Przez ten tydzień nie działo się wiele. Jedynie dogadałam się z właścicielem mieszkania i złożyłam papiery do wyprowadzki. Właściciel mieszkania nazywał się Owen Terry i był biznesmenem. Niezbyt byłam jego fanem, ale szanowałam go. Zapewnił nam super warunki, za małe koszta.
Kiedy do niego zadzwoniłam, wytłumaczyłam mu sytuację, a on współczuł mi i oznajmił, że za trzy dni przyjedzie do Detroit. Gadaliśmy przedwczoraj, więc powinien być jutro.
Zwolnienie również wysłałam do policji. Narazie nie dostałam żadnej odpowiedzi bo posterunek jest chwilowo zamknięty, ale ponoć ma być ponownie otwarty za tydzień. Kapitan i reszta pracowników również ucierpiała, może i nie fizycznie, ale psychicznie.
Gavin postanowił wziąć wolne i zwiedzić swój wymarzony cel, czyli Meksyk. Niech chłopina jedzie, odpocznie trochę od androidów i ludzi.
Ja z Connorem i Hankiem przetrzepaliśmy cały internet, aż znaleźliśmy niezły domek w Toronto za małe koszta. Idealny na początek. Wiecie, co jest najśmieszniejsze? To, że z Toronto mamy wszędzie blisko do Ameryki. Może i lepiej? Może jeszcze wrócimy do kraju, a może do Detroit? Nie wiem, gdzie nas wywiezie za rok, pięć, dwadzieścia. Nie obchodzi mnie to. Narazie chcę zacząć od nowa, chcę zacząć układać życie z Connorem, i pomóc Hankowi w walce z alkoholizmem.
Pogadałam również z właścicielką tego domku w Toronto. Starsza pani po siedemdziesiątce, która chce zamieszkać w małym mieszkanku na odludziu. Nie powiem, przemiła babka. Bardzo fajnie mi się z nią rozmawia. Kobieta ma córkę która ma syna w moim wieku, ale to mało ważne. Staruszka gadała ze mną chyba z dwie godziny, ale zapewne pragnęła po prostu rozmowy lub zapoznania się ze mną. No nic, pogadałyśmy, uzgodniłyśmy, i wprowadzamy się 25 listopada. Klucze od mieszkania oddaję jutro, więc razem z Connorem pomieszkamy chwilę u Andersona.
Zacznie się istny armagedon.
————————————————————
18 listopada, godz. 11.
- Connor, cały jesteś w sierści! - pisnęłam niezadowolona, odchylając się do niego na kanapie.
- Wybacz. - szatyn zdjął bawełnianą bluzę porucznika, po czym ponownie mnie objął.
- Nic się nie stało.
Tak naprawdę nie było momentu, w którym weszliśmy w związek. To się tak samo stało. Ot, cała historia. Niestety nasze początki nie należały do najlepszych. Wcześniej nawet nie chciałam widzieć jego dobrych stron. Kiedy ja opieprzałam mu dupę, on próbował znaleść sposób aby poprawić mi humor. Mimo to, kocham go całym sercem i przejrzałam już na oczy. Androidy nie są złe. Chcą żyć swoim życiem, i uczyć się wszystkiego co nowe. Jak dzieci.
I przez ten tydzień, nauczyliśmy się wiele o sobie, co było piękne. Czuję się zaszczycona, że mogę być jego partnerką a zarazem przyjaciółką.
- Powiedzcie mi, jakie plany na dziś? -
zapytał Hank z kuchni.- Pakowanie i wyrzucanie. - odrzekłam, po czym westchnęłam. - Trzeba się tym zająć, zanim pan Owen przyjedzie.
- Mam wam pomóc?
- Nie, nie trzeba.
- No dobrze.
- Dobra. - chrząknęłam. - Im szybciej się z tym uwiniemy, tym lepiej.
- Racja. - mruknął Connor, zakładając na siebie kurtkę oraz czapkę.
- Dobra, widzimy się później dzieciaki. - pomachał nam mężczyzna na pożegnanie.
Powiem szczerze, że mieszkanie z Hankiem nie jest aż tak złe, jak się mogło wydawać. Porucznik powoli zaczął odstawiać alkohol i bierze się w garść. Posprząta po sobie, a nawet zrobi zakupy.
CZYTASZ
Fearless | Detroit: Become Human
ActionChodzące androidy, żyjące własnym życiem, to już codzienny widok w mieście Detroit. Niestety, ale nie wszyscy tolerują życia w mieście pełnym od maszyn. Byłam jedną z nich. Do czasu, aż pewnego dnia na służbie nie poznałam kogoś, kto zmienił moje p...