- Gdzie jesteśmy? - zapytałam ocierając oczy z pozostałości snu.
- Zasnęłaś w trakcie drogi do kawiarni, od razu po tym jak nazwałaś mnie Nightmarem, to zabrałem cię do swojego domu. Co ci się śniło, że się śliniłaś i..? - mówiąc to, wysiadł szybko z samochodu i otworzył mi drzwi.
- Byłeś moim psem do pieprzenia i uczyłeś mnie jak się masturbować - walnęłam prosto z mostu i wysiadłam z pojazdu. Upewniłam się jeszcze czy, aby na pewno mam przy sobie torbę i wszystko co w niej cenne. Papiery są, ołówek jest, notes jest, klucze są, portfel jest. Chyba wszystko - Prowadź. Mamy sprawę do rozwiązania.
- Co? A tak - mruknął cicho i zaczął iść w stronę frontowych drzwi. Dom był ogromny, zrobiony z czerwonej cegły, miał dwa, może trzy ze strychem piętra. Okien było co najmniej dwa na jedną ścianę na jednym piętrze, a do tego można było je zakryć czarnymi okiennicami. Jedyne okno bez okiennic było to nad białymi drzwiami. Było tak wielkie, że mogłam w nim spokojnie cała się zmieścić. A do tego dom jest otoczony w całości pięknym, zielonym ogrodem z wieloma krzewami, drzewami, a nawet krokusami. Do domu prowadziła zrobiona z żwiru i piasku droga. Było tu jak w istnym marzeniu każdego dziecka, a w tym moim. Tyle miejsca do biegania, skakania, pewnie wokoło też wiele ciekawych rodzin. Boże jedyny gadam jakbym była żoną Nightmare i to w ciąży. To wszystko przez ten sen.
- Sam mieszkasz? - spytałam wchodząc przez otworzone przede mną drzwi do środka. Zdjęłam szybko buty i odsunęłam je nogą pod ścianę. W końcu bez butów. Nogi od nich tak bolą, że to istny koszmar. Heh. Bo koszmar to po angielsku Nightmare i ten. Dobra nie ważne.
- Nie do końca - odpowiedział i poszedł już bez butów w głąb domu. Wejście prowadziło od razu do salonu. Podłoga z ciemnego drewna, ściany do połowy zakryte panelami drewna z podłogi, a wyżej umalowane na biało ściany oprócz jednego miejsca gdzie było specjalne wycięcie w panelach na ścianie, aby zmieścić tablice kredową, mały stoliczek i równie małe krzesełko. Obok było dużo plików kartek, parę pudełek z kredkami i pudełko z zabawkami. Nieopodal kącika zdecydowanie dla dziecka, była czarna kanapa, która zakrywała stolik i puszysty, kolorowy dywan i plamy farb na ziemi, które prowadziły dalej do holu, na schody i zamieniały się w ślady małych dziecięcych stópek. Nightmare właśnie tam poszedł to czemu miałabym nie iść za nim?
Wchodziłam powoli, schodek po schodku, aż na drugie piętro. Były trzy pokoje. Patrząc na drzwi to po lewej jest sypialnia Nighta. Łatwo było to ogarnąć, patrząc na to, że drzwi są zrobione w poważnym stylu, z oknem u góry, a klamka jest mało kiedy używana. Na przeciwko mnie jest łazienka. Drzwi są białe, bez okien, a klamka jest prawie całkowicie opadła od nadmiaru używania. No i w końcu drzwi po prawej. Jasne, pomalowane przez małe dziecko, które nie sięga wyżej niż metr, klamka w równie beznadziejnym stanie, a do tego słychać stamtąd piski zadowolenia.
- Tata! - krzyczał maluszek, śmiejąc się i wyleciał z pokoju. Wpadł na mnie dalej brechocząc i się schował za moimi nogami - Kłyj mnie! - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na Nighta w pokoju.
- Ikaaaariiii - więc tak się musi nazywać maluch - Wracaj tu do taty. Jeszcze cię nie wyściskałem - wstał i zaczął iść w naszą stronę, aż w końcu mnie zauważył - Oh wybacz moja droga, ale nie widziałaś może małego urwisa zwanego Ikari?
- Nie widziałam - zaczęłam cicho chichotać razem z schowanym za mną dzieckiem.
- Tata kocha panią, tata kocha panią - zaśpiewał nam Ikari i uciekł szybko po schodach. Nie mogłam się już dłużej powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Szczerym, prawdziwym śmiechem.
- Już uwielbiam tego dzieciaka - powoli uspokoiłam swój śmiech - Pięć lat? - spytałam zaglądając do pokoju chłopca.
- Spróbuj mu to powiedzieć. Pięć i pół - zaczął iść po schodach na dół, aby poszukać swojego dziecka, więc poszłam za nim. Co innego mogłam zrobić?
CZYTASZ
One shot [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]
FanfictionPatrzysz, nie wierzysz, patrzysz, znowu nie wierzysz. Jak to one shoty? Wejdę, zobaczę, może coś ciekawego. Patrzysz, kolejny raz nie wierzysz... Chcesz może wiedzieć dlaczego?