zabiłem go, ukradłem jego tożsamość, notatki, całe życie. Tylko po to, aby mieć święty spokój, żeby pierwsza lepsza ładniejsza policjantka mnie nie złapała - zaczął się do mnie zbliżać. Patrzyłam na niego niewzruszona pomimo wszystko - Może i znasz legendę o kimś kogo nazywano koszmarem nocy, kto się ukrywał w ciemnościach, aby zabijać dla własnej przyjemności?
- Może znam - tym razem ja posłałam mu dumny uśmiech - Może i to właśnie ta pierwsza lepsza policjantka go złapała? - poklepałam go po policzku i wysiadłam z samochodu. Znaleźliśmy się przed wspominaną przeze mnie wcześniej kawiarnią. Skąd wiem, że wcale ten jegomość nie nazywa się Adam? Tył samochodu. Walnął tam niedbale swoją torbę z dokumentami i wypadł podrobiony dokument. Zdjęcie nie było podpieczętowane, chociaż reszta legitymacji zgadzała się jak bum cyk cyk. Adam Jones, urodzony 30 września 1930 roku, okazuje się nazywać Nightmare, nazwisko też pewnie podrobił, kto wie może datę urodzenia również. Był w więzieniu co najmniej parę lat. Na nadgarstkach widać blizny po metalowych kajdankach, sznurach, a tatuaż nie jest zrobiony przez profesjonalistę. Jest niedbały nie z własnego wyboru, przyzwyczaił się do życia w więzieniu gdzie jedyne co musiał uprzątać to celę, czasem podłogę, a strój mógł być nawet w najbardziej opłakanym stanie. Jeśli dobrze zauważyłam na ramionach, obojczyku jak i żebrach ma dużo nacięć przez broń białą. Ktoś go zaciął? Nie, nacięcia są wymierzone i zadbano o nie od razu po zrobieniu. Prawdopodbnie sam się okalecza. Tylko po co? Masochista? Już na tyle oszalał? Nie, gdyby oszalał, nie mogłabym przeprowadzić z nim zwykłej, normalnej konwersacji. Straciłby kontakt z rzeczywistością. Nie może być szaleńcem, nie do końca. Pierwsze swoje morderstwo musiał dokonać z przymusu lub nie do końca chcący. Spodobało mu się? A może dostawał zlecenia? Powiedział, że zabijał dla własnej przyjemności, ale nie chce mu w to wierzyć. Jeszcze w wielu rzeczach pewnie mnie okłamie.
Night w końcu wyszedł z samochodu. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie jakby absolutnie rozumiejąc co się dzieje w mojej głowie. Nikt mnie nie zrozumie. Tym bardziej taki uciekinier jak Nightmare.
- Zapraszam do środka - powiedział otwierając mi drzwi do kawiarni. Spojrzałam na niego. Za kogo on się uważa? Myśli, że takimi małymi rzeczami zyska moje zaufanie? Idziesz w dobrą stronę, nikt nigdy mnie przez drzwi nie przepuszcza, ale zaufania mojego nie zyskasz. Jedynie uzyskasz uznanie, że jednak tacy dżentelmeni istnieją. Gratuluję.
- Dzięki - odpowiedziałam i weszłam do środka. Kawiarnia... Malutka. Niektóre ściany czerwone, niektóre granatowe, a niektóre nawet z samą białą cegłą. Z sufitu wręcz wyskakiwały pomarańczowe lampiony i uliczne lampy. W wcięciu ścian stał drewniany barek z kasą, a za nim na ścianie wisiały cztery czarne tablice kredowe z wypisanymi specjałami dnia i menu. Stolików było ledwo cztery, blisko baru albo przy oknach. Ludzi równie mało co stolików. Cisza, spokój, właśnie to czego szukałam po ciężkim dniu na samym początku pracy i szukam teraz.
- Ja stawiam - wyszeptał mi do ucha niskim, sprawiającym ciarki na plecach głosem, Night. W głowie aż przez chwilę miałam obraz nas w łóżku, rozbieramy się nawzajem, jego niski głos mówi mi co mam robić jak grzeczna psinka, jego usta schodzą po moim brzuchu, aż po... Hola! Bez takich. On mi się nie podoba.
- Chce latte i babeczkę czekoladową - powiedziałam potrząsając szybko głową i idąc w stronę wolnego stolika. Palant. Myśli, że wsuwając mi do głowy takie myśli nie będę się skupiać na tych morderstwach i skupię się na tym idiocie? Myli się grubo. Debil, który tak słodko się troszczy. Nigdy nie będzie mi na tym dupku zależeć. Nigdy, przenigdy, chyba jak tylko będę pijana.
- Dobrze madame - powiedział i poszedł do lady.
CZYTASZ
One shot [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]
FanfictionPatrzysz, nie wierzysz, patrzysz, znowu nie wierzysz. Jak to one shoty? Wejdę, zobaczę, może coś ciekawego. Patrzysz, kolejny raz nie wierzysz... Chcesz może wiedzieć dlaczego?