Rozdział IX

421 38 10
                                    


Tej nocy nie potrafiłem już zasnąć. Ciągle czekałem na telefon od któregoś z przyjaciół, aby na bieżąco wiedzieć co się dzieje w domu Cheryl, i czy ktoś jeszcze został ranny. Zazdrościłem Betty, która spokojnie drzemała na kanapie obok mnie. Chociaż to pewnie zasługa tego, że nie miała pojęcia co się dzieje kilka przecznic dalej. Gdyby wiedziała... Chyba by ją rozniosło, gdyby musiała siedzieć w domu bez żadnych wieści.

Pani Cooper wyszła tak szybko, jak się pojawiła. Zabrała ze sobą tylko kilka potrzebnych rzeczy i z piskiem opon wyruszyła z powrotem do Thornhill. FBI będzie miała mnóstwo roboty; przesłuchać całą bandę dzieciaków, które prawdopodobnie nic już nie pamiętają i modlić się aby nie zatarły wszystkich śladów.

Dopiero nad ranem, kiedy ze zmęczenia udało mi się w końcu zamknąć oko, do drzwi zapukało dwoje policjantów.

-Słucham? -zapytałem zaspanym głosem, przecierając oczy.

-Elizabeth Cooper i Forsythe Pendleton Jones III pojedziecie z nami na komisariat, szeryf ma do was kilka pytań -odezwał się jeden z nich, wymijając mnie w przejściu i wchodząc w głąb domu.

Nie mając czasu na zaprotestowanie pierwszy doskoczyłem do śpiącej dziewczyny i obudziłem ją, mówiąc że musimy pojechać na komisariat. Betty spojrzała się tylko na mnie krzywo, za to, że wyrwałem ją ze snu i wciąż jakby w półśnie podreptała za mną do radiowozu.

***

Na komisariacie panował większy ruch niż zwykle. Przez korytarze co i rusz przewijali się pracownicy, biegając do telefonów, zaprowadzając kolejnych świadków do pokojów przesłuchań. W jednym z nich zauważyłem rudą czuprynę Jasona, która wyraźnie wybijała się na tle wszechobecnych szarych i brązowych barw. Niestety, dokładnie wiedziałem jak się teraz czuł. Zobaczyć śmierć drugiego człowieka... Nad czymś takim nie przechodzi się łatwo do porządku dziennego. Na policzku wciąż miał zaschniętą smugę krwi jednej z dziewczyn, więc pewnie prosto z imprezy zabrali go tutaj. Nigdzie nie widziałem jednak jego przyjaciela. Choć na pewno jeszcze go nie wypuścili.

-Tędy proszę -powiedział funkcjonariusz, który nas tu przywiózł, wskazując na drzwi prowadzące do gabinetu szeryfa. Kiedy już miałem nacisnąć klamkę drzwi się otworzyły, a ze środka wyszedł Theo. Był w podobnym stanie co Jason. Zdążyłem wymienić z nim tylko krótkie spojrzenie, ponieważ kiedy tylko pojawił się na korytarzu podeszli do niego zmartwieni rodzice.

-Wejdźcie proszę. I zamknijcie drzwi -szeryf skinął na nas głową i wskazał dwa krzesła, stojące po przeciwnej stronie biurka.

-O co chodzi? -zapytała Betty, mierząc mężczyznę wzrokiem. -I czy nie powinno być tu z nami naszych rodziców?

-Muszę zadać wam kilka pytań odnośnie imprezy zorganizowanej przez waszą koleżankę, a wasi rodzice powinni tu zaraz przyjechać.

Następnych kilka minut przesiedzieliśmy w ciszy, przerywanej tylko dźwiękiem syren radiowozów i rozmowami na korytarzu. W końcu do biura weszli nasi rodzice. Oboje wyglądali na okropnie przemęczonych, więc pewnie całą noc nie spali.

-Wszystko w porządku? -zapytałem, kiedy zobaczyłem że tata ma zabandażowaną dłoń.

-Tak, zaciąłem się przy krojeniu chleba -wzruszył ramionami, spoglądając na szeryfa. -Możemy zaczynać?

-Dobrze, a więc co robiliście wczoraj w godzinach od 17 do 2 w nocy?

-Bawiliśmy się na imprezie, a około 1:30 zdecydowaliśmy się wrócić do domu -odpowiedziała Betty, patrząc się nieobecnym wzrokiem za okno.

Secret of town /RiverdaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz