11. Bieszczady i zdziwko

319 19 17
                                    

- gdzie ja jestem?- powiedziałem sam nie wiem do kogo, obudziłem się mocno skacowany, uświadomiłem sobie że nie jest to ani mój dom ani domek letniskowy który wynająłem, ubrałem się i wyszedłem

- kurwa - syknołem, szybka mojego telefonu ledwo co żyła, najbardziej zasmuciło mnie to że zniknąłem cztery dni temu a nikt nawet do mnie nie zadzwonił z pytaniem gdzie jestem, nikt nawet nie napisał

W DOMU PODSIADA

- Kochanie! Ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknął do mnie mój kochany mąż wiec przybiegłam i otworzyłam je, stała za nimi sanah z jakimś zawiniątkiem

- proszę - powiedziała, podała mi nosidełko i odwróciła się żeby wyjść

- ale czekaj! Co ja mam zrobić z dzieckiem? - krzyknęłam i pobiegłam za nią

- to dziecko twojego ojca, to jego problem nie twój - powiedziała i pobiegła

- Czy to nie jest dziwne? Twój ojciec znika nagle a teraz jakaś laska przynosi jego dziecko? - powiedział Rafał, od godziny siedzieliśmy z tym dzieckiem nie wiedząc co zrobić

- Boże, przestań się nim przejmować, zostawił mnie i to dziecko też, wychowam je - powiedziałam zadowolona

- okej... A nie lepiej było by zadzwonić do... - zaczął mój mąż ale mu przerwałam

- nie będę do nikogo dzwonić! - zbulwersowałam się - hmm jak nazwiemy dziecko... - zastanowiłam się, nie chciałam zwykłego imienia

- Diwad - powiedziałam po kilku minutach

- co? - zdziwił się Rafał, on zawsze jest taki nie domyślny

- no nazwałam dziecko Diwad

- to nawet nie jest imię, a nawet jak, to dlaczego Diwad? - chłopak zaczął mnie zasypywać głupimi pytaniami

- oj głuptasku, Diwad to od tylu Dawid - uśmiechnęłam się

- chce rozwodu

Mój stary - Dawid PodsiadłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz