~Ciemność nie tak straszna jak mówią~ Shattered x Nightmare

295 12 12
                                    

Nie jest jakieś super długie, ale robiłam co w mojej mocy! Rozdział na prośbę _0RetaK
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Nightmare

Co mnie do jasnej cholery podkusiło? Randki w ciemno? A do tego planowane przez Crossa? To się nie może dobrze skończyć. No, ale co poradzę? Całe nic.

Siedzę aktualnie przy stoliku na miękkim krzesełku. Nie ma niestety tak dobrze, nic nie widzę. Wszystkie światła są wyłączone, dosłownie randka w ciemno. Nic nie widzę, nawet własnych maziowatych dłoni. Jest po prostu cudownie.

W końcu, usłyszałem szelest otwieranych drzwi. Do pokoju wpadło oślepiające światło w którym ukazały się dwie sylwetki. Trudno było powiedzieć mi kto to, za bardzo oślepił mnie blask lamp. Drzwi zamknęły się z cichym skrzypem, a po pomieszczeniu przebiegał jedynie stukot czyichś kroków. Ciezkich i lepkich kroków.

Osoba usiadła tuż przede mną, prowadząca ją istota wyszła z pokoju i zakluczyła za sobą drzwi. Zapadła dłuższa cisza pełna konsternacji kto pierwszy ma się odezwać.

- Więc to ty jesteś moją randką? - zacząłem temat i zbliżyłem się do drugiego prawdopodobnie szkieleta.

- O jasny chuj - odpowiedział jedynie bardzo znajomy mi głos - Nightmare? - zapytał trafiając dosłownie w sedno.

- Tak? - odpowiedziałem pytaniem i zacząłem się grubo zastanawiać skąd mogę znać tą oto osobę. Ociężały krok, maziowate odgłosy butów odklejanych od podłogi, delikatna żólta i ledwo widoczna poświata, znajomy, radosny i pełen gracji głos... O jasny chuj cytując szkieleta przede mną - Shattered? To ty? - dopytałem.

- O nie, ja wychodzę. Nie będę się z tobą na żadne randki umawiać! - warknął Shat chcąc już wstać z własnego miejsca.

- Zostań, proszę - złapałem na ślepo za miejmy nadzieję dłoń swojego brata - Zamknęli i tak drzwi na klucz - powiedziałem trochę ciszej. Nie chciałem przyznawać, ale przebywanie samemu w czarnej ciemności nie jest czymś dla mnie, a Shat jest jako jedyny w otoczeniu. Bez podtekstów - Usiądź, pogadamy trochę. Dawno się dość nie widzieliśmy - stwierdziłem zgodnie z prawdą. Nie utrzymuję z Shattered!Dreamem kontaktu. Nie wiem dokładnie czemu. W sensie wiem, ale nie potrafię sobie tego uzmysłowić. Zawsze kiedy dzwonił, kiedy słyszałem jego słodziutki głos opowiadający o kolejnych sytuacjach jakie się mu przytrafiły, aby następnie walnąć mi kazanie za to, że jestem debilem... Cieszyłem się. Lubiłem jak do mnie dzwonił chociaż raz w miesiącu. Przestał jednak do mnie dzwonić i pisać, bo z każdą rozmową stawał się dla mnie milszy. Kazania były krótsze, czasami nawet ich nie było, raz nawet spytał co u mnie! Wręcz go nie poznałem. Tak jakby się do mnie zaczynał się przywiązywać. Zresztą, nie tylko on do mnie, a i ja do niego. Z każdym spotkaniem, rozmową, delikatnym dotykiem, moje serce biło piętnaście razy szybciej, w brzuchu miałem motylki i czułem się tak jakbym potrafił odczuwać silne pozytywne emocje. Te emocje i uczucia coraz szybciej nabierały trajektorię lotu na tego małego, słodkiego, maziowatego, kochanego, uszczypliwego i wrednego sukinsyna, który jest moim bratem.

- S-skoro nalegasz - wyjąkał mój bliźniak i szurając stopami o ziemię obrócił się chyba w moją stronę - Wybacz, że unikałem z tobą kontaktu - powiedział zawstydzony. Chwila. CO. Od kiedy. Jak. Co. Czy to na pewno ten Dream, którego znam?

- Halo? Chyba nie dosłyszałem. Czy to na pewno ten Shattered!Dream, którego znam? - zaśmiałem się wpatrując w ciemność - Nie szkodzi. Też zawiniłem. Właściwie to chciałbym o tym z tobą porozmawiać - zainicjowałem rozmowę i wyciągnąłem rękę w stronę z której wydobywał się głos Shattereda.

- Brzmisz jakbyś miał zacząć rozmowę o kwiatkach i pszczółkach - odgryzł mi się stary, dobry Shat.

- Coś w tym stylu - oparłem się łokciami o pusty drewniany stolik - Chcę z tobą pogadać o tym co nas naprawdę łączy.

- To się bardzo źle skończy - wymamrotał niezadowolony Shat. Dotknąłem dłonią jego policzka, a ten ani się nie przestraszył, ani nie zdziwił. Wtulił się w moją dłoń. Co prawda nie taki miałem zamysł, ale ten też jest okej.

- Straciliśmy kontakt z dość oczywistej pewnie zmiany - zacząłem mówić - Zbliżaliśmy się do siebie nie tak jak powinniśmy... Byliśmy dla siebie czymś więcej - mówiłem z coraz szybciej bijącym sercem - Pomiędzy nami wyrosło to pozytywne uczucie, którego... Nie jestem w stanie wyjaśnić. Wydaje mi się, że zaczęliśmy się kochać bardziej i inaczej niż rodzina... A do tego nie przeszkadzało to nam. Uznałem, że jeśli ma nam to nie przeszkadzać to potrzebujemy porozmawiać o tym kim dla siebie tak naprawdę jesteśmy.

- Oj już nie kończ do cholery - warknął Shat. Usłyszałem skrzyp odsuwanego krzesła, tupot po ziemi i szelest przesuwanej przez stół dłoni. Niedługo jak sekundę później na moich kolanach znalazł się mój ukochany braciszek. Przejechał na ślepo dłońmi po moim torsie, podnosząc mi koszulkę, przejechal na ramiona, szyję, aż w końcu policzki - Tyle chcesz gadać o naszej relacji? Pokażę Ci jakiej relacji ja chcę - powiedział stanowczo i prawie walnął swoimi ustami w moje, łącząc je w cholernie agresywnym pocałunku. Wślizgnął mi język do ust i wręcz czułem z każdym jego ruchem odpowiedzi na każde kolejne pytania. Chciał być mój. Był tylko mój. Jest tylko mój.

Po dłuzszej chwili odkleił się ode mnie gdy tylko tlenu zabrakło. Oboje dyszeliśmy cicho, czułem jego ciepły oddech na twarzy i szyi.

- Wyjdź za mnie - mruknąłem - Nie poznam nigdy większego ideału. Wyjdź za mnie już dziś - położyłem dłonie na biodrach Shata, który zachichotał cicho. Brzmiało to tak jakby... Milion drobinek złota zsypywało się z nieba wprost na mnie, jego cichy śmiech był czymś czego doswiadcza się mało kiedy, a jednak zapamiętuje na całe życie.

- Ja ciebie też kocham - wymruczał i przytulił mnie mocno, wtulając swoją twarz w moją szyję. W życiu nie mógłbym wymarzyć sobie większego szczęścia.

One shot [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz