Rozdział 23

1.1K 47 10
                                    

,,Alfa"

Perspektywa: Malia
Kiedy dotarliśmy już pod mój dom zaprosiłam Rebekę ponieważ jeszcze u mnie nie była. Od razu poszłam na górę do pokoju mojego brata i zabrałam z niego książkę z zaklęciami spisanymi przez niego. Wróciłam na dół razem z książką oraz mapą. Od razu rozłożyłam wszystko na stoliku.

Wszyscy przypatrywali mi się z ciekawością. Usiadłam na kanapie a potem wysunęłam swoje kły i ugryzłam się w rękę, w której trzymałam książkę brata. Krew z mojej ręki polała się na mapę a ja położyłam rękę na książce po czym zamknęłam oczy i odetchnęłam uspokajająco. Wypowiedziałam zaklęcie mając nadzieję, że Kai zdjął klątwę.

Moje przypuszczenia się potwierdziły kiedy krew na mapie zaczęła się poruszać. Zatrzymała się na jakimś zadupiu przez co zmarszczyłam brwi patrząc na wszystkich po kolei. Theo wstał szybko z miejsca i skierował się w stronę drzwi z zamiarem pojechania tam ale zatrzymał go głos Octavii.

- Theo, czekaj. Idziemy tam wszyscy.- rzekła pewna siebie na co pokiwaliśmy głowami. Theo tylko westchnął ciężko i chciał coś powiedzieć ale Klaus mu przerwał.

- Nie możesz tam iść sam, zabiją cię.- wyjaśnił średnio przejęty. Wiedziałam, że Klaus jest tu tylko ze względu na mnie.

Wstałam z kanapy a potem udałam się do komody, w której był klucz do mojego auta. Wyjęłam go i wymieniłam ze wszystkimi porozumiewawcze spojrzenia a Klaus lekko się do mnie uśmiechnął. Wszyscy wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Ja oraz Klaus siedzieliśmy z przodu a Theo, Rebekah oraz Octavia z tyłu.

Na miejsce jechaliśmy około czterdziestu minut. Okazało się, że owym miejscem jest jakiś opuszczony magazyn. Zmarszczyłam brwi tak samo jak dziewczyny. Wszyscy wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę wejścia.

Perspektywa: Kai
Obudziłem się z lekko bolącą głową i rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w jakimś dosyć ciemnym pomieszczeniu, w którym zauważyłem jakąś postać. Zmarszczyłem brwi ponieważ nie był to facet, który mnie porwał.

- Kim ty do cholery jesteś?- zapytałem wstając powoli z grymasem na twarzy.

Dlaczego nie jestem związany, czy coś?

Kiedy stanąłem na równe nogi mężczyzna obrócił się do mnie. Był dosyć stary w porównaniu do mnie a na oczach miał okulary. W ręce trzymał laskę i uśmiechał się miło.

- Jestem Deucalion. Alfa nad alfami. Miło cię poznać Malachai'u Parkerze.- powiedział na co zmarszczyłem brwi.

- Nie wiem co mam wspólnego z tobą ani tamtym kolesiem, wyjaśnisz?- zapytałem nadzwyczaj spokojnie krzyżując ręce na piersi.

Jestem ciekawy jak to się rozwinie..

- Oczywiście. Nie chodzi nam o ciebie tylko o bliską ci osobę.- odparł również spokojnie składając ręce za plecami. Od razu połączyłem fakty i zrozumiałem, że chodzi o Theo.

- Co wam zrobił?- zapytałem bez emocji podchodząc do niego powoli. - Zabiłeś jego watahę więc musiał coś zrobić.- dodałem.

Ten odwrócił się do mnie plecami i spojrzał na stół naprzeciwko. Na owym stole leżała jakaś książka.

- Lubię odkrywać talenty. Widzę potencjał w twoim przyjacielu ale podejrzewam, że nie wybiłby swojej watahy.- odparł kręcąc głową.

Przez chwile analizowałem jego słowa ze zmarszczonymi brwiami.

- Chcesz go w swojej watasze?- zapytałem chociaż znałem odpowiedź. Mężczyzna pokiwał głową a potem odwrócił się w stronę drzwi wyjściowych z hangaru.

- Twoi przyjaciele po ciebie przyszli.- powiedział tak, jakby tego oczekiwał przez co przełknąłem głośno ślinę. - Bardzo chciałbym poznać twoją siostrę, pewnie przyjechała z nimi.- dodał.

W tym momencie do hangaru weszła Octavia, Rebekah, Malia, Theo oraz o dziwo Klaus. Wyglądali na dosyć zszokowanych widząc mnie koło tego całego Deucalion'a. Mina Theo była w tym momencie bezcenna.

- Jeśli już jesteście wszyscy można zacząć negocjacje.- rzekł starzec a wszyscy spojrzeli najpierw na mnie a potem na niego. Posłałem wszystkim spojrzenie mówiące ,,nie wiem co to za wariat''.

- Możesz negocjować, ale ja w tym czasie cię zabiję.- powiedział wściekły Klaus i już miał ruszyć w naszą stronę ale zatrzymał go głos alfy.

- Zabicie mnie jest nieopłacalne dla was wszystkich.- przeskanował nas po kolei wzrokiem. - Nie mogę zabić pierwotnych ale mogę zabić Parker'ów, Theo oraz pannę Blake.- odpowiedział mu na co miny pierwotnych zrzedły zresztą tak jak moja.

- O co chodzi?- odezwała się moja siostra dosyć zirytowanym głosem.

- Razem z moją watahą musimy zrobić w tym mieście parę rzeczy i nikt nie może nam przeszkadzać. Mówiąc najprościej: musicie wyjechać na jakiś czas.- odparł przez co większość się zmieszała. - Nie wszyscy. Zostają Theo oraz Octavia, przydadzą się.- dodał.

- Nie ma mowy.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

- Zgoda.- Octavia i Theo powiedzieli w tym samym czasie przez co ja i moja siostra spojrzeliśmy na nich przerażeni. Theo spojrzał na mnie i widząc moją minę postanowił coś dodać.

- Nic nam nie będzie.- chciałem coś dodać aby ich przekonać ale wyprzedził mnie Deucalion.

- Macie czas do północy aby opuścić miasto. Waszym przyjaciołom nic nie będzie o ile nie wrócicie przed czasem.- po tych słowach wyszedł z magazynu zostawiając nas w osłupieniu.

- Co teraz?- zapytała młoda pierwotna kierując te słowa do swojego brata oraz wilkołaków. - Mamy wyjechać?- dopytała.

- Tak. Nie mamy wyboru.- odparłem oschle po czym wyszedłem z hangaru.

The Younger ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz