Rozdział XII

424 28 16
                                    


-Archie! -Betty wrzasnęła przez łzy. -Nie opuszczaj nas...

-Odetnij linę Kevin! -krzyknąłem do oszołomionego chłopaka unosząc Archiego do góry. -Nie patrz się na niego, tylko się pośpiesz!

Po chwili bezwładne ciało rudowłosego leżało przed nami. Nie mogłem uwierzyć że ten dzień wydarzył się naprawdę. Najpierw Reggie, a teraz Archie... Spojrzałem na sinego przyjaciela. Sznur odcisnął mu na szyi zaczerwieniony ślad, a w kilku miejscach widniały nawet drobne zacięcia, z zaschniętą już lekko krwią.

-On... On nie oddycha! Jughead zrób coś! - Veronica wpadła w panikę. -Uratuj go! Archie proszę nie zostawiaj mnie! Kocham cię rozumiesz?! Rozumiesz?! -po chwili Veronica bez zastanowienia wpadła w ramiona Betty.

-Trzeba zawiadomić pogotowie... -oparłem się o komodę pozwalając łzom spłynąć po moich policzkach, po czym wezwałem wcześniej wspomniane służby.

-To nie jest możliwe... dlaczego... -Kevin przykucnął nad ciałem martwego już przyjaciela. -Dlaczego nam to zrobiłeś...

-On... on jeszcze żyje! Na pewno... -Ronnie wyrwała się z uścisku Betts i podbiegła do miłości swojego życia szturchając go i próbując obudzić jakby jego dusza dalej w nim była. -Archie do cholery! Wróć do mnie! Archie!

-Ronnie to nie ma sensu... -Szepnęła Betty podchodząc do V. -On nie żyje... rozumiesz V? Veronica!

-Nie! On jeszcze oddycha widzę to! -Veronica jest osobą, która zawsze walczy do końca, lecz jeżeli wchodzi w grę śmierć niestety jej dziwne mocne znikają. -Na pewno, przecież by mnie nie zostawił prawda? -Nagle ton Veroniki zaczął stawać się coraz bardziej spokojny i opanowany, lecz nie pozostał nim na długo.

-Chodź V, zabiorę cię do domu. Nie możesz tu zostać -Betts objęła przyjaciółkę ramieniem i choć czarnowłosa na początku nie chciała odstąpić od zwłok swojego ukochanego w końcu podążyła za blondynką, zostawiając na podłodze trzymaną wcześniej w dłoniach kartkę. Nie sprawdzając jej treści schowałem ją do kieszeni, chcąc jej ją później oddać.

Długo nie musieliśmy czekać na służby ratunkowe, w końcu dość niespotykanym zdarzeniem są dwa trupy jednego dnia, a i tak cała komenda od kilku tygodni jest na każde wezwanie mieszkańców.

-Znów się spotykamy, co? -zapytał nas z dosyć ponurym uśmiechem jeden z techników, którzy właśnie zaczynali swoją pracę w pokoju Archiego. -Mam nadzieję że nie macie z tym nic wspólnego? -Kevin spojrzał na niego spode łba, szybko jednak odwrócił wzrok. Starał się tego po sobie nie pokazywać, jednak podobnie jak my wszyscy był na skraju załamania.

-Morderstwo i samobójstwo tego samego dnia? Może znaleźliśmy naszego Zeusa? -po schodach wchodził szeryf, nawet tutaj można było usłyszeć jego donośny głos. Ale zaraz... Chyba nie podejrzewają Archiego o dokonanie tych zabójstw? Przecież on nie mógłby zabić tylu bliskich nam osób... I to jeszcze w tak brutalny sposób. -Proszę proszę, kogo my tu mamy? Dlaczego zawsze tam, gdzie zwłoki musisz być też ty, panie Jones? -szeryf Minetta od razu po wejściu do pomieszczenia podszedł w naszą stronę. -Dajmy policji pracować, a was zaproszę na dół, porozmawiamy sobie.

-A więc? -zapytałem, siadając na kanapie w salonie. Kevin bez słowa poszedł w moje ślady, policjant natomiast beztrosko skierował się do kuchni, gdzie nalał sobie wody do szklanki. Jego zachowanie oznaczało tylko dwie rzeczy: albo podejrzewa nas o tej zabójstwa i daje nam teraz czas na ustalenie jednej, zgodnej wersji wydarzeń, albo o wszystko oskarży Archiego i uważa, że sprawa jest już tak naprawdę zamknięta.

-Dobrze, widzieliśmy się już o kilka razy za dużo więc mam nadzieję że wiecie, jak to działa. Ja zadaję pytania, a wy odpowiadacie. Może na początek opowiecie mi, dlaczego, pomimo naszych wyraźnych zakazów tak po prostu wybiegliście ze szkoły, gdzie kilka minut wcześniej zabito wam kolegę? -jego zachowanie doprowadzało mnie powoli do szału. Dlaczego rozmawiał z nami o śmierci przyjaciół jak o pogodzie?

Secret of town /RiverdaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz