~W blasku szczerości kłamstw~ Meteomare

471 10 0
                                    

Tak, kochany komisariat. Kochany szef policjant. Kochane miejsce. Żeby nie było, nie jestem kryminalistką. Jestem zastępową policjantką mandatową. Mamy rok 1960, a ja siedzę i słucham tego co mamy robić. Szczerze się nie zdziwię jeśli znowu będę musiała liczyć ile zdobyliśmy z mandatów. Normalnie ubaw po pachy na dziewięć długich godzin.

- Beta. Dzisiaj zajmiesz się tą sprawą sprzed paru lat. Razem z Deanem, Jasonem i... ADAMEM JONESEM!? - krzyknął zadziwiony mężczyzna za katedrą. Wszyscy na sali zaczęli coś pomiędzy sobą szeptać. Kto to ten cały Tom, że takie nagłe poruszenie? Może i jestem tylko kobietą, ale skoro nawet ja o tym ktosiu nie słyszałam, to raczej nie jest aż tak wart uwagi.

Ktoś wszedl do sali. Obróciłam się i spojrzałam na niego. Wysoki brunet, lekka opalenizna, tatuaż na ręce, włosy spięte w kucyk, na głowie brązowy kapelusz z świstkiem z pralni, ubrany w białą koszule nie dopięta przy szyi i brudną przy kołnierzu. Rękawy koszuli ma podwinięte, aż do łokci, dwie małe plamki zostały zakryte paskami przypiętymi do spodni. No tymi czarnymi gumkami, jak zwał tak zwał. Spodnie ma z jedwabnego materiału, brązowego co dziwne, luźne. Czyżby należał do wyższej sfery? Nawet mnie nie stać na takie spodnie, a co dopiero materiał. Buty za to ma strasznie ubłocone. Jeśli dobrze mniemam, były kiedyś czarne i nawet połyskiwały. Niedbały typ, tyle powiem. Bogaty, ale strasznie niedbały. Pewnie wielu szczegółów nie zauważa, więc jego obecność w mojej sprawie jest niepotrzebna w żadnym stopniu. Nie jest zatem wart mojej uwagi.

Mężczyzna podszedł do stołu mojej ekipy i przejechał po nas znudzonym wzrokiem. Zatrzymał się chwilę na mnie. Zatkało, że pracujesz z kobietą? No ja wiem. Trudno przełknąć, że ktoś coś robiąc coś może zdziałać prawda? Ta słyszałam już to.

- Jestem Adam Jones - powiedział - Nie spodziewałem się, że będzie tu z nami dama.

- Twoje niedoczekanie - prychnęłam. Gratuluję spostrzegawczości. Cudowne, normalnie brawa - Ta dama ma zamiar zająć się to sprawą jak należy, a nie spartaczyć ją jak typowi mężczyźni - parsknęłam śmiechem i otworzyłam dokumenty z danymi do sprawy. Z nadzieją na świetny początek, ba nawet i pewnością, że dobrze się to zacznie spojrzałam na... Kartkę. Jedną kartkę - To chyba jakiś żart - warknęłam podnosząc kartkę. Nic pod nią, a na niej... Tylko wielka czerwona pieczątka "sprawa przyjęta" i chyba data pod czerwoną farbą. Zajebiście - Jedna kartka z niczym.

- Może to nam się przyda? -- kochany do bólu Adam rzucił nam na biurko pełny pliczek wypełnionych papierów. Prychnęłam cicho i zabrałam papiery przeglądając je dokładnie. Każde podobne do siebie morderstwo, data, sposób, ofiara i nowi podejrzani. Wszystko jest. W końcu.

- Ta, dzięki - odparsknęłam, wsadzając wszystkie papiery do swojej teczki. Dean nagle powstał i spojrzał na nas.

- Nie chce mieć z tym nic wspólnego - powiedział Dean, mężczyzna o blond włosach, kościstej budowie i ubraniu o delikatnym w dotyku materiale. Wyszedł za nim zdołałam coś powiedzieć. Co lepsze nie wyszedł przez drzwi. Otworzył okno i przeszedł przez nie, schodząc po rurze i w końcu wchodząc na schody pożarowe. Totalny wariat.

- Dobra jednego mniej. Ktoś jeszcze chce wyjść? - spytałam będąc gotowa na możliwość, że sprawa będzie tylko i wyłącznie dla mnie. Trudno mi dostać same akta, ale ten dreszcz kiedy otrzymujesz poszlakę albo oglądasz martwe ciało, jest wart każdej ceny - Nie? No to szkoda. Chodźmy do któregoś biura, aby uporządkować wszystkie dane.

- Beta - warknął komisarz do mnie - Powinnaś być posłuszna, a nie rozkazywać innym wartościowym policjantom i detektywom wyższej klasy - aż serce mi zadrżało. Czyli nie jestem wartościowa jak pierwszy lepszy dupek, który jest mężczyzną tak? Dobrze panie komendancie.

- Panie komisarzu - przeszkodził mi w odpowiedzi Adam - To bardzo dobrze, że nam rozkazuje. Wie co robi. Mało kto ma cechy przywódcze, a skoro trafiło się to akurat pięknej damie, nie wolno jej za to karać. Czy nie mam racji? - szef zamilkł. Patrzył się jedynie tępo na broniącego mnie mężczyznę, aż w końcu spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści.

- Jeszcze zobaczymy czy wie co robi ta kobieta - ostatnie słowa wypowiedział tak jakby były jadem. Dobra, rozumiem, że mnie nie lubi, ale żeby od razu kobiet nie lubić? Szanujmy się trochę. Już nawet ja lubię chociaż trochę mężczyzn.

- Naprawdę masz na imię Beta? - spytał brunet, idąc ze mną w stronę wyjścia z sali. Jason podbiegł do nas i zaczął iść za nami. Piąte Koło u wozu sie znalazło.

- A figę - parsknęłam. Kto by chciał się nazywać Beta? - To ksywka, aby ukazać moją niższość w pracy. Trochę jak u wilków, tylko że Bety nie są silne i potrzebne - wzruszyłam ramionami - Nazywają mnie też gwiezdnolica, ale to rzadkość.

- A jak masz naprawdę na imię? - spytał znowu Adam. Zamurowało mnie. Czemu ma go obchodzić jak mam na imię? Nikogo to przecież nie obchodzi. Co on jakiś nie dochodzący do zmysłów?

- Meteo - powiedziałem nieśmiało. Przypomniała mi się aż rozmowa o pracę...

"- Jak masz naprawdę na imię panno Valentine - pytał komisarz. Siedzieliśmy w pokoju przesłuchań. Łzy leciały mi po policzkach.

- Mówię przecież, moje imię to Meteo! - mówiłam zgodnie z prawdą.

- Widzę, że kłamiesz głupia dziwko! - walnął pięścią o stół - Albo powiesz jak się do ciebie powinien zwracać każdy inteligentny mężczyzna albo możesz pomarzyć o tej pracy! - krzyczał na mnie. Myślałam chwilę wgapiając się w komisarza. Miał siwe włosy, agresywne spojrzenie, na jedno oko był ślepy, drugie było czysto błękitne. Byłam prawie pewna, że zaraz albo na mnie zawarczy i naskoczy albo zamieni się w wilka. Nie był co prawda bardzo wysportowany, a jego mundur był już dużo razy użyty nie tylko do podpisywania papierów, ale był prawdopodobnie w stanie zrobić mi krzywdę, patrząc na to jak mocno uderzył o stół. Jak może mnie nazywać taki przybysz "alfa", aby mógł się poczuć lepiej?

- Beta - wymamrotałam cicho - Mam na imię Beta.

- Gratuluję doboru prawidłowego imienia panno Beto Valentine"

Potrząsnęłam głową. To tylko wspomnienie. Znienawidzone, ale przez nie mogę tu być. Przez nie w końcu przydzielono mi sprawę. Nareszcie.

- Piękne imię - powiedział idący blisko mnie Adam - Tym bardziej ci pasuje.

- Nie masz u mnie szans laluś, nawet jakbyś mi prawił tysiąc komplementów dziennie. Nie jesteś w moim typie - od razu poinformowałam mężczyznę.

- Jaki niby jest twój typ? - spojrzał na mnie jebany dwumetrowiec - Taki macho starszy, agresywniejszy jak nasz kochany szefunio, który cię od Bet nazywa? - zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.

- Marze wręcz o takim życiu, byciu poniżanym - zaśmiałam się głośniej - Nie no. Mój typ faceta... Musi być przystojny, traktować mnie na równi z nim, a najlepiej żeby był pode mną - uśmiechnęłam się sama do siebie - Musi mi pomagać i nie mogą mu przeszkadzać moje zainteresowania, ale to się może zmienić jeszcze tysiąc razy za nim kogoś znajdę - spojrzałem na Adama - W każdym razie nie będziesz się zaliczać do mojego typu faceta. Nigdy.

- Kurde, a już miałem nadzieję - westchnął cicho - Może pójdziemy do mnie zamiast łazić wokoło komisariatu bez celu? Przydałoby się jakoś ułożyć wszystkie dane.

- Lubię latte - spojrzałam na niego absolutnie poważnie - I czekoladowe babeczki

One shot [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz