19 ~ the end.

376 34 13
                                    

Kilka dni przeleżałam w łóżku zastanawiając się, co będzie z dzieckiem które znaleźliśmy. Myślałam, że mnie wreszcie szlag jasny trafi. Ale po killu dniach dostaliśmy telefon z policji i okazało się, że rodzina dziecka nie żyje a on jest sierotą. Nie wiadomo jednak, kto go porzucił w lesie.

Nie mogłam tego tak zostawić. Ta jedna godzina spędzona z tym małym brzdącem wystarczyła mi abym poczuła coś, czego nigdy wcześniej jeszcze nie doświadczyłam. To chyba był instynkt macierzyński. Po prostu musiałam o niego zawalczyć.

Ja i Connor postanowiliśmy zaadoptować chłopca. Z racji tego, iż bobas miał imię jeszcze po jego rodzicach, mogliśmy go nazwać na nowo, więc padło na Zephyr. Zephyr Cole Pines.

Nie powiem, nie było łatwo. Otóż Zephyr był zwariowanym dzieckiem potrzebującym ciągłej uwagi, ale Connor zdał złoty medal najlepszego ojca roku 2039.

————————————————————

11 listopada 2039, godz. 20.

Jest wieczór, godzina dwudziesta,
i piździ jak na Syberii.

Stoję teraz w kurtce, w grubym szalu, w czapce z pomponikiem na głowie i z dłońmi schowanymi w kieszeniach Connora.
Stoimy tak, słuchając wypowiedzi Markusa.

- Witajcie, bracia i siostry. Zebraliśmy się tu dziś, z bardzo ważnego powodu dla nas, androidów. - zaczął heterooki. - Rok temu, kiedy trafiłem na złomowisko przez osądzenie mnie o zabójstwo słynnego malarza, Carla Manfreda, wtedy pierwszy raz w życiu poczułem emocje. Złość do ludzi. - rzekł emocjonalnie. - I odnalazłem w tamtym momencie cel. Cel, aby wyzwolić moich braci z niewoli. I dzięki nam wszystkim i tym co upadli, żyjemy i możemy im teraz za to podziękować. I dlatego świętujemy dzisiaj, ponieważ dziś, jedenastego listopada, mija rok odkąd staliśmy się wolni!

Wszystkie defekty zaczęły klaskać i wiwatować, razem ze mną i Connorem.

Było bardzo ciężko, ale nareszcie wygraliśmy tą wojnę i teraz androidy mogą żyć własnym życiem, na własnych papierach i na własnych zasadach.

Mimo, iż sama jestem człowiekiem, to te istoty stały się częścią mojego życia. Stały się częścią mojej rodziny, którą utraciłam.

I wiecie co? Nigdy bym nie powiedziała, że kiedykolwiek polubię androidy. Wręcz przeciwnie - do bólu ich nienawidziłam. Ale nigdy nie pomyślałam o tym, że one też czują, że one mają ulubione rzeczy, i że nawet umieją kochać. Oni chcą tylko wyboru życia.

Tak jak mój kochany Connor.

Przez ten rok nauczyłam się wiele. O tym, że każdy chcę żyć swoim życiem. O tym, jak być matką. O tym, że moja rodzina, pomimo że jej już ze mną nie ma, ochrania mnie non stop. I o tym, że być kurą domową nie jest aż takie złe.

Całe życie marzyłam o wspaniałej karierze jako żołnierz. I spełniło się, bo jednak nadal jestem zapisana w książce stanu Michigan jako jeden z najlepszych żołnierzy w historii, którym dość szybko się stałam. Postanowiłam jednak porzucić to wszystko, razem z moim życiem w Detroit, w grobie moich rodziców i siostry. Niechaj im ziemia tego przeklętego miasta lekką będzie.

Zaczęłam nowe życie w Kanadzie. Uwielbiam mój dom, mojego męża, mojego syna, i mojego ojca chrzestnego, który nie mieszka już z nami.

Tak moi drodzy, Hank Anderson nareszcie się zakochał. Życzę jemu i Marinie jak najlepiej.

Niezmiernie długą drogą zaczęło się nasze śledztwo o defektach. Jednak mogę tak naprawdę podziękować kapitanowi Fowlerowi, który przydzielił mnie do spraw z defektami. Bo gdyby nie to, nie poznałabym mojego męża.

Mój ojciec zawsze powtarzał, że rodzina Pines nigdy się nie poddaję, i miał rację. Naszą historie opowiem kiedyś mojemu synowi, a nawet i jego wnukom, żeby wiedzieli, że jesteśmy nie do zdarcia.

Po tym roku doszłam do wniosku jednej rzeczy: Jestem nieustraszona.

KONIEC.

——————————————————

No więc kochani, tutaj jest koniec historii Xepher, Connora i Hanka. Mam nadzieję, że bawiliście się tak samo fajnie jak ja.

To było 7 miesięcy ciężkej pracy, ale i bardzo przyjemne 7 miesięcy. Nauczyłam się wiele o tej platformie i o pisaniu i chcę to kontynuować.

Strasznie chciałam podziękować Wam, czytelnikom. Za to, że czytaliście, że wspieraliście, za pozytywne komentarze i za to, że moja książka zawitała w Waszych bibliotekach.

Liczba słów rozdziału: 654

Pełna liczba słów książki: 46.716

Fearless | Detroit: Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz