XXVIII

572 22 10
                                    

*Marcelina*

Kilka dni później...

Dokładnie wczoraj wróciliśmy z naszej przygody życia, która była mega wspaniała.

Więc krótko mówiąc powróciliśmy do rzeczywistości.

Dzisiaj jest wtorek a przed nami piękna pogoda. Aż szkoda siedzieć w domu. Dlatego warto skorzystać z tej jakże pięknej pogody.

Aktualnie siedzę na naszym tarasie i chwytam początkowo czerwcowe promienie słoneczne.

Obok mnie leży Zuzia w swoim leżaczku i bawi się maskotką.

Wygląda słodko w błękitnej, zwiewnej sukieneczce oraz białym kapelusiku.

Spoglądając na nią mogę stwierdzić, że to nazywa się mieć szczęście. Naprawdę. Mieć dzidziusia to coś najwspanialszego co może się każdemu przydać.

Aż pojawił się u mnie uśmiech.

Cudowne uczucie.

Zapewne spytacie gdzie Dawid?

Nie zostawiam was w niepewności i już tłumaczę.

A więc Dawid jest w studiu i jest obecnie w trakcie nagrywania kolejnej piosenki.

Specialnie nakazał mi nie dzwonić do niego w głupiej sprawie, chyba że to poród to wtedy tak.

Jestem dumna z niego. Cieszę się, że ma wiele motywacji do kontynuowania swojej pracy powiązanej z pasją.

Mimo, że jestem dopiero w w czwartym miesiącu ciąży i ciągle mu tłumaczę, że jeszcze nie urodze to on nie ustępuje i zawsze mówi, że zawsze może być jakieś ale.

Kochany mój martwiciel.

Leżąc i chillując na tarasiku trochę podsypiałam sobie ale teraz ewidentnie ktoś chciał mi to przeszkodzić.

Odwróciłam się w stronę przeszklonych drzwi wejściowych na taras i zobaczyłam idącego w moją stronę Dawida.

Hmm dziwne przecież miał nagrywać piosenkę.

– A co ty tu robisz? - zapytałam ściągając z oczu okulary tak by dokładnie mu się przyjrzeć.

– Stoje. - oznajmił na co przewróciłam oczami.

Ehh on i te jego nieśmieszne żarciki.

Zaśmiał się na moment.

– Mówie poważnie. - powiedziałam utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

– Mam dla ciebie coś z czego niezmiernie się ucieszysz, ale boje się, że tak się podjarasz, że mi tu urodzisz. - powiedział martwiącym wzorkiem połączonym z iskierkami śmiechu.

– Ile razy mam ci tłumaczyć, że w czwartym miesiącu kobiety nie rodzą. - powiedziałam z irytacją.

No ludzie ile można chłopowi tłumaczyć.

– Ale zawsze jest jakieś ale, kochanie. - powiedział.

Westchnęłam i z pozycji leżącej powróciłam do siedzącej tak by lepiej go widzieć.

Trochę poczułam się jak wilk z czerwonego kapturka xd.

Wybaczcie ten żart.

– Więc co jest takim niezmiernym z czego się uciesze? - zapytałam spoglądając kątem oka na Zuzie czy nie zasnęła i z moich spostrzeżeń mogę stwierdzić, że śpi.

– Chodź pokaże ci. - powiedział biorąc mnie za rękę i prowadząc gdzieś przed siebie.

– Czy to nowa sokowirówka? - zapytałam z satysfakcją niczym małe dziecko.

Na Zawsze, Jesteś dla Mnie... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz