Mitza co sił w nogach gnała przed siebie przez kolejne poziomy kopalni na Mimban. Ścigała Bena z planety na planetę, ale zawsze była o krok za nim. Na Varnak dowiedziała się, że chłopak dołączył do grupy maruderów zwanych Rycerzami Ren, lub Rycerzami Rena, w zależności od tego, kto opowiadał. Za sowitą opłatą dowiedziała się w jednej z kantyn, że Ren postanowił zabrać swych rycerzy oraz nowego rekruta na Ylesię. Stamtąd znów udała się za nimi na Csillę, Bimmiel, nawet Belkadan, aż wreszcie trafiła na Mimban. Przed wejściem do kopalni znalazła statek, którego wygląd pasował do opisów statku Renów, które za ciężkie kredyty zdołała wyciągnąć od właścicieli różnorakich podejrzanych spelun, w których przesiadywali tak zwani „rycerze". Czuła ciemność, która ogarnęła to miejsce, a najgorsze było to, że ten mrok, który jak dusząca chmura unosił się nad Mimban, wypływał prosto z duszy Bena. Młoda kobieta czuła, jak serce wali jej mocno w piersi. Sięgnęła ku Solo poprzez Moc. Gdzieś tam nadal był jej Ben, chłopiec, którego znała, i za którym tęskniła przez tak wiele długich lat. Jasność, wciąż obecna w jego duszy, odpowiedziała na jej nawoływanie. Mitza usłyszała w myślach jego głos, który wymówił jej imię. Przyspieszyła kroku. Po chwili stwierdziła jednak, że bieg krętymi chodnikami, łagodnie przechodzącymi między kolejnymi poziomami, nie ma żadnego sensu. Wyjrzała poza krawędź. Różnica wysokości pomiędzy poziomami nie była zbyt duża. Żeby więc szybciej dotrzeć na sam dół, zaczęła przeskakiwać po kilka poziomów, amortyzując upadek dzięki Mocy. W przeciwnym razie mogłaby skończyć z połamanymi nogami lub nawet gorzej...
Kiedy w końcu pokonała ostatnią kładkę i dotarła na ostatni poziom szybu, jej nogi po kostki zanurzyły się w płytkiej, lodowatej wodzie. Wokół dostrzegła ciała mieszkańców Mimban, jakiegoś mężczyzny, którego twarz ukryta była pod maską oraz... Młodej, ciemnoskórej dziewczyny o białych jak śnieg włosach. W jej piersi ziała wypalona czarna dziura, bez wątpienia ślad po ciosie zadanym mieczem świetlnym.
— Voe... — wyszeptała.
Nigdy nie darzyła jej sympatią, ale też nigdy nie życzyła tej biednej dziewczynie śmierci. Mitza odwróciła wzrok. Nieopodal stał Ben w otoczeniu sześciu zamaskowanych, odzianych w czerń wojowników. Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. Ci wojownicy... To ich widziała w swej wizji! Na ich czele stał Ben, sprowadzając ciemność na całą galaktykę! Jak jednak mógłby się aż tak zmienić? Chłopak był w opłakanym stanie. Czy zdawał sobie z tego sprawę? Sam nosił ubrania w czarnym kolorze, ale były brudne, przemoczone oraz porozrywane. Ciemne, gęste włosy, w mokrych strąkach lepiły się do jego śmiertelnie bladego czoła oraz policzków. Twarz chłopaka wykrzywiał dziwny grymas.
— Ben! — zawołała. Jej głos załamał się i umilkła, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej.
Solo spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami. Towarzyszący mu rycerze także natychmiast zwrócili ku niej swe twarze, ukryte za przeróżnymi maskami.
— Ona jest Jedi! — warknął jeden z nich, zwracając uwagę na rękojeść miecza świetlnego, którą Mitza trzymała przytroczoną do paska.
— Pewnie dotarła tutaj razem z tamtymi! — dodał inny, który trzymał w dłoni dziwną, długą broń, przypominającą nieco mandaloriański wibrotopór.
Dziewczyna cofnęła się o krok.
— Jej miecz świetlny uświetni moją kolekcję, kiedy już poderżnę jej gardło! — rzucił jeszcze inny.
Wojownicy ruszyli na nią, starając się ją otoczyć.
— Nie! — krzyknął Ben z desperacją. — Czekajcie!
CZYTASZ
Star Wars - Oszukani
FanfictionJedna z uczennic Luke'a Skywalkera, po kilku latach nauki, postanawia opuścić Akademię Jedi. Udaje się na swą rodzinną planetę, Chad. Po pewnym czasie zaczynają prześladować ją koszmary dotyczące Bena Solo. Dziewczyna postanawia więc wrócić do Akade...