Rozdział X

491 35 34
                                    

Obudził mnie szczęk kluczy i głos strażnika, który właśnie otwierał drzwi od naszej celi.
-Szeryf chce was widzieć -powiedział strażnik, wypuszczając nas ze środka i prowadząc do biura.
-Dzień dobry. Elizabeth, Forsythe, usiądźcie proszę -rzekł dość poważnym tonem szeryf, przeglądając teczkę z jakimiś dokumentami. Kiedy im się przyjrzałem okazało się, że są to wyniki sekcji zwłok Melody i Valerie. -Patolog wykluczył możliwość popełnienia przez was tej zbrodni, co oznacza że nie mam już podstaw aby was tu trzymać. Pamiętajcie jednak że mam was na oku -mężczyzna spojrzał na nas, a ja odetchnąłem z ulgą.

***

Przechodząc korytarzem komisariatu w jednym z pokojów przesłuchań zauważyłem panią Cooper i Charlesa. Dyskutowali o czymś zawzięcie, co przyciągnęło moją uwagę.
-Zaczekaj na mnie na zewnątrz -szepnąłem do Betty i podszedłem bliżej, aby móc słyszeć o czym rozmawiają. Jak gdyby nigdy nic usiadłem na jednym z ustawionych obok drzwi krzeseł, aby nie wzbudzać podejrzeń.
-Jakieś nowe informacje? -zapytała mama Betty siadając przy biurku z kubkiem kawy.
-Mamy tylko to, co udało nam się zdobyć do tej pory. Technicy kilka godzin temu skończyli pracę, a teraz nie pozostaje nam nic innego jak przesłuchiwać uczestników imprezy, może któryś z nich coś jeszcze pamięta -westchnął blondyn, obracając w dłoni plastikowy kubek z kawą. -Policja uznała to za nieszczęśliwy wypadek, ponieważ okoliczności nie pokrywają się jednoznacznie z systemem działania naszego mordercy.
-Najgorsze jest to, że Jughead i Betty nie odpuszczają... -Alice z rozczarowaniem pokręciła głową. -Boje się, że w końcu nie będziemy w stanie ich ochronić.
-Może czas ich wtajemniczyć? Mogliby nam pomóc... -mama Betty spojrzała tylko ze zdenerwowaniem na swojego syna. -Wiem, że się o nich martwisz mamo, ale oni mogą być przydatni, w końcu ktoś morduje ich przyjaciół, mogliby trochę poszperać wśród znajomych.
-Wiedzieliby wtedy za dużo... Już wiedzą za dużo...
-Po prostu pamiętaj, że możemy to zrobić, a kto wie, może ich świeższe spojrzenie na sprawę popchnie śledztwo do przodu? -Charles omiótł pomieszczenie wzrokiem pijąc łyk napoju. -Poza tym jak wyszły wyniki sekcji tych dwóch dziewczyn z Thornhill? Nie widziałem jeszcze oficjalnych dokumentów.
-Biuro szeryfa może mówić prasie co chce, ale takie cięcia, jakie zostały zadane im obu, nie mogły być przypadkowe. Ktokolwiek to zrobił doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo każda rana wygląda na wykonaną z niemalże chirurgiczną precyzją. Co prawda nie możemy tego porównać do innych ofiar, gdyż każda zginęła w inny sposób. Jedyną pomocą w powiązaniu tego wszystkiego mogły być pioruny na kostkach, jednak albo zabiła je inna osoba, albo Zeusowi się bardzo spieszyło. Tylko Melody ma na nodze coś, co po dokończeniu mogłoby przypominać jego znak rozpoznawczy.
-Sprawdzisz proszę pogodę na ten tydzień? A dokładniej na dzień imprezy w Thornhill -Charles pochylił się nad biurkiem, patrząc w ekran telefonu pani Cooper. Po jego minie wywnioskowałem, że to co zobaczył wcale go nie ucieszyło. -Tego dnia zapowiadali burzę... -powiedział tym razem ciszej, spoglądając na Alice. -A to oznacza, że to mogą być kolejne ofiary tego samego mordercy. Dzwoń do szeryfa, mam nadzieję że skończył już tę konferencję prasową.

Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Niemal podskoczyłem obawiając się, że mógł to być jakiś policjant, a ja siedziałem na krześle wygięty tak, aby móc obserwować co dzieje się w środku i nie zostać przez nikogo zauważony z zewnątrz, ale jednocześnie tak, że ktoś, kto by mnie teraz zobaczył mógłby się co najmniej zacząć o mnie martwić. Musiało to być wyjątkowo dziwne, zwłaszcza że podsłuchiwałem agentów FBI. Przygotowując w głowie na szybko jakąś wymówkę powoli odwróciłem się. Niewiarygodnie mi ulżyło, gdy przed sobą ujrzałem tylko wciąż zaspaną Betty.
-Miało cię nie być tylko chwilę -mruknęła niezadowolona, patrząc na mnie. -Co ty tu właściwie jeszcze robisz? Mieliśmy już jechać do domu.
-Przepraszam, już idę. Po prostu... Zdobywałem cenne wiadomości do naszego małego śledztwa -uśmiechnąłem się do niej chwytając jej dłoń i wstając z krzesła.W tym samym momencie usłyszałem jak drzwi do pokoju przesłuchań otwierają się szerzej z cichym skrzypnięciem.
-Co wy tu robicie? -zapytała pani Cooper, a zaraz za nią w progu pojawił się nasz brat.
-Przed chwilą wyszliśmy z aresztu -Betty spojrzała na swoją mamę, przecierając dłonią twarz. -Właśnie mieliśmy wracać do domu.
-Ile słyszeliście? -Charles zerknął na nas, unosząc jedną brew do góry. Cholera. Muszę popracować nad technikami kamuflażu.
-Na tyle dużo, aby dostrzec, że wiele ukrywacie... -powiedziałem, a Betty tylko przytaknęła. -Jak długo chcecie nas okłamywać? Chcemy pomóc...
-Mówiliśmy Wam, że...
-Możecie pomóc FBI...-nagle wypowiedź Charlesa przerwała Pani Cooper,a jej słowa pobudziły nawet zasypiającą na moim ramieniu Betty. -Ale to tego czego się tu dowiecie nie może ujrzeć światła dnia, zrozumiano?!
-Jak najbardziej -przytaknąłem kobiecie i czym prędzej ulotniłem się z komisariatu razem z Betts, w obawie że jej matka zdąży jeszcze zmienić zdanie.

Secret of town /RiverdaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz