18. Brak Czasu

167 12 3
                                    

- Vera gdzie ty byłaś!? Wiesz jak się martwiłem! - krzyczał Harry. Znajdowaliśmy się w Norze. Dumbledore ogłosił spotkanie zakonu. Tym razem również ja miałam w nim uczestniczyć. Wszyscy chcieli wiedzieć jakim cudem przeżyłam i gdzie przez prawie tydzień byłam. Już miałam odpowiedzieć bratu gdy Molly zawołała nas do pokoju gościnnego.

Dyrektor zaczął od opowiedzenia wszystkim tego co widział w szpitalu. Sofia siedziała między nami już całkowicie zdrowa i przysłuchiwała się temu wszystkiemu z zaciekawieniem. Gdy Dumbledore zapominał o czymś, Harry i McGonagall dopowiadali. Później wszyscy szeptali między sobą. Wiedziałam, że uważali mnie za beztalencie jednak zrobiło mi się przykro. Zaczęłam tęsknić za głupim Merlinem, Arthurem, za rycerzami i całym dworem królewskim. Oni mnie doceniali i przy nich czułam się potrzebna.

- Veronico opowiesz jak Tobie się udało uzdrowić Sofię? Oraz powiedz nam proszę, gdzie się podziewałaś przez cały ten czas? - Dziesiątki par oczu było skierowanych w moją stronę. Zastanowiłam się chwilę jak ubrać to w słowa. Nagle naszła mnie myśl, że ta wiedza może być dla nich niebezpieczna. Jednak wiedziałam, że nawet jakbym powiedziała prawdę to mi nie uwierzą.

- Byłam w średniowiecznej krainie gdzie mieszka legendarny król Arthur, wielki czarnoksiężnik Merlin oraz inni wielcy Czarodzieje, rycerze i tak dalej i tak dalej. A zaklęcia uzdrawiającego nauczył mnie stary smok. - wszyscy wybuchneli śmiechem. Tylko Severus był jak zawsze poważny. - Mówię prawdę.

Tak jak myślałam. Nie uwierzyli mi. Cóż, to ich strata. Ja nie bardzo wiem jak ich przekonać.

- Teraz musimy znaleźć miejsce gdzie będziesz bezpieczna Veroniczko - nienawidzę tego zdrobnienia - u Severusa nie możesz być. To zbyt niebezpieczne.

- Znam jedno miejsce gdzie będę bezpieczna. Tam Voldemort nigdy mnie nie znajdzie - pewna siebie zabrałam głos.

- Mówisz o tym całym zamku? Vera proszę, dorośnij! - pogodziłam się z myślą, że ludzie mi nie wierzą ale, żeby mój własny brat!? Było mi naprawdę przykro. Wszyscy uznali mnie za kłamcę. Dumbledor tylko spojrzał na mnie i poprosił abym po spotkaniu została i z nim na osobności porozmawiała. Zgodziłam się.

Po godzinie wszyscy wrócili do domów a ja zostałam z dyrektorem sam na sam w pokoju.

- Veronico, powiedz mi proszę czy jesteś absolutnie pewna, że w tym miejscu Voldemort cię nie znajdzie - zaczął Dumbledore spokojnym głosem.

- Tak. - powiedziałam stanowczo. Byłam pewna swego. Osobiście jednak chciałabym spędzić trochę czasu z Harrym. W Camelocie bardzo mi go brakowało.

- W takim razie będziesz mogła się tam udać. Gdy Voldemort zginie wrócisz. To najrozsądniejsze wyjście.

- W porządku. Kiedy miałabym wyruszyć?

- Możliwie jak najszybciej. - Do pokoju wszedł mój brat. Dyrektor porzegnał się z nami i zostawił nas samych. Harry ciągle pytał się o prawdziwy powód mojego zniknięcia. Czemu on nie mógł zrozumieć, że mówiłam prawdę!? Trochę się posprzeczaliśmy. Byłam na niego zła więc wyszłam z pokoju. Nie chciałam marnować naszego czasu na sprzeczki i awantury jednak to on je zaczynał. Weszłam do kuchni. Przy oknie stał zamyślony Snape. Podeszłam do niego nie pewnie.

- Przepraszam - powiedział patrząc na pola znajdujące się za oknem.

- To nie twoja wina! Ale jak Voldemort dowiedział się, że przebywam u Ciebie? I najważniejsze pytanie co ze ślubem? - Spuścił głowę i oparł się bokiem o ścianę. Wyglądał bardzo uroczo.

- Ktoś przekazał Czarnemu Panu informacje na temat twojego pobytu. Nie wiem kto ale dowiem się tego. A w kwestii ślubu - zamilkł. Przez jakiś czas nie odzywał się. Potem podniusł głowę i w końcu się odezwał - Nie musisz się martwić ponieważ go nie będzie.

Niechciana - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz