8 listopada, godz. 11.
- Kuźwa! - krzyknęła siostra.
- Raven, słownictwo! - odkrzyknął Hank.
- Sorki... Głupi kubek. - szepnęła.
Nie wiedzieć czemu, wstałam znów późno. Ale mam dzisiaj wolne, więc mam to w dupie. Ogarnął mnie szok dowiadując się, że nasz porucznik wstał wcześniej ode mnie, czym mogliśmy nazwać świętem.
Postanowiłam poleżeć jeszcze chwilę w łóżku i posprawdzać, co tam słychać na świecie. Złapałam za telefon i weszłam na stronę Detroit Free Press. Defekty, włamania, koncerty, defekty... Dobra, walić to.
Na moje stopy założyłam białe kapcie i wyszłam z pokoju w stronę salonu. Tam porucznik siedział w gaciach oraz wczorajszej szarej bluzce i oglądał coś na telewizji.
- Dzień dobry. - mruknęłam, ocierając moje śpiące oczy.
- Doberek. - uśmiechnął się.
- Jak się spało?
- Nawet miło. Tylko że kanapa skrzypi jak stary okręt podwodny.
- No cóż, stara już jest.
- No. - cmoknął. - W sumie, moja niczego lepsza.
- Racja. - zaśmiałam się lekko.
Z kuchni wyszła moja siostra z talerzem jajecznicy oraz kubkiem herbaty.
- O, witam panią detektyw. - przywitała mnie, podając talerz Hankowi.
- Witam panią kucharkę. - uśmiechnęłam się.
- Już idę po twoją porcje. - rzekła, idąc z powrotem w stronę kuchni.
- Czekaj, pomogę ci. - wstałam z kanapy i ruszyłam w nasze miejsce docelowe.
Nałożyłam danie na dwa talerze, siostra wlała owocowej herbaty do mojego miętowego kubka a potem do swojego białego i wróciłyśmy do salonu.
- Czemu nie jesz? Jedz, smacznego. - rzuciła szatynka w stronę mężczyzny, siedzącego już przy stole.
- Czekałem na resztę.
- Jak miło. - Raven dramatycznie złapała się za serce.
Reszta przedpołudnia zeszła normalnie. Zjedliśmy śniadanie, doprowadziliśmy się do normalnego stanu (choć było to trudnym zadaniem), a Hank wziął swój królewski bicz do do siebie dziesięć minut temu.
- Może coś porobimy? - zapytała Raven, czesząc swoje długie, kręcone włosy.
- Co masz na myśli?
- Może... Spacer? - zaproponowała.
- Może być. - oznajmiłam, nie sądząc że było to głupim pomysłem.
Warto się jednak trochę ruszyć z kanapy. Szczególnie jak się siedzi samotnie w domu nad aktami.
- A dokąd chcesz iść?
- Gdziekolwiek, wybieraj.
- Dobra, coś wymyślimy na spontanie jak zwykle. - wymamrotała.
CZYTASZ
Fearless | Detroit: Become Human
ActionChodzące androidy, żyjące własnym życiem, to już codzienny widok w mieście Detroit. Niestety, ale nie wszyscy tolerują życia w mieście pełnym od maszyn. Byłam jedną z nich. Do czasu, aż pewnego dnia na służbie nie poznałam kogoś, kto zmienił moje p...