He II

1K 14 2
                                    

    Jak typowe stado ziomków toczyliśmy się przez miasto od parku do rynku od żabki do stacji. Około godziny 1 spotkaliśmy Joe i Michela to takie typowe klasowe śmieszki z ciągiem jedynek na koncie i blantem w łapie. Nie są szkodliwi nie są też patusami to po prostu dobre ziomki które nie mają spiny z nikim. Od słowa do słowa zadzownili do Roya po towar. Royo to w sumie mój dobry kolega jest starszy od nas o 5 lat i ma własną kawiarnie dorabiam sobie tam jako kelnerka jest dobrym szefem i przyjacielem. 

-No siemanko, co tam ? - Royo zbił pione z chłopakami mnie i Hope przytulił. 

-Jak tam ogarnięte coś ? - Flynn od razu do sedna. 

-Specjalnie dla was coś wygrzebałem. 

-Dziękujemy nasz zbawco. - Luka tym akcentem kupił Roya już na starcie. Royo zaczął nam skręcać czyste slimy. Oczywiście Hope nie pali ani nie pije jedyna trzeźwa z tego towarzystwa i odpowiedzialna jak widać. Już po chwili jebło każdego. Jak to na nas przystało trzeba sobie coś wkręcić. 

-Ej idziemy po znak ? - Od Boga kurwa? Serio Flynn?

-Jaki znak ? - Totalnie nie ogarnęłam o co mu chodzi.

-No znak drogowy. 

-Ty tak serio ? - W sumie to bardzo ciekawy pomysł. - Ty masz jakąś misje na bani.

-Zawsze chciałem mieć taki znak drogowy najlepiej stop.

-Powinieneś mieć ten z dziewczynką z lizakiem byś robił za przyzwoitkę dzieci. - Zrobiło się pedofilsko. 

-Ej ja jestem za. Postawie sobie taki przed lokalem. Stop ! Trzeźwych nie przyjmujemy. 

-To nie jest dobry pomysł. - Rozsądna Hope myślała że tym nas ogarnie.

-Ej bez kitu też chce znak w domu. Ten ze smutną minką. - Pasowałby do mnie idealnie.

-Nie bądź smutna Nancy. Wszystko będzie dobrze. Ja to bym chciał ten z zakazam wpuszczania czarnych ludzi. - To było bardzo rasistowskie Luka...

-Dobra idziemy na poszukiwania. Wiem gdzie można jakiś zawinąć znaczy teoretycznie nie można ale akurat tam nikt nie jeździ. - Wszyscy udaliśmy się za Michelem. Zaprowadził nas na osiedle Aurora. Wprowadził w uliczkę od której biło mrokiem na kilometr. Wzięła mnie sichza tylko ja i Hope ja w połowie sprawna nie będzie dobrze. 

-Może to nie stop ale za to zakaz wjazdu. - Joe i Michael nie musieli się zbytnio trudzić aby zgarnąć znak i tak trzymał się tylko w połowie pewnie nawet stwarzał już zagrożenie utraty życia gdyby ktoś pod nim stanął. Przysłużyliśmy się światu. Poszliśmy do parku. Zrobiliśmy sobie selfie z piękną zdobyczą. Wyszłam jak debil trzymałam znak i miałam peta w japie w sumie nawet toche ala Papay.

-Ej teraz trzeba będzie zdecydować kto go zabierze do domu. - Sugestia Luki sprawiła że zrobiła się napięta atmosfera ale nie pobijemy się jak dzieci o znak. 

-Myślę że to ja powinienem go wziąć bo to ja wpadłem na ten pomysł. 

-Myślę że powinniśmy go zanieść z powrotem. 

-Jezu Hope spokojnie ktoś mógł umrzeć znak się i tak ledwo trzymał. 

-Ja go niosłem cały czas. 

-Ja pokazałem miejsce gdzie można go znaleźć. 

-Dobra typiarze bijcie się o znak ja spadam jest już 3 a kawiarnie otwieram o 7 może być ciężko a znak mi nie potrzebny nie mam gdzie go trzymać a nie wywieszę tego znaku w kawiarni.

-A no tak obowiązki wzywają. - Powiedziałam tak jakby był superbohaterem w sumie jest bo gdyby nie kawa z jego kawiarenki byłabym codziennie nieprzytomna. 

He. My Teacher.Where stories live. Discover now