1 - "Trochę wychowania by ci się przydało."

1.4K 67 26
                                    

Mama z Markiem wyjechali, więc dopóki nie przyjdzie osoba, która ma mnie pilnować, miałem spokój. Oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zaproszenie Zayna i Nialla.

Zdziwiłem się słysząc dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się, żeby kontrola przyszła tak szybko.

Widok, który zastałem sprawił, że uśmiechnąłem się od ucha do ucha. W drzwiach stał Irlandczyk z rękami pełnymi piwa, oraz mulat z całą masą czipsów no i zapasem pizzy.

Piliśmy już po kolejnym piwie. Niall mimo narodowości miał najsłabszą głowę, więc przy czwartej butelce położył głowę na kolanach swojego chłopaka przymykając oczy, a Zayn wplątał palce jego blond włoski. Wyglądali przeuroczo. Ciekawe jak to jest mieć kogoś takiego...

Nie. Stop. Nie chciałem się z nikim wiązać. Nie w tym wieku.

Uśmiechnąłem się do Zayna wzrokiem wskazując na Horana pochrapującego mu na kolanach. On tylko powoli przesunął Irlandczyka tak, żeby sam mógł wstać.

- Masz jakiś koc? - szepnął, patrząc z rozczuleniem na swojego chłopaka.

- Pewnie. Zaraz wracam, a ty połóż go tak, żeby rano nie marudził, że go wszystko boli, jak ostatnio.

Widok, który zastałem jak wróciłem, sprawił, że prawie wytrzeźwiałem. Na kanapie siedział przystojny brunet z kręconymi włosami do ramion i koszuli, której nie zapiął pierwszych kilku guzików.

- Dobry wieczór? - powiedziałem spoglądając na bruneta podejrzliwie.

- Lou, to my już pójdziemy. - Zayn z blondynem wyszli z mieszkania i teraz zostałem sam.

Sam z obcym mężczyzną w swoim domu. Jedno co trzeba mu przyznać to to, że jest naprawdę przystojny.

-Cześć, Louis tak? - usłyszałem głęboki, spokojny głos, po czym brunet wstał z kanapy, aby podać mi rękę.

-Um tak, Louis. - gdzie się podziała moja pewność siebie gdy jej potrzebuję?

- Harry. - przedstawił się. - Nie chciałem wam przeszkadzać, ale zobaczyłem zapalone światło z twojego domu i chciałem zobaczyć czy wszystko dobrze.

- Jasne. - powiedziałem i w końcu odłożyłem ten nieszczęsny koc na kanapę, obok której się znajdowaliśmy. Poczułem jak moja pewność siebie wraca na swoje miejsce. - Mam do ciebie pytanie. Dlaczego akurat ty zgodziłeś się mnie pilnować?

- Chciałem być uprzejmy wobec twoich rodziców.

- Mamy i ojczyma. On nie jest moim ojcem. Nie jest i nigdy nie będzie. - dlaczego tak ciężko wszystkim to zrozumieć?

- Czemu go tak nienawidzisz? - spytał tonem conajmniej psychologa. - Wyglądał jakby się martwił, gdy twoja mama przyszła do mnie z prośbą.

- Oj uważaj, bo uwierzę, że Mark się o mnie martwi. Martwi się jedynie o to, abym nie rozwalił mu chaty jest jeszcze kilka rzeczy, przez które raczej za nim nie przepadam, ale nie będę z tobą o tym rozmawiać. Widzisz, że nie utopiłem się w butelce piwa, więc chyba sam trafisz do wyjścia. - burknąłem. To, że jest zajebiście przystojny nie upoważnia go do tego, żeby płoszył mi przyjaciół z domu.

- Będziesz musiał znosić moją obecność conajmniej raz dziennie, przez najbliższy miesiąc, więc mógłbyś być trochę grzeczniejszy.

- Jasne. Zakłócasz mi spokój i harmonię w moim domu. Jeszcze mnie wychowuj. Oczywiście.

- Trochę wychowania by ci się przydało. Nad tym popracujemy później.

- Ty się dobrze czujesz? - wcale mnie nie podniecała perspektywa bycia wychowywanym przez Harry'ego. Wcale.

- Świetnie, dzięki, że pytasz. Widzisz? Można być grzecznym i uprzejmym dla gościa.

Westchnąłem cierpiętniczo. Nie wytrzymam tego przez miesiąc.

- Czy mógłbym w takim razie szanownemu panu zaproponować coś do picia? - powiedziałem przesłodzonym tonem. Nie będzie mną pomiatał w moim własnym domu.

- Nie obraziłbym się, gdybyś mi dał jakieś whisky, ale piwem też nie pogardzę. - widziałem ten uśmiech. On serio myślał, że będę jego służącym? No nie w tym życiu.

- W takim razie tak. Whisky kupisz w sklepie, który jest jakieś półtorej kilometra w stronę centrum, ale jest cholernie drogie, więc bardziej opłaca się nadłożyć jeszcze kilometr do takiej, jakby hurtowni. Masz tam ogromny wybór i stosunkowo niskie ceny. Piwo znajdziesz w monopolowym na rogu. Najlepsze są na ostaniej półce po lewej. No chyba, że ruszysz dupę i przyniesiesz coś od siebie z domu. Coś jeszcze panie królewicz?

- Gówniarz. - warknął tylko - Żartowałem z tym alkoholem. Skąd ty w ogóle masz takie szczegółowe informacje? Co młody? Z tego co słyszałem masz dopiero siedemnaście lat. Nie powinieneś być, aż tak zdemoralizowany.

- Żebyś tylko wiedział - zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową - A ty co? Kryzys wieku średniego, że postanowiłeś pilnować prawie pełnoletniego chłopaka? Jako normalny człowiek, w piątek wieczorem powinieneś siedzieć z kumplami, co ja próbowałem robić dopóki nie przyszedłeś. Albo z narzeczoną oglądać romansidła czy coś.

- Oj nie jestem aż tak stary. Kumpel szuka przygód w gejowskim klubie co mnie akurat nie bawi. A dziewczyny nie mam. Jakieś jeszcze pytania? - oczywiście. Jak ktoś tak przystojny nie ma dziewczyny? Czy ten kumpel jest równie przystojny i nie ma nic przeciwko różnicom wieku?

- Ile ty masz właściwie lat? Bo mi wyglądasz na conajmniej trzydzieści. - po oburzonym wyrazie widziałem, że trafiłem w czuły punkt.

- Nie przeginaj młody.

- Dobra pomyliłem się. Trzydzieści pięć. - praktycznie zwijałem się ze śmiechu widząc jego minę.

- Dwadzieścia pięć. A ty czemu siedzisz z przyjaciółmi w domu zamiast iść się bawić, skoro jesteś aż tak "rozrywkowy"?

- Znają nas już w praktycznie każdym klubie w mieście, więc podrobione dokumenty już nie przechodzą. Wyrzucają nas zanim się przywitamy.

- Ty serio masz siedemnaście lat?

- Niestety. - westchnąłem. Nadal nie wiem jak to jest, że jeszcze chwilę temu chciałem go wywalić z chaty, a teraz sobie gadamy o wieku i mojej demoralizacji.

Zapadła chwilowa cisza, przerwana przez wiadomość, która przyszła do bruneta.

- Dobra pójdę już. Myślałem, że Liam żartował z tym gejowskim klubem, ale właśnie ktoś go musi odebrać bo wdał się w bójkę. Narazie młody. Widzimy się jak wstanę.

Miałem chwilowy impuls, żeby go zatrzymać i powiedzieć mu co o tym wszystkim myśle, aby dał sobie spokój i po prostu mówił tylko mojej mamie, że jest wszystko porządku. Potem został on zastąpiony przez obraz pośladków bruneta, gdy pochylał się po kurtkę która na moje szczęście była na podłodze.

Oh okej, nigdy w moim całym życiu nie widziałem tak zajebistego tyłka. Nie licząc oczywiście swojego własnego.

Moje przemyślenia przerwało ciche kaszlnięcie bruneta.

-Dobranoc Louis. - uśmiechnął się i wyszedł na zewnątrz.

Two hearts in one homeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz