Rozdział 5

2.1K 91 5
                                    

,,Porwanie"

Perspektywa: Malia
Właśnie skończyły się lekcje więc miałam zamiar wrócić do domu. Wyszłam ze szkoły i stwierdziłam, że pójdę przez las bo czemu nie. Chciałam się przejeść i przemyśleć pare rzeczy. Szłam powoli w kierunku lasu rozglądając się dookoła. Dziś zostawiłam książkę Kai'a w domu z oczywistych powodów i już nie bałam się, że ktoś mi ją ukradnie albo wykorzysta do czegoś złego, chociaż większości zaklęć nie są w stanie rzucać zwykłe czarownice czy czarownicy. Szłam powoli kiedy nagle usłyszałam jakiś szum w krzakach. Nie odwróciłam się jednak chcąc zaskoczyć osoby w krzakach ponieważ słyszałam więcej niż jedno serce i to nie człowieka. Szłam dalej aż coś powaliło mnie na ziemię.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam jakiegoś faceta, który uśmiechał się w psychopatyczny sposób. Natychmiast wstałam zauważając jeszcze dwóch facetów.

- Uciekaj... Będzie zabawniej.- powiedział jeden z chytrym uśmiechem. Próbowałam użyć magii ale z jakiegoś powodu nie zadziałała.

Posłuchałam rady jednego z nich i zaczęłam jak najszybciej uciekać. Biegłam ile sił w nogach
w stronę mojego domu ale wpadłam na inny pomysł. Kiedy byłam już daleko od nich zadzwoniłam do jedynej zaufanej osoby. Rebeki.

- Cześć Lia...- zaczęła coś mówić ale nie dałam jej dokończyć.

- Rebekah, pomóż mi! Jestem w lesie i moja magia nie działa a jakieś wampiry mnie gonią!- oznajmiłam szybko wznawiając bieg.

- Zaraz będę.- odparła szybko po czym się rozłączyła.

Ja natomiast stanęłam pod jakimś drzewem zastanawiając się jak zostawić jakiś ślad na wypadek gdyby coś mi się stało. Podniosłam z ziemi jakiś ostry kamień i szybko wyryłam na drzewie przezwisko nadane mi przez blondynkę, które brzmiało ,,Lia".

Kiedy skończyłam usłyszałam głos za plecami więc się odwróciłam. Pamiętam, że dostałam czymś w głowę... Zemdlałam.

Perspektywa: Rebekah
Siedziałam w salonie malując paznokcie. W salonie byli również moi bracia szukający jakichś informacji w starych książkach. Nagle zadzwonił mój telefon, który leżał na stoliku obok Kol'a.

- Kto dzwoni?- zapytałam patrząc na niego.

- Twoja rzekoma przyjaciółka.- odparł

- Odbierz i daj na głośnik.- rozkazałam bratu a on niechętnie wykonał polecenie. - Cześć Lia...- dziewczyna nie dała mi dokończyć.

- Rebekah, pomóż mi! Jestem w lesie i moja magia nie działa a jakieś wampiry mnie gonią!- powiedziała szybko na co zwróciła uwagę mojego rodzeństwa.

- Zaraz będę.- odpowiedziałam natychmiast a Kol zakończył połączenie.

Szybko wstałam z mojego miejsca chcąc podejść do drzwi ale zatrzymał mnie głos Kol'a.

- Czkaj na nas! Idziemy wszyscy.- krzyknął a za nim pojawili się Nik oraz Elijah. Posłałam im wdzięczne spojrzenie.

Wszyscy szybko wyszliśmy z domu kierując się
w stronę lasu na piechotę ponieważ to nie było daleko. Zaraz potem staliśmy po środku lasu a ja poczułam zapach dziewczyny. Inni też go poczuli ponieważ zmarszczyli brwi. Kol chciał coś powiedzieć ale Niklaus go wyprzedził.

- Rozdzielmy się. Wy idźcie razem a ja pójdę
z Rebeką.- oznajmił na co pokiwaliśmy głowami
i poszliśmy w inne strony.

Ja i Nik poszliśmy z lewo a Elijah oraz Kol w prawo. Rozglądałam się po lesie mając nadzieję, że coś znajdziemy.

- Kim jest twoja przyjaciółka? Pachnie... Dziwnie.- zapytał zmieszany Niklaus patrząc na mnie.

- Heretykiem.- odparłam dalej rozglądając się po lesie. Nik pokiwał głową i również zaczął się rozglądać.

Chodziliśmy tak przez chyba dwie godziny aż znaleźliśmy jakąś wskazówkę. Był to wyryty na drzewie napis ,,Lia" a na ziemi było trochę krwi. Po niedługim czasie dołączyli do nas również pozostali dwaj bracia.

- Nie podoba mi się to.- oznajmiłam patrząc na drzewo z wyrytym napisem oraz kręcąc głową.

- Musieli ją porwać. Jeśli to te same wampiry, które grasują po mieście to twoja przyjaciółka jest w ciężkiej sytuacji.- oznajmił lekko zmartwiony Elijah.

Nik i Kol wyglądali na mało przejętych sytuacją. Ja ruszyłam bez słowa dalej w las tam, skąd pochodził zapach. Usłyszałam jak Kol westchnął i ruszył dalej za mną.

- Niedaleko jest domek letniskowy. Może tam coś znajdziemy.- oznajmił Nik po czym znów wszyscy ruszyliśmy w drogę.

Martwiłam się o Malię ponieważ to moja jedyna przyjaciółka w Mystic Falls. Chociaż nie wiem o niej dużo a tak właściwie to praktycznie nic bardzo ją lubię i nawet mam pewniej ciekawy pomysł. Szliśmy tak około piętnastu minut a zapach się nasilał przez co wiedziałam, że jesteśmy coraz bliżej celu. Nagle odezwał się Kol.

- Czułem już ten zapach. W domu Salavtore'ów.- na jego słowa zmarszczyłam brwi. - Jeśli to ona ich załatwiła to już ją lubię.- dodał z uśmiechem.

Uśmiechnęłam się lekko na jego słowa. Parę minut później staliśmy już pod domkiem letniskowym. Mieliśmy tam wejść kiedy usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk. Co dziwne nie był to damski krzyk.

- Twoja przyjaciółka ma ciekawy głos.- powiedział rozbawiony Klaus a ja tylko przewróciłam oczami a potem skierowałam się w stronę wejścia do domu.

Pozostali poszli za mną zaciekawieni krzykami.

NOTATKA OD AUTORA
Zapraszam do komentowania oraz głosowania 😘

The Younger ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz