Zima.
Sezon zwiastujący koniec roku oraz jedno z najważniejszych chrześcijańskich świąt, czyli Boże Narodzenie.
Każdy na świecie świętuje inaczej. Na przykład w Ameryce Południowej, ludzie jedzą posiłek po godzinie dwudziestej przy grillu. W Afryce dekoruje się domy kwiatami oraz innymi gadżetami, a zamiast choinki, mają w salonie drzewo cyprysowe. Zaś w Finlandii z racji tego, iż Święty Mikołaj pochodzi z Laponii, dla mieszkańców jest to huczna impreza.
Matko, zawsze chciałam zobaczyć Laponię, czyli wioskę Świetego Mikołaja.
Co ja gadam, od zawsze chciałam podróżować, szczególnie po Europie. Niestety nie miałam nigdy okazji.
Może kiedyś, jak pozbieramy się po rewolucji i śmierci Raven, zaznamy wreszcie spokój?
————————————————————
Godz. 11.
Sekundę po przebudzeniu się, poczułam ogromny ból pleców. Owszem wiem, że kanapa Hanka jest cholernie niewygodna, ale że aż tak?
Zaraz, zaraz, to nie jest jego dom. Szlag, zupełnie zapomniałam o naszej przeprowadzce. Przecież jesteśmy w Kanadzie.
Zaśmiałam się pod nosem, po czym zaczęłam oglądać nowe otoczenie. Drewniana chałupa z ogromnym oknem oraz wyjściem na ogródek. W środku świątecznie udekorowany salon, ciemno-drewniana kuchnia, i nadal palący się kominek. I wtedy macie mnie, placka Xeph, który leżał wywalony jak żaba na podłodze. Ale przyznam, że dywan jest w cholerę wygodny.
Postanowiłam poszukać reszty osobników. Wstałam więc jęcząc z podłogi, i krzyknęłam.
- Jest tu kto?
Żadnej odpowiedzi.
No dobra, może są na górze, pomyślałam. Podreptałam więc na górę. Zapukałam do drzwi sypialni porucznika, i zgadnijcie co? Żadnej odpowiedzi.
Czując niemiły zapach który się ode mnie wydobywa, poszłam się wykąpać. Weszłam do mojej i Connora sypialni. Tam również nikogo nie zastałam.
Psiamać, gdzie oni wszyscy są?
Zrezygnowana szukaniem reszty domowników, poszłam w końcu w stronę łazienki. Z racji tego, iż jest to mój pierwszy poranek w nowym domu, postanowiłam dać upust nerwom i wejść do wanny. Rozgrzeję tym też mój kręgosłup.
Leżałam w gorącej kąpieli i myślałam o wszystkim i o niczym. Rozmyślałam o tym, co tam teraz porabiają Gavin i Markus, czy wszystko u nich dobrze, i czy w o nas myślą.
W tamtym momencie, do moich uszu doszedł huk na dole. Lekko wystraszona (bo jednak byłam sama w domu), założyłam szybko szlafrok i złapałam za pierwszą lepszą broń, którą okazała się być moja prostownica. Zeszłam cicho na dół, a tam zastałam otwarte na oścież drzwi na ogródek. Czując przewiew zimna zamknęłam je szybko, a po tym za moimi plecami usłyszałam krzyk.
- Kurwa, jebany koszyk!
Omal nie zabiłam Hanka Andersona.
On widząc mnie całą mokrą w szlafroku i z prostownicą w dłoni, wpierw wystraszył się mnie i zamachu którego prawie dokonałam, a później wybuchnął śmiechem, wypuszczając z rąk lniany koszyk pełnego kawałków drewna.
- Sorki, chwilowo zapomniałam, że nie mieszkam sama. - wydukałam między przerwami śmiania się.
- A ja myślałem, że mnie chcesz zabić za te ciastka z poprzedniego tygodnia.
CZYTASZ
Fearless | Detroit: Become Human
ActionChodzące androidy, żyjące własnym życiem, to już codzienny widok w mieście Detroit. Niestety, ale nie wszyscy tolerują życia w mieście pełnym od maszyn. Byłam jedną z nich. Do czasu, aż pewnego dnia na służbie nie poznałam kogoś, kto zmienił moje p...