15 ~ goodbye stream.

347 32 8
                                    

11 listopada, godz. 13.

Miałam ogromny problem, aby wstać z łóżka. Przez wczorajsze bijatyki i stres, dostawałam nerwobóle. Ale dzięki Connorowi, życie stało się jakieś łatwiejsze.

To on daje mi moc, to on pomaga mi poskładać myśli, i to on budzi mnie rano, rzucając we mnie lodowatą ścierą. Connor nie potrzebuje snu jak reszta ludzi, to się biedak nudzi.

Szczerze powiedziawszy, przespałam może z trzy godziny, bo od powrotu do domu aż do samego rana, z Connorem rozmawialiśmy o tym co chcemy uczynić dalej. Bardzo długa dyskusja doprowadziła nas do jednej decyzji, o której dowiedzieć się jeszcze musiał Hank.

Nie mogłam również spać przez Reeda, który nie odezwał się ani razu po nagłym zniknięciu. Bałam się, że mogło mu się coś stać, albo że nie przeżył spotkania z jednym z agentów FBI. Gavin nie byłby Gavinem, gdyby dał się bez wygadanej gęby i bijatyki.

No, i o wilku mowa. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich, odkluczyłam, a przed progiem drzwi stanął nikt inny jak nasza zguba, detektyw Gavin Reed.

- Jezu, Gavin! - pisnęłam. - Wchodź!

- Xeph, ja cię tak bardzo przepraszam...  - mamrotał on, kierując się w stronę salonu.

- Spokojnie. Usiądź, zrobię ci melisę. - oznajmiłam, wchodząc do salonu. - Connor, zajmij się gościem.

- Cześć, Gavin. - przywitał się szatyn.

- Siema, byku! Gratuluję wygranej!

Mężczyźni zaczęli rozmawiać w salonie, a ja zniknęłam w kuchni, więc niezbyt słyszałam o czym gadali. W sumie, nie obchodziło mnie to. Cieszyłam się tym, że po tylu nieprzyjemnych sytuacjach między nimi, nareszcie się dogadują. I pomyśleć że to wszystko przeze mnie.

Kiedy zrobiłam Gavinowi herbatę, wróciłam do salonu. Podałam mu napój, po czym usiadłam obok Connora.

- Dobrze, a teraz opowiedz nam na spokojnie, co się z tobą działo? - odrzekłam.

- Otóż tak. Byliśmy na chacie Hanka, ale postanowiłem wrócić do siebie. Tam zgarnęli mnie agenci ale puścili mnie wolno gdy pokazałem im odznakę. Chwilę tam z nimi podyskutowałem, ale wtedy dowiedziałem się, że w Ferndale agenci FBI zatrzymują kogo wlezie, a i nawet że mordują. Postanowiłem pójść sprawdzić co dzieję się na Hart Plaza, ale następni agenci przetransportowali mnie do domu i kazali mi tam zostać. To było już po rozmowie łoki-toki.

- Ale to się nie trzyma kupy. - jęknęłam.
- Przecież nie tylko w Ferndale strzelali, ale i również w Detroit.

- Xeph, ja naprawdę nie mam bladego pojęcia. Mimo to, uszedłem z życiem. Wybacz mi że nie odezwałem się szybciej. Przez to całe zamieszanie, zgubiłem gdzieś telefon.

- Najważniejsze, że jesteś cały.

- Masz rację, wy też. A jak tam ogółem u was? Co się działo?

- Cóż, przez dobę kryliśmy się w opuszczonym kościele z resztą defektów oraz Markusem. - tłumaczył Connor. - A później się rozdzieliliśmy. Oni poszli na wojnę z policją i FBI, a my na uwolnienie reszty androidów z CyberLife.

- No to ładnie. - rzekł, po czym rozejrzał się po mieszkaniu. - No a gdzie Raven?

Na to pytanie, serce stanęło mi w gardle. Ale on nie wiedział, co się stało. Miał prawo wiedzieć. Nie miałam mu za złe ani za zapytanie tego, ani za opuszczenie domu Andersona.

- Niestety... nie jest już z nami. - mruknął Connor.

Mężczyzna zrobił duże oczy, po czym schował głowę między rękoma.

Fearless | Detroit: Become HumanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz