POV HARRY
Nie spodziewałem się dziś gości, więc gdy zadzwonił dzwonek niepewnie odłożyłem zrobienego wcześniej drinka, którego proporcje wódki do coli wynosiły jakieś 3/4.
Otworzyłem drzwi, a stał w nich nie kto inny jak Louis, który od razu się niemalże na mnie rzucił.
- Lou... - urwałem gdy poczułem jego usta na swoich. Po raz kolejny tego dnia miałem wrażenie, że właśnie znalazłem to czego szukałem całe życie. Poruszyłem ustami naprzeciw tych jego. Czułem jak napiera na mnie prowadząc wgłąb mieszkania.
- Hazz - mruknął schodząc pocałunkami na moją szyję. Prawie jęknąłem na to uczucie. Z trudem odsunąłem go od siebie.
- Louis jesteś pijany - mój głos był już zachrypnięty.
Ten zaśmiał się tylko wieszając mi się na szyi. Było z nim źle.
- Chodź ze mną. - westchnąłem prowadząc chłopaka do swojego pokoju. Ledwo był w stanie utrzymać się na nogach i byłem bardzo ciekawy jakim cudem dotarł do mojego domu bez wywalenia się po drodze.
- Z tobą wszędzie Harry. - uśmiechnął się dwuznacznie, na co ja tylko zaśmiałem się lekko.
Jakoś dałem radę wciągnąć go na łóżko.
- Połóż się. - rozkazałem, a gdy wykonał moje polecenie ściągnąłem z niego koszulkę, żeby się w nocy nie zagotował.
- Już mnie rozbierasz? Bez żadnej gry wstępnej? - mruknął i znów zaczął mnie niechlujnie całować po szyi. Jęknąłem cicho i, o Boże co ten chłopak ze mną robi. - Mhm wiem, że mnie chcesz. - powiedział kusząco, przenosząc rękę na moje krocze, a ja miałem ochotę go tak mocno... nie stop, on jest pijany.
- Uwierz, że cię chce, bardzo. Ale skarbie, przemawia przez ciebie alkohol. Połóż się i idź spać. - wiedziałem, że jutro i tak nie będzie nic pamiętał. Oderwałem się od niego i wstałem z zamiarem wyjścia i spania na kanapie w salonie.
- Nie musisz wychodzić. Będę grzeczny, śpij ze mną. Proszę. Będzie mi smutno bez ciebie.
- No dobrze. - nie mogłem mu odmówić. - Ale idź spać. - wtuliłem się w jego plecy i pocałowałem w szyje na co mruknął cicho.
***
POV LOUIS
Obudziłem się z przeraźliwym bólem głowy. Nigdy więcej alkoholu.
Czułem przyjemne ciepło drugiego ciała za sobą. Powoli przypominałem sobie co właściwie wczoraj robiłem. Jak wyszedł Niall wypiłem trochę (no okej prawie butelkę) wina i poszedłem do Harry'ego a tam...
Boże jestem debilem.
Ale przynajmniej on też przyznał, że mnie chce i tak pamiętałem wszystko, czemu sam się dziwiłem. Chociaż może wolałbym nie znać szczegółów wczorajszego wieczoru, które niestety pamiętałem. Zbłaźniłem się przed Harrym totalnie.
Brunet poruszył się za mną. Tylko on chyba nadal spał. Poczułem jak mężczyzna ociera się o moje udo i kurwa. Był twardy.
Jęknąłem cicho, gdy zrobił to ponownie. I chyba go tym obudziłem. Cholera.
- Dzień dobry Lou. - mruknął przy mojej szyi, muskając ją prawie niezauważalnie ustami.
- Um hej. - nie wiedziałem co mówić dalej. Rozmowa o tym co się wydarzyło musiała kiedyś się odbyć. Nie chciałem jednak, żeby to kiedyś nadeszło już. Totalnie nie wiedziałem od czego zacząć taką rozmowę i do czego dążyć. Czy powiedzieć mu żebyśmy o wszystkim zapomnieli i żyć tak jak dawniej. Czy może jednak powiedzieć mu, że pamiętam co mówił, i ja też go pragnę. Po raz pierwszy to wszystko było takie skomplikowane. Kurwa.
- Idź pod prysznic młody. - wskazał na drzwi, w których znajdowała się łazienka. - Nadal śmierdzi od ciebie wczorajszym piwem.
- Głowa mnie boli. - zmrużyłem oczy i położyłem dłoń na skroniach, gdy poczułem mocne ukłucie w czole.
- Domyślam się. Czekaj przyniosę ci tabletki. - wstał powoli i skierował się do szafki naprzeciwko łóżka. Chwile w niej pogrzebał i w końcu znalazł moje zbawienie. Dał mi tabletkę i wodę, od razu ją wziąłem i połknąłem.
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Ile z wczoraj pamiętasz?
- Mało, ale napewno mieszałem piwo z winem. - i okej. Może powinienem się przyznać, że pamiętam wszystko dokładnie, ale chciałem zobaczyć jak on to rozegra.
- No cóż. Przyszedłeś do mnie w naprawdę złym stanie. Dziwiłem się jakim cudem utrzymywałeś się na nogach. Gadałeś coś od rzeczy, ledwo cię rozumiałem i przyprowadziłem cię tutaj. Chciałem spać na kanapie, ale kazałeś mi zostać. To chyba wszystko. - okej. Czyli tak wygląda oficjalna wersja wydarzeń.
- Cokolwiek mówiłem, przepraszam.
- Nie ma problemu Lou. Nie zrobiłeś nic czego mógłbyś żałować.
- Dałbyś mi jakieś ciuchy? Te raczej nie nadają się do ponownego użytku. - wytłumaczyłem szybko, żeby nie pomyślał, że tak bez powodu chcę jego ciuchy.
- Pewnie, zaraz znajdę coś z działu dziecięcego.
- Pff. Bez łaski. Będę chodził w samym ręczniku. - prychnąłem. W końcu po co iść do własnego domu się ogarnąć, skoro można łazić w samym ręczniku po domu Harry'ego.
- Grozisz czy obiecujesz? - powiedział niskim głosem. I okej. Tego się nie spodziewałem. W życiu bym się tego nie spodziewał. - Hej, przecież żartowałem - powiedział śmiejąc się z mojej miny.
- Tak, tak. Daj te ciuchy. - również się zaśmiałem.
- Nie ma opcji. Jak powiedziałeś tak zrobisz. - mówiąc to rzucił we mnie ręcznikiem.
- Jesteś głupi.
- Oj tam nie przesadzaj. Jest ciepło, nie zmarzniesz. - powiedział i wyszedł z pokoju, najprawdopodobniej do kuchni.
Czułem się fatalnie. Postanowiłem pójść i się umyć, może to poprawi moje samopoczucie. Wszedłem do łazienki, którą wcześniej brunet mi wskazał. Po prysznicu wziąłem ręcznik i oplotłem go przy pasie. Moje włosy nadal były lekko wilgotne. Od razu skierowałem się do kuchni Harry'ego, zielonooki stał przy blacie, oczywiście w samych spodniach, szykując śniadanie, uśmiechnąłem się na ten widok. On jest tak kurewsko piękny.
Kaszlnąłem cicho, żeby zwrócić jego uwagę.
- Lou, poczekaj chwilę. - powiedział nawet nie do mnie nie odwracając. Poczułem się olany. Mnie się nie olewa.
- Hazz. Widziałeś gdzie położyłem ten ręcznik? Bo nie mogłem znaleźć bielizny. - mówiłem powoli, czekając na reakcje ze strony bruneta. Ten momentalnie wciągnął powietrze i odwrócił się w moją stronę. - No i o to właśnie mi chodziło. - byłem bardzo usatysfakcjonowany, tym że Harry zwrócił na mnie uwagę. - To kiedy śniadanie?
- Daj mi z trzy minuty. - powiedział.
- A co dzisiaj jemy? - spytałem, siadając przy stole. Fakt, że byłem w samym ręczniku jakoś mnie nie krępował.
- Szef kuchni poleca dzisiaj jajka sadzone z bekonem, do tego świeży pomidor i grzanki. Pasuje?
Wszystko co mi dasz mi pasuje okej?
- Hazz, ale ja jestem wegetarianinem. - powiedziałem udając smutnego.
- Och. Rzeczywiście, nie spytałem, czekaj, zaraz zrobię ci bez bekonu. - mówił przejęty. Uroczo się przejął tak drobną sprawą.
- Spokojnie Harold. Przecież nawet jadłem przy tobie pizzę z kurczakiem.
- Trzymaj żartownisiu. - powiedział podając mi talerz ze śniadaniem. Wyglądało świetnie. Zresztą tak jak brunet. - Smacznego Lou.
- Smacznego Hazz.
Zjedliśmy w nieprzyjemniej ciszy. Obaj wiedzieliśmy, że ciężka rozmowa się zbliża i tym razem jej nie unikniemy.
CZYTASZ
Two hearts in one home
FanfictionMama i ojczym Louisa muszą wyjechać więc proszą ich sąsiada o pomoc w pilnowaniu nastolatka, który nie jest dobrze nastawiony na to, aby ktoś go musiał pilnować. Sąsiadem jednak okazał się być mężczyzna, który naprawdę zawrócił Louisowi w głowie, c...