Prolog

3.9K 131 16
                                    


Niebo na ułamek sekundy rozbłysło białym światłem, a kilka sekund później rozległ się głośny grzmot. Panna Grundy pośpiesznie zabrała swoje rzeczy z pokoju nauczycielskiego i zarzuciła na ramiona beżowy sweterek. Chciała zdążyć dojść do domu przed ulewą. Lekcje już dawno dobiegły końca, więc po szkole kręciło się już tylko kilka osób. Kiedy nauczycielka szybkim krokiem przemieszczała ciemny korytarz, stukot jej szpilek głuchym echem odbijał się od ścian.

Na dworze nadal utrzymywał się gorąc po upalnym dniu, jednak nie było się czemu dziwić; zbliżały się wakacje. Na niebie ponownie pokazała się błyskawica, a zaraz po niej kolejny grzmot wstrząsnął posadami budynków. Kobieta przyspieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się w miejscu docelowym.

Burza zdawała się być coraz bliżej, a na domiar złego zerwał się silny wiatr. Panna Grundy otuliła się sweterkiem i aby skrócić sobie drogę do domu skręciła w jedną z uliczek należących do dzielnicy miasta owianej złą sławą. Szybko przemierzając kolejne metry ciemnej alejki usłyszała czyjeś kroki za sobą, jednak kiedy się odwróciła nikogo nie ujrzała. Uznała, że musiała się przesłyszeć i ruszyła dalej aby nie marnować czasu. Od tego momentu jednak nieustannie czuła czyjąś obecność za plecami. Kiedy na ziemię zaczęły spadać pierwsze krople deszczu niemalże zaczęła biec i po kilku minutach znalazła się w bezpiecznym domu. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Zamknęła drzwi i oparła się o nie, starając się wyrównać oddech. Kiedy podniosła wzrok na spowity w mroku korytarz już wiedziała, że coś jest nie tak. Dopiero po chwili jednak zrozumiała o co chodzi. Jej kot Hildur nie przybył powitać swojej właścicielki, a z salonu nie dobiegał śpiew jej kanarków. Niepewnym krokiem ruszyła w głąb mieszkania, szukając dłonią na ścianie włącznika światła. Okazało się jednak, że w całym domu nie ma prądu.

Uważając aby się o nic nie potknąć ruszyła do salonu, gdzie trzymała świece. W pomieszczeniu było chłodno, a firanka szamotała się na karniszu jak ptak uwięziony w klatce. Blondynka pomyślała, że znowu zapomniała zamknąć okna przed wyjściem z domu, jednak kiedy zaczęła iść w jego stronę pod jej nogami coś zachrobotało. Okno nie było otwarte. Ktoś zbił szybę. Bez wahania chwyciła za ciężki rzeźbiony świecznik stojący na komodzie. Zrozumiała, że nie była sama w domu, a na ulicy ktoś naprawdę ją śledził. W drugą dłoń wzięła zapalniczkę i odpaliła ją, a natychmiast otoczył ją słaby krąg żółtego światła. Podeszła do klatki swoich ukochanych ptaków i drżącą dłonią oświetliła ją. Wszystkie trzy zwierzątka leżały na jej dnie wyglądając tak, jakby spały. Panna Grundy wydała z siebie stłumiony okrzyk.

Wtem usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Z nadzieją, że to może Archie chciał się z nią spotkać wyjęła telefon z kieszeni, jednak na ekranie blokady nie było żadnych nowych powiadomień. W ciemnościach ktoś stał, a teraz nieopatrznie zdradził swoją obecność.

Mocniej zaciskając drobne palce na potencjalnej broni zaczęła skradać się w stronę kuchni, jednocześnie wybierając numer do szeryfa. Ciszę wypełnił niski głos jednego z oficerów posterunku policji w Riverdale:

-Tu zastępca szeryfa Minety, proszę podać swoje zgłoszenie.

Nim jednak Panna Grundy zdążyła odpowiedzieć włamywacz jednym sprawnym ruchem powalił ją na ziemię, a telefon odrzucił jak najdalej. Ułamek sekundy później rozległ się trzask urządzenia uderzającego o ścianę. Blondynka poczuła ostry ból w lewej dłoni; upadając świecznik musiał przygnieść jej rękę. Szybko odwróciła się twarzą do napastnika, jednak jego twarz zakrywała biała maska z czarnym symbolem pioruna. Wycofała się do pobliskiej ściany, opierając się o nią. Oddychała szybko i płytko a rozbieganym wzrokiem szukała włamywacza, który ponownie skrył się w mroku. Kobieta próbowała wstać, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Czuła, że zaraz straci przytomność, powoli opadając z sił. Kiedy podpierając się ściany udało jej się stanąć, zaczęła rozglądać się po podłodze w poszukiwaniu swojej broni, jednak ten ktoś musiał ją zabrać.

Słysząc zgrzyt metalowego przedmiotu przesuwanego po ścianie zamarła. Wytężyła wzrok, starając się dojrzeć z której strony nadejdzie zagrożenie. Odwróciła głowę w stronę drzwi od sypialni, o które coś uderzyło. Dopiero po chwili zrozumiała, że to jej kot, który podobnie jak kanarki nie żył. Panna Grundy zdążyła tylko drżącym głosem wyszeptać jego imię, kiedy poczuła silny ból w potylicy, po którym ponownie upadła. Zdążyła tylko kątem oka ujrzeć ramiona podnoszące świecznik do kolejnego ciosu, a później poczuła ból z drugiej strony głowy. Zaczęło jej się robić ciemno przed oczami, a oddychanie przychodziło jakby z trudem. Zakasłała, a z ust zaczęła cieknąć jej strużka krwi. Zrozumiała, że nie ma już dla niej ratunku i nawet gdyby chciała, nie ucieknie już. Po kolejnym uderzeniu straciła kontakt z rzeczywistością i mimo, iż nadal walczyła o każdy oddech, a jej serce wciąż biło słabym rytmem, panna Grundy wiedziała, że tego wieczora zginie.

Na dworze burza rozszalała się już na dobre, a przez rozbite okno do salonu wpadału duże krople deszczu, tworząc pod nim niemałą kałużę, w której powoli wirowały drobne odłamki szkła. W pewnym momencie deszczówka zaczęła nabierać czerwonego koloru, a nieopodal niej leżało drobne ciało nauczycielki muzyki z Riverdale High.  

*** 

Witajcie! Oto prolog naszej nowej książki. Jest to nasza pierwsza opowieść także prosimy o wyrozumiałość. Korzystając z okazji, jak wam się podoba? 

Miłego dnia! 

Secret of town /RiverdaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz