Rozdział XIII

246 30 19
                                    

— Ona nie widzi tego, czego nie chce!

Mitza ocknęła się, słysząc podniesiony głos swej matki. Uniosła głowę. Ben spał spokojnie jak dziecko, leżąc obok niej i obejmując ją silnym ramieniem. Nie chciała go budzić. Delikatnie wysunęła się z jego uścisku i czym prędzej wciągnęła na siebie ubranie. Z korytarza wciąż dobiegały do niej głosy jej rodziców, ale tym razem przytłumione, jakby jej matka i ojciec kłócili się, jednocześnie starając się nie zbudzić Bena. Mitza ściągnęła brwi, zerkając na chłopaka. Odwrócił się na drugi bok, wtulając twarz w poduszkę. Musnęła jego włosy dłonią, a następnie cicho wysunęła się z pokoju. Znalazłszy się na korytarzu, ujrzała rodziców, którzy sprzeczając się o coś, podążali po schodach na górę, zapewne w stronę jej pokoju. Dziewczyna zmarszczyła brwi.

— Mamo, tato, co wy robicie? — spytała, stając u dołu schodów i spoglądając ku górze. — Coś się stało? Która w ogóle jest godzina?

Ojciec pierwszy odwrócił się ku niej. Jej matka drgnęła i kiedy spojrzała w dół, na córkę, na jej twarzy pojawił się wyraz całkowitej konsternacji.

— Mitza! — zawołała. — Co ty tam robisz?! Dlaczego nie jesteś u siebie?!

Młoda kobieta skrzywiła się. Matka najwyraźniej nadal uważała ją za nieodpowiedzialną, małą dziewczynkę.

— Marah, przestań — parsknął jej ojciec. — Wracajmy do sypialni i dajmy im spokój.

— Im?! — warknęła kobieta. Minęła męża, czym prędzej zbiegając w dół. — Mitza! Czy ciebie coś łączy z tym chłopakiem?!

Jej matka była zła, a Mitza nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Oczywiście, że „coś" łączyło ją z Benem. Czy to źle? Mimo wszystko, poczuła, że na jej policzki wypłynął gorący rumieniec wstydu. Nie chciała rozmawiać z rodzicami o tym, co wydarzyło się w nocy. Niezręcznie było przyznać się przed nimi do tego, co zaszło między nią i Benem. Nieważne, że była już dorosłą kobietą. Nie musiała jednak nic mówić. Po jej milczeniu matka sama domyśliła się wszystkiego. Jęknęła, przeczesując dłonią długie pasma swych gęstych, kasztanowych włosów. Z rozpaczą pokręciła głową, po czym ponownie wbiła swój palący wzrok w córkę.

— Mitza, co ty wyprawiasz?! — syknęła. — Czy ty wiesz, kim jest ten chłopak?!

Dłonie dziewczyny bezwiednie zacisnęły się w pięści.

— Ten chłopak — warknęła — ma imię! Brzmi ono Ben!

Oczy Marah rozszerzyły się. Spoglądała na córkę z takim przerażeniem, jak nigdy wcześniej. Mitza miała wrażenie, jakby nagle wokół jej serca zacisnęła się lodowata pięść. Jej własna matka się jej bała... Głośno wciągnęła powietrze i zamrugała kilkakrotnie, aby pozbyć się białej mgiełki, która przesłoniła jej oczy.

— Mitza... — wyszeptała z trwogą jej matka. — On jest wnukiem Dartha Vadera!

— I co z tego?! — wybuchła dziewczyna. — Ben jest sobą, nie czyimś dziedzictwem! Nie obchodzi mnie, kim są jego dziadkowie, czy rodzice!

Marah jęknęła. Jej oczy wypełniły się łzami. Odwróciła się ku mężowi.

— Mówiłam ci! — zawołała. — Ale jak zwykle nie słuchałeś!

Ojciec Mitzy skrzywił się, ale nic nie powiedział. Miał zdecydowanie bardziej spolegliwy charakter niż jego żona, która denerwowała się od razu, gdy tylko coś szło nie po jej myśli, czy Mitza, która także miewała czasem swoje humory. Mężczyzna wolał więc milczeć, niż narazić się na gniew którejkolwiek z nich.

Star Wars - OszukaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz