21. Tata?

162 17 1
                                    

Przeklęty Merlin. On sprowadza na mnie same kłopoty. Trzy dni temu, tuż po mojej, że tak powiem koronacji na Lady Veronicę, mojemu kochanemu przodkowi zechciało się uwolnić smoka z lochów zamku. Co prawda nie miałam, żadnych dowodów, że to akurat on zrobił jednak miałam silne przeczucia. W końcu Merlin często go odwiedza.

- Potrzebujemy czystej wody Gwen - odezwał się przemęczony Gajusz. Od trzech dni wszyscy prawie wcale nie spaliśmy. Smok atakował Camelot. Pragnął zemsty za uwięzienie go.

- Skończyła się - odpowiedziała brunetka. Widziałam jak przejmuje się losem rannych ludzi. Medyk opatrywał rany i ratował życie osobom, którym nie udało się w porę schronić. - Pójdę do studni!

- Zaczekaj Gwen - zatrzymał ją - Nie powinnaś wychodzić z zamku.

- Pójdę z nią - zaproponowałam - Gdyby działo się coś złego, użyję magii - dodałam szeptem.

- Uważajcie na siebie - powiedział a my pobiegłyśmy do studni znajdującej się na krużganku. Dziewczyna w pośpiechu napełniała wiadro z wodą. Podczas nie obecności Morgany, Gwen pełniła funkcję mojej służki. W głębi serca miałam nadzieję, że wychowanka króla jest cała i zdrowa.

Nagle poczułam palące ciepło z tyłu. Natychmiast Spojrzałam za siebie i dostrzegłam smoka ziejącego ogniem. Nim zdążyłam zareagować, brunetka leżała nie przytomna na ziemi. Sama czułam jakbym miała niebawem zemdleć. Lecz nie mogłam teraz pozwolić sobie na to. Ludzie, poddani potrzebowali czystej wody ale nie mogłam zostawić dziewczyny samej, leżącej na ziemi.

- Ginewro! - krzyknął biegnący w naszą stronę Arthur - Co... Co się stało!?

- To wina smoka. Przyszłyśmy tu po czystą wodę - zaczęłam tłumaczyć. Książę w swojej zbroi zabrał ją na ręce.

- Wracamy do zamku. Bez dyskusji - dodał gdy otworzyłam usta aby coś powiedzieć. Nie chcąc zaczynać kłutni, zabrałam wiadro z wodą i popędziłam za Arthurem.

Gwen odzyskała przytomność zaraz po dotarciu do bezpiecznego zamku. Chciałam pomóc się jej pozbierać po tym co się przed chwilą stało. Jednak była w dobrych rękach. Rękach Arthura. On patrzył na nią jak na coś bardzo cennego. Popatrzyłam na Gajusza, który wyrazem twarzy dał mi znać, że lepiej zostawić ich samych. Pomogłam mu opatrywać rannych do czasu aż przyszedł król. Najpierw podszedł do księcia a nastepnie do mnie. Kazał mi ukryć się w swojej komnacie. Nie mogłam się na to zgodzić ponieważ tutaj byłam potrzebna. Wiele ludzi cierpiało.

- To rozkaz Veronico - odparł surowo -  Leonie! Maltarze! Zaprowadźcie Lady Veronicę do jej komnaty. Pilnujcie jej jak oka w głowie.

Dalsza rozmowa nie miała sensu.
Posłusznie udałam się do swojej komnaty. Leon najwyraźniej chciał zacząć rozmowę jednak nie wiedział jak dlatego całą drogę do mojego pokoju przemilczeliśmy.

Następnego poranka król zwołał zebranie w sali tronowej. Książę zdał raport z ostatniej nocy. Wielu ludzi, zwłaszcza kobiet i dzieci zaginęło. Mury zamku, zwłaszcza zachodnie skrzydło lada moment runą. Król pytał się czy wiadomo jak smok się wydostał. Nikt nie wiedział.

Kątem oka dostrzegłam Merlina. Stał na końcu sali tuż za jego wujem. Już od kilku dni chcę z nim porozmawiać, jednak nigdy nie ma na to czasu.

- Musi istnieć sposób aby przegonić tego potwora z mojego królestwa! - uniósł się król. - Gajuszu?

- Trzebaby wezwać władcę smoków - powiedział nieśmiało medyk

- To nie wchodzi w rachubę - od razu przypomniałam sobie o książce, którą kiedyś pożyczył mi Snape.

Niechciana - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz