-XII-

3.5K 61 5
                                    

Christian wziął mnie na ręce i poprowadził w głąb korytarza. Mimo że widzę go drugi raz w życiu to czuję że jest to człowiek godny zaufania.
Nigdy nie czułam się tak jak z nim. Szczerze nigdy nie miałam przy sobie takiej osoby, takiej którą od razu obdarzę zaufaniem. Nawet kiedy byłam małą dziewczynką i zajmował się mną Louis nie bardzo mu ufałam. Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam że jest to tak naprawdę obcy człowiek. Gdyby nie to że rucha się z moją matką, to nigdy byśmy się nie spotkali.

Płakałam w ramię Christiana nie mogąc się uspokoić. Mój wstyd osiągnął taką skalę że było mi już wszystko jedno. Chciałam zamknąć oczy i już się nie obudzić. Louis zawładnął moim życiem i uczuciami w ciągu jednego dnia zmieniając je o 180 stopni.
Koszula którą miał na sobie mój ideał zaczęła robić się mokra od moich łez. Mimo wszystko Christian zachował spokój niosąc mnie w tym labiryncie korytarzy. W końcu zatrzymał się i popychając drzwi wniósł mnie do pokoju w którym się obudziłam.

Delikatnie położył mnie na grubym materacu i poprawiając poduszkę pod moją głową okrył mnie kocem.

-Spokojnie Liz, wszystko się ułoży-poczułam na swoim policzku jego dłoń. Muskał delikatnie moją skórę ścierając łzy z moich czerwonych policzków.
Otworzyłam załzawione oczy i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z troską w oczach, na jego twarzy było widać smutek a jednocześnie złość. Chciałam wyczytać z jego twarzy o czym myśli ale nie udawało mi się to. Jego twarz pokerzysty była jak z kamienia. Zapewne taka umiejętność przydawała się w sprawach biznesowych.

Nagle wstał kierując się w stronę wyjścia. Błyskawicznie złapałam go za nadgarstek. Nasze spojrzenia natychmiast się napotkały. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. W końcu szepnęłam:

-Proszę, zostań ze mną- mój głos cały drżał. Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Nie chciałam zostać sama, to za dużo emocji jak na jeden dzień.

-Dobrze- rzekł Christian lekko się uśmiechając. Usiadł na podłodze zaraz przy łóżku i znów zaczął gładzić moją skórę na twarzy.
Czułam ciepło jego dłoni, i spokój jaki od niego emanował. To przy nim czułam się naprawę bezpiecznie. Tutaj nie mogło mi się nic stać złego. Tu nie złapie mnie Louis i Rose, mogę być spokojna.
Christian siedział ze mną dopóki nie zasnęłam.

Teraz wiem to już na pewno, chyba go Kocham.

* * *

Obudził mnie zapach parzonej kawy. Delikatnie otworzyłam oczy, zegarek przy łóżku wskazywał 9.25. Dalej znajdowałam się w domu Christiana, w jego łóżku, w jego pościeli a w nocy nawet miałam go w ramionach. Tyle szczęścia i to w ciągu jednej nocy.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku.
Przede mną roztaczał się widok całego Bostonu. Słońce świeciło niemiłosiernie a ja obserwowałam pędzące autobusy i spieszących się do pracy ludzi. Ja nie muszę się spieszyć, chcę spędzić czas z Christianem, na razie nie myśląc co będzie dalej.
Spięłam włosy w kucyk i wyszłam z pokoju. Kierowałam się za zapachem kawy w tym labiryncie korytarzy aż w końcu dotarłam do kuchni.
Przy ekspresie stała niewielka kobieta z czarnymi włosami spiętymi w koczek. Miała ciemną karnację a ubrana była w szarą bluzkę i spódnicę oraz biały fartuch. Spieniała mleko do kawy i wlewala je do filiżanek w których znajdował się mój ukochany płyn. W końcu odwróciła się i kładąc filiżankę metr ode mnie powiedziała:
-Witam panno Liz, jestem Elizabeth osobista gosposia Pana Berga. Pan Berg musiał jechać do pracy i kazał mi się Panią zaopiekować. Zapraszam na śniadanie.- kobieta, a ku mojemu zaskoczeniu miała azjatycką urodę, wskazała mi stół w jadalni na który leżały talerze z przysmakami. Wzięłam do ręki filiżankę z kawą i usiadłam przy pięknym dębowym stole.
Elizabeth krzątała się w kuchni co i raz donosząc mi kolejne talerze. Zapełniały już 1/3 stołu.

-Czy życzy sobie Pani czegoś jeszcze?- zapytała Elizabeth kładąc przede mną talerz z bekonem. Miała piękny szczery uśmiech na który od razu zwróciłam uwagę.

-Tak, chciałabym żebyś zjadła ze mną to śniadanie- równeż się uśmiechnęłam wskazując na stół zapełniony jakby na przyjęcie.
Elizabeth lekko się zmieszała, jej uśmiech przygasł było widać że bije się z myślami ale po chwili milczenia usłyszałam odpowiedź na którą czekałam:

-Oczywiście!- Elizabeth usiadła po mojej prawej stronie i obie kosztowałyśmy przysmaki jakich tylko zapragnęłyśmy.
Uśmiechałyśmy się do siebie z pełnymi ustami. W końcu przerwałam tą ciszę:

-Elizabeth- kobieta odwróciła głowę w moją stronę- czy mogłabyś opowiedzieć mi coś o Christianie, znaczy... o Panu Bergu?
Kobieta przełknęła porcję sałatki którą miała w buzi i zaczęła:
-Pan Berg jest przede wszystkim wspaniałymi człowiekiem. Ludzkim i bezinteresownym. Miałam już wielu pracodawców ale z nich wszystkich to Pan Berg traktuje mnie jak człowieka. Za każdym razem gdy ktoś mnie pyta jak w pracy, nie ma innej odpowiedzi jak FANTASTYCZNE, naprawę nie mogłam lepiej trafić- kobieta uśmiechnęła się pod nosem- Pan Berg prowadzi firmę od 12 lat, bardzo szybko się rozwija jest jednym z najlepszych biznesmenów w całej Ameryce, mogę nawet powiedzieć że należy do czołówki- tym razem ja się uśmiechnęłam- każda jego decyzja przynosi wysokie zyski, od założenia firmy nie było żadnego kryzysu, Żadnego! Pan Berg zwraca dużą uwagę na pracę, tak naprawdę w domu tyko śpi. Lubi gdy wszystko jest dopracowane, duże projekty zawsze są przez niego dokładnie sprawdzane. Chce by wszystko było wykonane na 200%. Właśnie przez tą jego dbałość o szczegóły nie ma czasu na związki. Szczerze jest Pani drugą kobietą w tym domu. Tą pierwszą widziałam z 5 lat temu. Od tamtej pory Pan Berg żadnej nie zapraszał- Elizabeth ściszyła głos, jakby była to jakaś wielka tajemnica. Zrobiła się lekko zestresowana i znów zaczęła mówić, tym razem z dużo większym spokojem- myślę że nie powinnam tego mówić to prywatne sprawy Pana Berga.

-Nie musisz się martwić, ja nic nie wiem- mrugnęłam do niej oczkiem na co od razu się rozpromieniła. I tak rozmawiałyśmy jeszcze z dobre 30 minut. Opowieści Elizabeth o jej wpadkach w pracy zupełnie mnie rozweseliły. Czułam się przy niej jak przy mamie której nigdy nie miałam a ona patrzyła na mnie oczami pełnymi madczynej troski. Naszą sielankę przerwał głos walkie talkie które Elizabeth miała przypięte do fartucha.

-Wjeżdżamy

-Rozumiem-odpowiedziała Elizabeth i podchodząc do ekspresu zaczęła mielić kawę.

-Kto to?-spytałam naiwnie patrząc na Elizabeth, jak dziecko które nie miało pojęcia o otaczającym je świecie.

-Pan Berg wjeżdża na parking, zaraz tu będzie- odparła Elizabeth i zaczęła parzyć kawę.

Poczułam ucisk w żołądku i natychmiastowe uczucie gorąca. Christian zaraz tu będzie, znów będę mogła go zobaczyć, chciałabym znów móc go przytulić, tak jak w nocy.
Mój świat to On. Teraz tylko On się liczy, nikt więcej.

-----------------------------------------------------------
Cześć kochani! Jak Wam się podoba? Miło mi będzie jak zostawcie⭐i komentarz, to bardzo motywujące!
Miłego dnia Robaczki! ❤

Jeśli tylko chceszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz