𝟙𝟠.

1.8K 169 159
                                    

—— nasze wakacje ——

    Kiedy sięgnął po komórkę, jego mina zrzedła. Na początku nie mógł uwierzyć własnym oczom w to, co zobaczył, jednak w końcu dotarło do niego, jak źle z nim mogło teraz być. Ze zdenerwowaniem chwycił poduszkę i rzucił nią w drzwi pokoju. Poranka jeszcze nigdy tak nie zaczynał.

    Wiele jego znajomych wysłało mu dziwne SMS-y, w których pytali się o jego orientację, wyrażali swoje zaskoczenie, gratulowali nowego związku, a niektórzy wyśmiewali. Nawet dostał kilka wiadomości, w których pojawiło się zdjęcie ze wczorajszej imprezy, kiedy to jasnowłosy obściskiwał się z chłopakiem.

    Od razu zadzwonił do Taehyuna, budząc go przy tym. Szatyn był tak zaspany, że nie miał nawet siły na zirytowanie się, jednak kiedy usłyszał nietypowe wieści od Beomgyu, od razu się rozbudził. Zaproponował spotkanie.

    Blondyn w kilka minut ubrał się i wylazł na dwór. Szybkim krokiem pomaszerował w stronę mieszkania Taehyuna. Tak bardzo się bał, że chciał porozmawiać o tym jak najprędzej.

    — Ej! — krzyknął, kiedy zobaczył ciemnowłosego w oddali. Szybko podbiegł do niego, rzucając się mu na szyję. — Jestem skończony!

    Taehyun odkleił się od niego. Przewrócił oczami i kazał mu nie robić sceny w takim miejscu. Uciszył go i zaprowadził w cichsze miejsce do parku.

    Beomgyu rzucił się na trawę, wzdychając głośno, aby pokazać swoją bezradność. Szatyn usiadł, opierając się o pień drzewa. W skupieniu przyglądał się targanemu emocjami chłopakowi.

    — I tak musieli się dowiedzieć... — skomentował jasnowłosy na koniec. W tym wszystkim nie dał dojść Taehyunowi do słowa, bo tak naprawdę całą rozmowę przeprowadził sam ze sobą. Na początku wymyślał najgorsze scenariusze, pogarszając sytuację jeszcze bardziej, potem przeklinał los i obwiniał innych ludzi, a ostatecznie uspokoił się, twierdząc, że nic złego się nie stało.

    — Widzisz? Po kłopocie — podsumował Taehyun.

    Chłopcy siedzieli pod ogromnym drzewem, rozmawiając w najlepsze. Zapomnieli o wszystkim, co działo się dookoła i skupili tylko i wyłącznie na sobie. To przyniosło im małą niespodziankę.

    — Kropi. — Beomgyu podniósł głowę do góry.

    Zupełnie tak jak tamtego dnia. Tym razem jednak udało im się znaleźć bliższe schronienie.

    Na niebiesko-przezroczysty przystanek dotarli, zanim rozpadało się na dobre. Ledwie weszli pod daszek, a na ziemię zaczęły spadać krople – ogromne, dżdżyste. Upiekło im się. Nawet nie zdążyli zmoknąć.

    Oprócz nich nie było tam nikogo. Tylko ich dwóch siedziało teraz na ławce pod dużym przystankiem autobusowym. Wokoło również nikogo nie było – ludzie zdążyli się już schować. Samochody jednak pędziły przez seulską ulicę, chlapiąc przy tym na wszystkie strony.

    Beomgyu nagle wstał i ustał tuż przy granicy suchego chodnika łączącego się z tą mokrą częścią. Wyciągnął rękę, by móc poczuć siłę letniego deszczu. Cofnął ją, posłał radosne spojrzenie Taehyunowi, po czym wyszedł spod daszku, stając z głową skierowaną do góry. Trwało to tylko chwilę, gdyż zaraz jasnowłosy zaczął tańczyć i skakać z wielką radością.

    — Będziesz chory — odezwał się Taehyun, widząc poczynania chłopaka.

    — Co ty gadasz?! W wakacje się nie choruje!

    Szatyn wywrócił tylko oczami i skrzyżował ręce na piersi. Po chwili poczuł, jak czyjaś mokra dłoń łapie go i zaczyna ciągnąć w stronę deszczu. Ty był tylko Beomgyu, próbujący namówić go na dołączenie do jego wygłupów.

Our Summer - taegyu; txtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz